Sądzi Pani/Pan, że protestujący rolnicy mają rację?
A) Oczywiście, są solą ziemi, bez nich nic by nie było!
B) Nigdy w życiu, cwaniaki w traktorach za setki tysięcy, przez Kreml wypuszczeni!
Takie głosy słyszę w koło w związku z obecnymi protestami.
Protest rolników po raz kolejny pokazał, jak bardzo brakuje nam umiejętności wydawania sądów zniuansowanych i starających się ważyć racje. Zamiast tego, jak zwykle, cepem. Choć tym razem linie podziału nie są takie oczywiste: ani PiS/nie-PiS, ani prawica/lewica, ani liberałowie.
Czy rolnicy mają pełne prawo do protestowania? Oczywiście. Prawo do pokojowego protestu jest nienaruszalne. Także do protestu utrudniającego nam codzienne życie przez jakiś – niezbyt długi – czas.
Czy mają prawo do bezkarnej destrukcji, np. niszczenia budynków? Do trucia ludzi przez palenie opon? Nie, nie mają. Każdy niszczący powinien być ukarany. Za palenie gumy na protestach czy poza nimi powinny być dotkliwe mandaty.
Czy mają prawo do blokowania przejść granicznych, de facto zmuszając kierowców do koczowania w samochodach przez wiele tygodni? Uważam, że to przekracza prawo do pokojowego protestu. Czy mają prawo do blokowania przejść granicznych w czasie toczącej się u sąsiada wojny? To budzi mój ogromny sprzeciw, i nie tylko mój.
Czy postulaty rolników są słuszne? To ogromny worek spraw bardzo różnego typu. I nic dziwnego: jak już człowiek wyjdzie krzyczeć, to o wszystkich bolączkach. Zbyt niskie ceny skupu. Nadmiar produktów na europejskim rynku. Zmieniające się ramy prawne działania. Wiele innych spraw zapewne. Wszystkie lub prawie wszystkie są rzeczywistymi problemami dotykającymi tę grupę.
Ale czy proponowane rozwiązania są tymi najlepszymi? Czy słuszność w diagnozowaniu swoich problemów sprawia, że rolnicy mają też słuszność w znajdowaniu rozwiązań? Czy receptą na zmniejszającą się rentowność gospodarstw jest rezygnacja z prób ratowania nas przed katastrofą klimatyczną i dewastacją ziemi? Nie, absolutnie nie.
Czy wszyscy mamy się godzić na dalszą masową (nadmierną) produkcję rolną niezbyt zdrowej żywności, stymulowaną przez masowe używanie pestycydów? Nie (choć mam świadomość, że całkowite odejście od tych środków ochrony roślin byłoby mrzonką).
Czy receptą na nadmiar zbóż, owoców, warzyw przybywających z Ukrainy jest zamknięcie sąsiadowi, który jest w stanie wojny i walczy o nasze wspólne bezpieczeństwo, możliwości podtrzymywania działalności gospodarczej (która przekłada się też przecież na potencjał zbrojny)? Absolutnie nie.
Problemów jednak nie rozwiążą ani rzucane w okna jajka, ani bagatelizowanie problemów rynku rolnego. Ani blokady, ani udawanie, że nic się nie dzieje. A już na pewno problemów nas wszystkich nie rozwiąże wycofywanie się z odważnych decyzji Unii, które mają nas ratować przed skutkami katastrofy klimatycznej.
Bardzo bym chciała, by politycy nie ulegali populistycznym pokusom. By umieli szukać rozwiązań pomagających rolnikom, zapobiegających marnowaniu jedzenia, a nie szli po linii najmniejszego oporu i zaczynali opowiadać o wycofywaniu się z Zielonego Ładu, ratującego ziemię, albo z pomocy Ukrainie, która ratuje nas konkretnie.
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.