Udało się w końcu pojechać na wakacje, w Bieszczady. Cudowna wieś Wańkowa na końcu świata wciska się w dolinkę otoczoną pokrytymi gęstym lasem górami. Przed nami rozpościera się położona na stoku wzgórza łąka. Rankiem widzimy tam w odległości 200 metrów od nas wilka. Następnego dnia dostrzegliśmy też drugiego wilka. Pośrodku łąki stoi wierzba. Koło niej jest studnia. Kiedyś była wieś, po której ta studnia jest jedynym śladem.
Byliśmy też w cerkwi w Szczawnem. Oprowadzała nas pani, która jest strażniczką tego miejsca. Spytałem ją, czy jest Łemkinią. Odpowiedziała, że w połowie. Jest ich tam jeszcze sześcioro. Trwają jako dzierżyciele pamięci.
W stacji nowo oddanej kolejki linowej, którą można pojechać nad zaporą w Solinie, umieszczono na ścianach i podłogach objaśnienia i wizualizacje. Są ram też rysunki Bojków i Łemków, czyli ludności tych stron (zapomniano o bardzo wielu żydowskich wioskach). Wstrząsnął mną komentarz pod obrazem ubranych w stroje regionalne mieszkańców tych ziem, z którego wynikało, że zniknęli w wyniku „zawieruchy historycznej”. Kolejny złowrogi eufemizm. „Specjalna operacja wojskowa”, „zawierucha historyczna”, nazwy, które mają osładzać gawiedzi odbywające się w jej imieniu ludobójstwa.
W Bieszczadach to poczucie zbrodni, które w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej tu wyrządzono, nie pozwala w pełni zachwycić się cudownością tutejszej przyrody. I nic nie pomaga wiedza, że był i Wołyń. Nie ma zbiorowych odpowiedzialności w sytuacji, gdy nie istnieje państwo. W przypadku wysiedleń ludności ukraińskiej, w tym mieszkających tu od wieków w Bieszczadach Bojków i Łemków odpowiedzialne jest nasze państwo, Rzeczpospolita. Nie schowamy się przed poczuciem winy za zasłoną, że to nie my tylko komuniści. Ludzie żyjący w swoim państwie, nawet niedemokratycznym, ponoszą za działanie tego państwa odpowiedzialność, chyba że mu się przeciwstawiają w sposób aktywny. Dziś spoczywa ona na mieszkańcach Rosji, tak jak nas obciążają operacje wysiedleniowe w latach czterdziestych.
Tym bardziej symboliczne znaczenie ma wspólny atak żołnierzy UPA i żołnierzy polskiego podziemia na Hrubieszów. Symbol, że nawet w tamtych czasach można znaleźć zaczątki polsko-ukraińskiego pojednania. Zawsze gdy w czasie codziennych demonstracji Ukraińcy i Polacy śpiewają hymny Polski i Ukrainy, gdy Polacy śpiewają frazę що ми братя козацького роду, a Ukraińcy, że „będziem Polakami” rośnie mi serce. Bo te słowa oznaczają nie deklarację zmiany narodowości, ale wspólnotę nowego rodzaju. Prawdziwego pojednania. A to pojednanie będzie gwarancją naszego wspólnego bezpieczeństwa. Musimy go strzec.
Wesprzyj Ukrainę poprzez Fundację im. Janusza Kurtyki!
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.