Gotowość Europejczyków do niesienia pomocy przyniosła też pewnego rodzaju skutek uboczny: swoistą bierność. Za czasów zimnej wojny, która trwała 45 lat, Zachód miał ograniczony wpływ na zmiany ustrojowe za pilnie strzeżoną żelazną kurtyną. Po prostu były to dwa niekomunikujące się ze sobą światy. Europejczycy i Europejki funkcjonowali w społeczeństwie, w którym pokój, wolność gospodarcza i otwartość społeczna owocowały współpracą międzynarodową, rosnącym dobrobytem społecznym i dobrostanem osobistym. Ten prosperujący świat rozwijał się w cieniu zagrożenia płynącego ze wschodniej Europy. Europa Zachodnia nauczyła się traktować to zagrożenie jako tło codziennego życia.
Europa Zachodnia od końca II wojny światowej żyła we względnym pokoju. Do jej mieszkańców dobiegały z oddali echa wojennych konfliktów, przeważnie powodując zrywy solidarności. Europa Zachodnia nauczona jest pomagać – wbrew temu, co niektórzy myślą. Kiedy na kilkadziesiąt lat zapadła żelazna kurtyna, mieszkańcy wolnej Europy wysyłali paczki żywnościowe oraz inną pomoc na tyle, na ile pozwalały im komunistyczne władze.
Gdyby po upadku muru berlińskiego Europa nie otworzyła swoich drzwi i nie podzieliła się know-how, gdyby nie inwestowała w Polsce i innych krajach postkomunistycznych, gdzie bylibyśmy dzisiaj? Można też zapytać: gdzie jest polska wdzięczność dla społeczeństw zachodnioeuropejskich? Chcę zaznaczyć, że Polki i Polacy w ciągu ostatnich 32 lat kreatywnie korzystali z napływającego kapitału inwestycyjnego i wiedzy, miksując je z wrodzoną zaradnością. Transformacja nam po prostu wyszła. Jest to zasługa pracującego pokolenia 1989–2015. To, co stało się potem, przemilczę.
Gotowość Europejczyków do niesienia pomocy przyniosła też pewnego rodzaju skutek uboczny: swoistą bierność. Za czasów zimnej wojny, która trwała 45 lat, Zachód miał ograniczony wpływ na zmiany ustrojowe za pilnie strzeżoną żelazną kurtyną. Po prostu były to dwa niekomunikujące się ze sobą światy. Europejczycy i Europejki funkcjonowali w społeczeństwie, w którym pokój, wolność gospodarcza i otwartość społeczna owocowały współpracą międzynarodową, rosnącym dobrobytem społecznym i dobrostanem osobistym. Ten prosperujący świat rozwijał się w cieniu zagrożenia płynącego ze wschodniej Europy. Europa Zachodnia nauczyła się traktować to zagrożenie jako tło codziennego życia.
Może dlatego dzisiaj wydaje się nam, mieszkańcom Polski, Ukrainy czy innych postkomunistycznych krajów, że „ten Zachód” znowu robi tak mało. A może po prostu nikt na tyle nie otworzył oczu zachodnim społeczeństwom, nie uświadomił im, że są silne, że potrafią dobrze się zorganizować i że mogą zrobić znacznie więcej, niż bronić linii nakreślonej przez Putina. Putin zresztą wciąż przesuwa tę linię coraz dalej na zachód, żądając, by jej nie naruszać.
Zachód nie powinien się bać Putina, bo to Putin boi się Zachodu i bać się powinien. Związek Radziecki zawsze bał się wolnego świata. Rosja dziś podobnie boi się otwartości umysłu, wolności słowa, niezależnych sądów i mediów, ogólnie dostępnego Internetu, pluralizmu partii, społeczeństwa obywatelskiego – boi się wszystkiego, czego nie jest w stanie kontrolować. Stara się też przy każdej okazji obrzydzać te wartości Europejkom i Europejczykom.
Związek Radziecki już raz przegrał z wolnym Zachodem. Jego atrapa, którą buduje Putin, przegra ponownie. Oczywiście, groźby wysuwane przez Putina trzeba traktować poważnie, ale strach nigdy nie jest dobrym doradcą. To prawda, że walka z dyktatorem kosztuje. Wiedzą o tym doskonale kraje postkomunistyczne. Doświadczają tego tak boleśnie Ukrainki i Ukraińcy, Białorusini i Białorusinki, protestujący Rosjanie i Rosjanki. Wiedzą o tym również społeczeństwa Europy Zachodniej destabilizowane raz po raz przez fale uchodźców wywołane przez wojny Putina.
Siedzę w wygodnym mieszkaniu, odkręcam kurek z ciepłą wodą, zapalam światło, łączę się ze światem przez Internet i decyduję, co będę oglądać. Ludzie w Mariupolu już drugi tydzień nie mają ani wody, ani prądu, ani jedzenia. Rosjanie oglądają jedynie słuszną narodową telewizję, a za udział w proukraińskich manifestacjach grożą im surowe kary.
Zakończę, nawiązując do felietonu Fryderyka Zolla. Marzy mi się Europa zjednoczona od półwyspu Iberyjskiego po Ural, ale w tym marzeniu nie ma miejsca na Rosję Putina, Białoruś Łukaszenki, Węgry Orbana, Polskę Kaczyńskiego, Francję Marine Le Pen, Włochy Salviniego i tych wszystkich, których w poszczególnych krajach europejskich pośrednio wspiera Putin, a którzy nie zdążyli jeszcze się ujawnić. Marzy mi się silna i wolna od Putina zjednoczona Europa.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.