Widzę, że cała demokratyczna ferajna organizacji skądinąd zasłużonych, plus zestaw znaczących nazwisk, podpisała apel o deeskalację pod nieco już zużytym tytułem „Nie bądźmy obojętni!” Ale ten apel znaczy dużo mniej niż wystąpienia w obronie pokoju na świecie w strefie sowieckiej, bo, zwłaszcza na początku, sporo ludzi w to wierzyło. Teraz patrzymy na inflację petycji i protestów, symulację działań oraz zapychanie naszej uwagi.
Robienie takiej akcji teraz wydaje się szkodliwe, bo stoimy coraz bliżej zdrady aparatu władzy, która zaczyna się coraz lepiej dogadywać z PiS‑em. Rozliczenia (w tym komisja pod wyjątkowo nieudacznym kierownictwem) to jest tylko teatrzyk lalkowy dla entuzjastów PO – ich działania faktycznie nastawione są na eskalację, bo do niczego innego nie są zdolni niż rzucenie paru wyzwisk przed kamerami. Obywatele mogą się zarżnąć i zaeskalować, a władza już się właściwie dogadała. To widać jak na dłoni na przykładzie obsady osobowej w wojsku i służbach – Kosiniak zostawił całą nieudolną generalicję pisowską. To są ludzie, którzy nie potrafią nic, nawet po angielsku się odezwać w środowisku natowskim. Za to świetnie rozumieją na czym polega rola politycznego nominata obsadzonego na zbyt wysokim dla siebie stołku. CBA, zamiast zostać zlikwidowaną, przeżywa drugą młodość. Całkowicie pisowska załoga, której dali jakąś panią do kierownictwa dla niepoznaki, rekrutuje nowych, sobie podległych ludzi i dostaje zadania operacyjne do wykonania. Służbami kieruje Siemoniak, który zna się trochę na policji a nie na służbach, a fachowi oficerowie AW, SKW, ABW, którzy zostali wyparci przez PiS, siedzą na drzewie, a niektórzy są ścigani przez pisowskich sędziów.
Czy na widok tej szopki i władzy, która boi się podjąć realne (a nie showmańskie) działania mam podpisywać apel o deeskalację? To są przecież karty do ręki leniwych polityków. Dlaczego nic nie robiliście? Ano były apele, żeby nie eskalować. Boicie się napisów na ulicy? To znaczy, że do niczego się nie nadajecie. Niestety.
Coraz hojniej dofinansowane organizacje prodemokratyczne okazują się sztampowym jarmarkiem z łatwo przewidywalnymi hasłami i bez większych pretensji do myślenia. To się dzieje też dlatego, że społeczeństwo obywatelskie nie jest należycie informowane o rzeczywistych zagrożeniach. Na przykład o dziarsko formującej się mafii rosyjsko-ukraińskiej i działających we współpracy z nią, bez większych przeszkód, tanich grupach dywersyjnych, rekrutujących (dosłownie za parę dolarów) spośród dziesiątków tysięcy nigdzie nie zarejestrowanej, niepracującej, nieuczącej się młodzieży zza wschodniej granicy. A kontrwywiad jak leżał, tak leży – odbudowuje się bardzo powoli. Nie słyszałem o żadnych znaczących środkach wydatkowanych w tym kierunku.
Wiele NGO‑sów – w tym te zasłużone, które przyczyniły się do pokonania populistów – stoi na rozdrożu. Za PiS‑u organizowały demonstracje, petycje, protesty. Teraz nie wiedzą, czy demonstrować i przeciwko czemu. A trzeba coś robić, żeby podtrzymać kontakt z bazą. Mają nas prowadzić do demokracji, a niektóre same mają problem z wewnętrzną demokracją, transparentnością i praworządnością. Pełni poświęcenia obywatele ustępują miejsca zawodowym działaczom. Dla niektórych z nich nastała normalność i można wreszcie normalnie żyć i pracować. Tylko czar, sens i misja jakby uleciały. Co tu począć, gdy sytuacja jest niejasna, nie ma dokładnie określonego wroga i pojawił się nieszczęsny dar wolności? Może potrzebny jest nowy pomysł na organizację społeczną? Ale to temat na następny odcinek.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR.