Całkiem niedawno w Ameryce
Ruchy nacjonalistyczne nie są wyłącznym problemem ani Polski, ani nawet Europy. Sierpniowe wydarzenia w Stanach Zjednoczonych pokazały, że ta kraina wolności – jak określa się USA w hymnie narodowym, nie jest miejscem wolnym od ksenofobii, rasizmu i nacjonalizmu.
12 sierpnia w Charlottesville w Wirginii zorganizowano wiec pod hasłem „Zjednoczyć prawicę” w proteście przeciwko planowanemu przez władze miasta usunięciu pomnika generała Roberta E. Lee, dowódcy wojsk Konfederacji w wojnie secesyjnej. Było to największe od ponad dziesięciolecia zgromadzenie prawicowych „białych nacjonalistów” w USA. Podczas starć z kontrdemonstrantami śmierć poniosła jedna osoba – młoda kobieta Heather Heyer zginęła potrącona przez zwolennika prawicy, który umyślnie wjechał samochodem w tłum. Aż 35 innych osób zostało rannych. W trakcie zamieszek w wypadku śmigłowca zginęło też dwóch policjantów.
Śmierć Heather Heyer wstrząsnęła opinią publiczną. Tydzień po wydarzeniach w Charlottesville w wielu miastach w USA odbyły się antynacjonalistyczne demonstracje. Najliczniejszą zorganizowano w Bostonie („nasze miasto – wyjaśnił jeden z demonstrantów – ma długą historię oporu przeciwko uciskowi”; tu przecież zaczęła się amerykańska wojna o niepodległość), gromadząc ok. 40 000 osób Policja, mocno krytykowana za opieszałość w Charlottesville, tym razem przygotowała się znacznie lepiej. Zaniepokojenie budził zwłaszcza wiec „w obronie wolności słowa”, na który zaproszono „libertarian, konserwatystów, tradycjonalistów, klasycznych liberałów, zwolenników Trumpa i każdego, kto ceni sobie swobodę wypowiedzi”, czyli – jak powiedział jeden z mówców – „prawdziwych patriotów”. Wiec, planowany na dwie godziny, zakończył się ostatecznie po trzech kwadransach, a wzięło w nim udział zaledwie kilkadziesiąt osób, oddzielonych kordonem policjantów od tłumu Bostończyków, którzy w obawie, że będzie to w istocie okazja do wystąpień neonazistów i „białych nacjonalistów”, zebrali się w hałaśliwym, ale pokojowym proteście. Z jednej strony wznoszono transparenty z hasłami: „Nie dla faszyzmu”, „Miłuj bliźniego”, „Nienawiść nigdy nie uczyniła Ameryki wielką”, z drugiej padały zapewnienia, ze spotkanie nie ma nic wspólnego z supremacją białej rasy, lecz tylko chroni podstawowe prawa obywatelskie.
Wolność słowa wobec mowy nienawiści to od dłuższego czasu jeden z najbardziej kontrowersyjnych tematów w USA. W sondażu przeprowadzonym od 21 sierpnia do 5 września wśród 5360 dorosłych Amerykanów 59 proc. badanych zgodziło się ze stwierdzeniem, że „poprawność polityczna” zagraża swobodzie wyrażania własnych poglądów. Sondaż zresztą wykazał, że chociaż Amerykanie na ogół potępiają rasizm i ideologię supremacji białych, wielu nadal podziela, a przynajmniej toleruje, zabarwione rasistowsko poglądy popularne wśród skrajnej prawicy. Na przykład, tylko 8 proc. badanych popiera ruch „białych nacjonalistów”, a 89 proc. zgadza się z opinią, że wszystkie rasy powinny być traktowane równo, ale 16 proc. aprobuje małżeństwo jedynie między osobami tej samej rasy, 31 proc. uważa, że „Ameryka musi chronić i pielęgnować swoje białe europejskie dziedzictwo”, a 39 proc. – że „biali są obecnie przedmiotem ataku w naszym kraju”.
Nie jest to tylko kwestia poglądów. Jak wynika z danych Centrum Badań nad Nienawiścią i Ekstremizmem przy uniwersytecie stanowym w Kalifornii liczba przestępstw popełnianych ze względu na rasę, narodowość, wyznanie lub orientację seksualną wzrosła w 2016 roku w całym kraju o 5 proc., a prognozy na rok 2017 nie są optymistyczne. Aktywność obywatelska w tej dziedzinie też nie jest imponująca. Pokojowa demonstracja w Bostonie wywiera wprawdzie wrażenie, ale w tamten wrześniowy weekend antynacjonalistyczne protesty odbyły się w USA tylko w kilkunastu miastach, a liczba ich uczestników sięgała od kilkudziesięciu osób najwyżej do paru tysięcy.
Źródła:
https://www.nytimes.com/2017/08/18/us/demonstration-race-free-speech-boston-charlottesville.html; http://www.chicagotribune.com/news/nationworld/ct-boston-free-speech-rally-20170819-story.html
Anna Skucińska