Rząd wprowadził stan wyjątkowy na trzykilometrowym pasie przygranicznym wzdłuż wschodniej granicy. Słuchając bałamutnych uzasadnień, wielu ludzi krytykuje to posunięcie. Według mnie stan wyjątkowy jest nam niezbędnie potrzebny – prawie we wszystkich aspektach życia!
Rozważmy najpierw przeciwieństwo stanu wyjątkowego, czyli normalność. Z tym nigdy nie było u nas za dobrze, dopiero upadek PRL-u miał nas zamienić w anioły wyposażone w świadomość i ideę wolności. Już wiemy – nie zamienił. Prawda ta docierała do nas powoli. W miarę jej ujawniania ukrywane dotychczas wstydliwie cechy zyskiwały powszechne uznanie. Pod hasłem likwidacji „poprawności politycznej” – której przedawkowanie rzeczywiście prowadziło czasem do paradoksalnych efektów – pojawiało się społeczne przyzwolenie na wyrażanie bezinteresownej nienawiści, chełpienie się głupotą, niepohamowaną chciwość skłaniającą do ordynarnej kradzieży dóbr społecznych. Jak zapowiedział Andrzej Lepper, „Wersal już się skończył!”. Hasło to bez wahania podjęli jego przeciwnicy, dostrzegając wyborcze walory populizmu. I tak oto mamy dziś to, co mamy.
Kłamstwo w ustach polityka, a nawet nie tylko polityka, nie dziwi już nikogo. Brutalne, obraźliwe słowa kierowane do przeciwników też nie; szczególnie dorodne przykłady są przez dzień lub dwa cytowane w mediach, podnosząc popularność i rozpoznawalność ich autorów. Przestrzeganiem prawa kłopoczą się już tylko sędziowie na najniższych szczeblach – wyższe szczeble są zapełniane „niekłopotliwymi” funkcjonariuszami, a minister sprawiedliwości wciąż szuka granatów w kieszeniach odświętnego ubrania. Tak właśnie wygląda „stan normalny” Polski w 2021 roku.
Widać więc, jak bardzo potrzebna jest zmiana. Zmiana, która zastąpiłaby aktualny „stan normalny” stanem z tego punktu widzenia wyjątkowym lub nadzwyczajnym – na stałe! Takim, w którym moraliści byliby moralni, urzędnicy realizowaliby opisane w Konstytucji zadania godnie i odpowiedzialnie, służby publiczne wypełniałyby wyłącznie swoje jawnie określone misje, a przeciwnik nie byłby już wrogiem do zniszczenia, lecz zasługiwałby na szacunek i szczerą dyskusję. Tylko jak taki stan wyjątkowy wprowadzić?
„Marzenie ściętej głowy” – mawiała moja babcia. Gdy Martin Luther King wygłaszał swoje „I had a dream…”, jego marzenia były dalekie od spełnienia. A jednak coś się zmieniło…
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.