Problem z ułaskawieniem dwóch przestępców, z którymi prezydent pstryknął sobie pamiątkowe zdjęcie, jest prostszy lub – jak kto woli – bardziej złożony, niż się to wydaje.
W 2015 roku kwestia, czy prezydent może ułaskawić osobę jeszcze nieskazaną, była z prawnego punktu widzenia otwarta. Podręcznik procedury karnej prof. Stanisława Waltosia w wydaniu z tamtych czasów dopuszczał taką możliwość (później autor odstąpił od tego poglądu). Wbrew temu, co się słyszy i czyta w wypowiedziach różnych polityków i dziennikarzy strony demokratycznej, tak szeroko ujęte prawo łaski nie jest absolutnie nielogiczne. Przysługuje ono – właśnie w takim szerokim ujęciu – na przykład prezydentowi USA. I mimo owej nielogiczności USA trwają nadal, ich system się nie załamał. Jest to jakaś reminiscencja monarszego, niczym nieograniczonego prawa łaski. Odmienna wykładnia, którą przyjął Sąd Najwyższy, jest absolutnie dopuszczalna, bardziej odpowiadająca demokratycznemu państwu prawa. Prezydent Duda jednak, udzielając w 2015 roku prawa łaski osobom jeszcze nieskazanym, mógł uważać, że taką kompetencję ma, co nie jest bez znaczenia dla jego ewentualnej odpowiedzialności.
Jeżeli istnieją wątpliwości tego rodzaju, w konkretnej sprawie można je usunąć jedynie przez orzeczenie sądu, a także formalne związanie wszystkich organów państwa prawomocnym wyrokiem. Ktoś mógłby twierdzić, że po myśli prezydenta orzekł także Trybunał Przyłębski. Owszem, orzekł, ale poza wszelką kompetencją. Trybunał rzekomo rozstrzygnął spór kompetencyjny między prezydentem a Sądem Najwyższym. Sporu takiego nie było. Sąd Najwyższy nigdy nie twierdził, że posiada kompetencje do udzielania prawa łaski, a Trybunał mógłby tu ewentualnie orzekać tylko w tej kwestii. To, że orzekał o czymś innym, nie ma znaczenia. Istnienie Trybunału Przyłębskiego oznacza brak Trybunału Konstytucyjnego, który nowa władza musi zorganizować od podstaw.
Pozostają zatem jedynie wyroki sądów powszechnych i Sądu Najwyższego. Spośród dwóch możliwych interpretacji dotyczących prawa łaski Sąd Najwyższy wybrał tę węższą, w myśl której ułaskawić można jedynie osobę skazaną prawomocnym wyrokiem. To pogląd bardziej przekonujący, wyrażany na ogół w nauce prawa. Orzekający sąd powszechny był poglądem Sądu Najwyższego związany (tutaj prezydent, podważając niezawisłość sędziów z uwagi na ich członkostwo w legalnych związkach sędziowskich broniących niezależności, naruszył godność swojego urzędu). Sąd powszechny nie mógł uwzględnić prawa łaski niezależnie od własnego poglądu w tej sprawie.
Prawomocnym wyrokiem związany jest także marszałek Hołownia: niezależnie od tego, co sądzi o prawie łaski, musi stwierdzić wygaśnięcie mandatu. Niczego innego nie może orzec Sąd Najwyższy, który będzie oceniał postanowienie marszałka. Sąd Najwyższy nie ocenia prawidłowości orzeczenia sądu powszechnego, ale to, czy zaistniała przesłanka prawomocnego skazania. Oczywiście, ponieważ orzekać będzie nielegalna Izba Tego i Owego, spodziewać się można prawniczych cudów. Uchylenie wyroku zapadłego w sprawie dwóch panów przestępców może nastąpić orzeczeniem Sądu Najwyższego (Izba Karna) w wyniku kasacji (wywołałoby to problem oceny wygaśnięcia mandatów).
Rozmontowanie wymiaru sprawiedliwości przez PiS miało oznaczać, że nic nie jest ostateczne i wszystko można naginać tak, aby na koniec uzyskać swoje. Prawo i państwo tak nie działają. Dla oceny wygaszenia mandatów nie ma znaczenia, który pogląd na prawo łaski jest trafny. Sąd o prawie łaski wiedział, fakt ten ocenił i wydał prawomocny wyrok. W tej sprawie wiąże on wszystkich, dopóki w odpowiednim postępowaniu nie zostanie uchylony. Doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego Andrzej Duda powinien o tym wiedzieć.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.