Wiadomość dnia. Felieton Joanny Hańderek (45)

Wiadomość dnia. Felieton Joanny Hańderek (45)

Dzisiejszy felieton poświęcony jest wolności słowa oraz wolnym mediom. Historia niestety lubi się powtarzać i tak się zastanawiam, czy aby sami nie pchamy się w przeszłość. Czas najwyższy docenić wolność myślenia, wolność społeczną i polityczną, zanim się okaże, że wiadomością dnia jest nowe odkrycie Wielkiego Prezesa.

To stara praktyka. W IV wieku, po soborze nicejskim, potępiono i spalono pisma Ariusza. Heretyków nie pozwalano czytać z obawy, że swoją herezją będą zarażać innych. Indeks ksiąg zakazanych rósł z każdym stuleciem. Widnieli na nim tacy autorzy jak Kopernik, Kepler, Kant, Locke i Hume, a że ta praktyka utrzymywała się do XX wieku, Anatole France i Jean-Paul Sartre też doczekali się wykluczenia: Sartre pewnie za ateizm, a France za sceptycyzm. W III Rzeszy również prowadzono listę ksiąg zakazanych. Jak łatwo się domyślić, głównie wymieniano na niej autorów żydowskich, ale nie oszczędzono przy tym pacyfistów ani komunistów. Społeczność tamtych czasów miała czytać tylko dobre lektury. Wyklęci zostali Ernst Bloch, Albert Einstein, Robert Musil i wielu innych. George Orwell i Aleksander Sołżenicyn byli z kolei niedostępni dla mieszkańców ZSRR. W pozostałych krajach komunistycznego bloku także panowała ostra cenzura, której podlegało wszystko od publikowanych książek po informacje w radiu i telewizji. Właściwe wiadomości przekazywano przez kołchoźniki, megafony na ulicach III Rzeszy, ZSRR czy w krajach bloku wschodniego. Radio Wolna Europa ze swoim charakterystycznym sygnałem jest po dziś dzień – nawet dla tych, którzy nie żyli w tamtej epoce – synonimem wolności wyboru.

To stara praktyka. Zamknąć myślicielom/kom, filozofom/kom, politykom/czkom, pisarzom/rkom i dziennikarzom/rkom usta, skazać ich na milczenie. Reżimy, systemy totalitarne potrzebują ludzi podporządkowanych i nierozumiejących świata. Totalitaryzm wymaga jasno określonego przekazu, pełnej kontroli nad tym, czego się słucha, co czyta, a w konsekwencji co się myśli i jak się reaguje na rzeczywistość. W XX wieku technologia pozwoliła na niczym nieograniczony obieg informacji. Dla rządzących w totalitarny sposób jest to wyjątkowo niedogodne. Dlatego w Chinach od dawna trwa wojna z Internetem, a Google czy Facebook nie mają tam prawa wstępu. W Korei Północnej można korzystać jedynie z przeglądarki Red Star Os, stworzonej oczywiście na potrzeby reżimu i kontrolowanej przez władze. Wolne media we współczesnym świecie to nadal luksus. Wiedzą o tym ludzie z Rosji, gdzie krytyka Putina kończy się w więzieniu, rozumieją to ludzie na Białorusi czy na Węgrzech. Wszędzie tam, gdzie władza brutalnie modeluje obywatelkom i obywatelom świat, limitowane są wolne media, a także literatura czy dostęp do kultury.

Współczesne myślenie totalitarne ma już wypracowane narzędzia. Należy przejąć sądownictwo, zastraszyć nauczycieli i nauczycielki, narzucić odpowiednią literaturę jako szkolne lektury, wycinając to, co przeszkadzałoby w zniewalaniu umysłów, no i oczywiście opanować media. Wprawdzie w dobie Internetu zadanie jest ciut trudniejsze, ale przykład Chin czy Korei dostarcza modeli postępowania. Wystarczy nieco pomajstrować przy konstytucji, cały czas dbając o „hodowlę” nowych, podporządkowanych obywateli i obywatelek, wystarczy odsunąć od pracy niepokornych sędziów, wystarczy zastraszyć i… gotowe.

W naszym kraju mamy długą tradycję walki z cenzurą. Polki i Polacy od czasów zaborów nauczyli się tej specyficznej gry w chowanego. W PRL kwitła sztuka aluzji, niedomówień, żartów, gier słownych. Napis „ruskich brak” w barze mlecznym szybko stawał się hitem dnia (młodszych czytelników felietonu odsyłam do rodziców lub dziadków bądź do filmów Barei). Jak długo jednak można bawić się w aluzje? Wprawdzie wyborcy PiS‑u zostali uśpieni opowieściami o ONYCH, co to chcą zgenderować, zelgiebecić czy zekologizować, wprawdzie rządzący tworzą wroga i problemy, które potem dziarską na oczach swoich wiernych wyznawców rozwiązują, ale i tak doszliśmy do ściany. Lex TVN to kolejny krok ku przeszłości. I tak jesteśmy już na drodze wstecz. Gdy Europa i świat przejmują się kryzysem klimatycznym czy kryzysem ekonomicznym związanym z pandemią, my radośnie biegniemy w wiek XIX: z cenzurą, z cnotami niewieścimi, z nieufnością do innych społeczeństw, z zamkniętymi granicami.

Dzisiaj zaczynają się protesty w obronie wolności mediów. Ale to walka o coś więcej. Pamiętajmy, że po wyłączeniu telewizji i Internetu będziemy mieć gotowy indeks autorów, autorek i ksiąg zakazanych, będziemy mieć kontrolowaną sztukę i naukę. Po przejęciu sądów, szkół i uniwersytetów nic oprócz podziemia nam nie pozostanie. Pytanie tylko, czy chcemy raz jeszcze odrabiać tę lekcję historii. Pytanie tylko, czy ktoś jeszcze nam pomoże w nadawaniu audycji Wolnej Europy. Europa zaczyna być nami zmęczona. Już słychać głosy, że skoro tak bardzo nie podoba nam się Unia Europejska, to nikt nas w niej na siłę nie trzyma. Tylko czy sami wytrzymamy to wszystko, co nadciąga?


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!