Gdy marszałkini Sejmu odwołuje przerwę tylko po to, by prezes Kaczyński mógł sobie poobrażać opozycję parlamentarną, dzieje się coś bardzo złego. Nie chodzi jedynie o zmienność nastrojów pani Witek czy o przemocowy język pana Kaczyńskiego. To kolejny już przykład łamania praktyk i zasad praworządności. Dzisiaj w felietonie zastanawiam się nad tym, na ile sławetne słowa Kisielewskiego oddają naszą rzeczywistość i co z tego wynika.
„To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”. Każdy z nas zna ten cytat, każda z nas pewnie nie raz się z niego uśmiała. Słowa Kisielewskiego stały się symbolem minionej epoki. Minionej? No właśnie. Nie takiej całkiem minionej. Gdy marszałkini Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej zarządza przerwę w obradach, oznacza to jedno: przerwę. Gdy parę sekund później przerwa zostaje nerwowo odwołana, bo na mównicę zmierza pewien poseł z kocią sierścią na ubraniu i w wiecznie zniszczonych butach, to coś jest nie tak. A kimże jest ten pan, który nawet nie potrafi zadbać o swój wygląd? O wygląd posła, a więc reprezentanta narodu, kogoś, kto powinien się zachowywać i wyrażać parlamentarnie – odpowiedzialnie, z godnością, merytorycznie. Tymczasem ów niechlujny pan bez żadnej odpowiedzialności za własne słowa i czyny staje na najważniejszej mównicy w naszym kraju, by snuć swoje obraźliwe spekulacje.
Problem z Kaczyńskim i PiS-em nie leży tylko w niechlujności, grubiaństwie, jawnym łamaniu zasad. Jest to problem całkowitej nonszalancji władzy, kompletnego braku szacunku dla Sejmu, prawa, społeczeństwa. Nienażarci, roszczeniowi ludzie dali się kupić choremu na władzę człowiekowi, a nam ten upadek demokracji spowszechniał. Po tym, co zrobiła marszałkini Witek – po takim wyrazie uległości wobec tandetnej dyktatury Kaczyńskiego – powinniśmy w całej Polsce wyjść na ulice i protestować. Po tym, co powiedział Kaczyński, obrażając posłów i posłanki opozycji, wszyscy powinniśmy wyjść na ulice i protestować. Nie były to tylko oszczerstwa, ale naruszenie poselskiej odpowiedzialności za kształtowanie obrazu politycznego w Polsce. Nazywanie kogoś agentem rosyjskim w trakcie wojny w Ukrainie to nie tylko kalumnia, nie tylko obraźliwe słowa, ale piętnowanie ludzi, którzy upominają się o prawdę i praworządność. Po tym, co wyprawia Macierewicz z raportami dotyczącymi katastrofy smoleńskiej, prokuratura powinna wszcząć śledztwo w sprawie powołanej przez niego podkomisji.
Już drugą kadencję PiS niszczy nasz kraj nie tylko ekonomicznie, instytucjonalnie, prawnie. Niszczy też naszą świadomość. Przyzwyczailiśmy się do agresji. Już nikogo nie dziwi poselska awantura, krzyki dobiegające z Sejmu. Przyzwyczailiśmy się, że do rządu wchodzą ludzie niekompetentni, za to z chamskim językiem i obsesją wyszydzania, wyklinania i upokarzania swoich przeciwników politycznych oraz wszelkich adwersarzy. Nie robi na nas wrażenia ani misiewiczowanie państwowych urzędów, ani defraudacja finansów publicznych, ani wulgarność, jaka zaczęła nas otaczać. Miałkość, nienawiść i lekceważenie obywateli i obywatelek, a także prawa i zasad społecznych to nasza codzienność.
Problem z niechlujnym wyglądem Kaczyńskiego nie leży tylko w poczuciu złamanej estetyki. To złamanie godności urzędu. Oczywiście, zdarzają się naruszenia etykiety. Premier Kanady Justin Trudeau już parę razy pojawiał się na oficjalnych spotkaniach w kolorowych skarpetkach. Czym innym jednak jest dawanie znaku, po której jest się stronie, lub zachęcanie przez prowokację estetyczną do zmiany stanowiska, a czym innym jest pokazywanie wszystkim dookoła, że ma się ich w dupie. Niechlujność polskiej polityki to ciągła pogarda dla wyborców i wyborczyń, ciągłe okradanie nas z pieniędzy, z poczucia godności, z prawomocności urzędów państwowych. Kaczyński i PiS nie tylko niszczą nasz kraj, ale przyzwyczajają nas do tego, że tak po prostu już jest, taka kolej rzeczy, kto przy żłobie, ten żre łapczywie i na nic się nie ogląda.
Żyjemy w kraju zniszczonym nie tylko przez inflację finansową, ale również przez inflację wartości parlamentaryzmu. Potrzebujemy gruntownej odbudowy, ponownego przepracowania naszej demokracji. W obecnej sytuacji, w której najważniejsze urzędy państwowe służą tylko jednemu: by spełniać zachcianki watażki z Żoliborza, a system parlamentarny kręci się dookoła potrzeb posłów i posłanek z partii rządzącej, nasz dług publiczny rośnie, pogłębia się inflacja społecznych wartości, niszczonego prawa, odpowiedzialności za przyszłość.
Kisielewski pokazał nam niebezpieczną zasadę: obojętność, przyzwyczajenie się do bezprawia dają siłę totalitarnej władzy. Nasza czujność, zmysł politycznej estetyki, w której nikt nie może poza trybem obrażać, wygrażać, sprzeniewierzać i defraudować, to najważniejsze zabezpieczanie demokracji. Dlatego czeka nas bardzo ważne zadanie, być może jedno z najważniejszych w najbliższym czasie: odpowiedzialne wybieranie przyszłych posłów i posłanek Sejmu. To, że jesteśmy w dupie, nie oznacza, że mamy w niej pozostać.
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.