Zbliża się kolejna frontowa zima. Jutro jedziemy do Ukrainy z transportem. Po drodze czekają nas protesty polskich kierowców tirów. Patrzę na nie z rosnącym oburzeniem – nie tylko z obawy o to, jak dotrzemy do granicy (pomoc humanitarna jest przepuszczana przez protestujących, ale trzeba się przedrzeć przez kolejki złożone z setek samochodów).
W demokratycznym państwie protest, także uciążliwy, jest w czasie pokoju dopuszczalnym sposobem walki o swoje interesy. Teraz jednak nie mamy czasu pokoju. Na wschodzie, nad Dnieprem i Dońcem, w pochłaniających wszystko błotach rasputicy trwa bezlitosna wojna. Sprawny transport – nie tylko humanitarny czy ze wsparciem dla wojska, ale też komercyjny, to krwiobieg gospodarki. Protest polskich kierowców w takich warunkach oznacza działanie wojenne wspierające Moskali. Osłabia Ukrainę, zmniejsza szanse na jej sukces, a zatem godzi w egzystencjalne interesy nie tylko Ukrainy, ale także Polski.
Gdyby Polska nie była państwem kartonowym, protest kierowców zostałby przerwany środkami adekwatnymi do zagrożenia. Żądania protestujących są różnej natury. Umieszczenie polskich kierowców w systemie ukraińskiej kolejki elektronicznej to naturalny postulat równościowy i polski rząd musi go wymóc na Ukrainie. Nic nie uzasadnia tygodniowego oczekiwania pustych ciężarówek na granicy. Na uwzględnienie natomiast nie zasługuje żądanie ograniczenia konkurencji ze strony ukraińskich przedsiębiorców transportowych. Musimy się oswoić z tym, że Ukraina będzie częścią europejskiego rynku. Jeszcze niedawno polscy kierowcy, którzy skutecznie wypierali z rynku Francuzów i Niemców, oburzali się, kiedy zachodni sąsiedzi próbowali chronić swoje rynki i na przykład wprowadzić płace minimalne. W tej sprawie polska branża transportowa była bardzo wolnorynkowa.
Wielokrotnie poszukiwałem transportu do Ukrainy dla ładunków humanitarnych. Mówiono mi, że tylko do granicy lub najdalej do Lwowa. Bez przedsiębiorców z Ukrainy zorganizowanie tych przejazdów nie byłoby możliwe.
W takich dziedzinach jak transport konflikty są nieuniknione. To trudny i wrażliwy biznes. Szanujmy wolny rynek, bo działa tu najefektywniej. Brońmy polskich kierowców przed dyskryminacją (tym jest brak możliwości rejestracji w ukraińskiej e-kolejce). Jednak państwo w warunkach agresji moskalskiej na naszego sąsiada nie może pozwolić, by protesty na granicy pomagały Moskwie w osiągnięciu jej strategicznych celów. Polska nie może gospodarczo osłabiać Ukrainy. Zrzućmy z naszego państwa karton niemocy.
Wesprzyj Ukrainę poprzez Fundację im. Janusza Kurtyki!
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.