Zamiast podejmować próby paktowania z PiS‑em, opozycyjne ugrupowania mogłyby zacząć paktować ze sobą, tym bardziej że po ewentualnym zwycięstwie w wyborach przejęcie władzy nie będzie proste, a sytuacja kraju raczej jeszcze gorsza niż dziś.
Demokracja jest niekończącym się dialogiem różnych stron. Jest nieustannym redefiniowaniem dobra wspólnego oraz sposobów jego realizacji. Dialog ten odbywa się pomiędzy samymi obywatelami, pomiędzy nimi a ich politycznymi reprezentantami, a także pomiędzy partiami politycznymi zrzeszającymi politycznych reprezentantów. A przynajmniej tak powinno być. Ze wszystkich elementów współtworzących demokrację pozostały nam w Polsce już tylko wybory, choć nawet one nie odbywają się zgodnie z prawem i zasadami demokracji.
Tak właśnie przeprowadzono wybory samorządowe w 2018 roku. Przed wyborami wydłużono kadencję nowych władz, licząc na zwycięstwo rządzących i tym samym zagarnięcie władzy również na szczeblu samorządowym. Planu nie udało się zrealizować w pełni, choć PiS przejęło samorządy kolejnych województw i powiatów.
Przy pełnej współpracy z opozycją przeżyliśmy następnie farsę nazwaną wyborami prezydenckimi. Czołowi politycy opozycyjni zignorowali opinię prawników, według których wybory powinny się odbyć dopiero po zakończeniu kadencji prezydenta, skoro nie doszło do nich w wyznaczonym terminie. Po raz kolejny ignorując zasady demokratycznego porządku prawnego, przegłosowano wyborczą protezę, na której skorzystali PiS i jego kandydat. Ci, którzy w parlamencie opowiedzieli się za wyborami w terminie lipcowym, nie powinni teraz wypierać się Andrzeja Dudy, bo to oni umożliwili mu zwycięstwo. To również ich prezydent – mały prezydent, oczywisty efekt małych gierek wyborczych.
Niepomni tamtych układzików, politycy opozycji dziś też chcą grać z Jarosławem Kaczyńskim, tym razem posługując się europejskimi kartami. W zamian za poparcie w głosowaniu ratyfikacyjnym Europejskiego Funduszu Odbudowy i Rozwoju oczekują od rządu „uczciwych gwarancji i naszego przekonania, że pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy nie zostaną politycznie ukradzione”. Przepraszam, a jak mają wyglądać te gwarancje? Jarosław Kaczyński ma dać słowo honoru czy przysiąc na grób brata?
Rząd skierował do konsultacji Krajowy Plan Odbudowy. Do tego dokumentu trudno się odnieść ze względu na jego ogólność i generalnie płytkość merytoryczną. Problem opozycji (zresztą nie tylko jej) polega na tym, że o ile ratyfikacja Europejskiego Funduszu Odbudowy i Rozwoju powinna się odbyć w trybie artykułu 90 Konstytucji (tak samo jak powinien być ratyfikowany konkordat), czyli kwalifikowaną większością dwóch trzecich głosów, o tyle Krajowy Plan Odbudowy będzie przyjmowany w trybie zwykłej ustawy. Środki z Europejskiego Funduszu mają być rozdzielane w latach 2021–2027, a realnie 2022–2028. Większość z nich będzie więc konsumowana po 2023 roku, kiedy to planowane są kolejne polskie wybory.
Opozycja demokratyczna może zyskać realny wpływ na cokolwiek dopiero po ewentualnym wygraniu przyszłych wyborów. Nic nie będzie wtedy stało na przeszkodzie, by do Krajowego Planu Odbudowy wprowadzić korekty, zwłaszcza jeśli dojdzie do rozpadu koalicji rządzącej, którego skutkiem byłyby wcześniejsze wybory parlamentarne. Może zatem, zamiast podejmować próby paktowania z PiS‑em, opozycyjne ugrupowania zaczęłyby paktować ze sobą, tym bardziej że po ewentualnym zwycięstwie w wyborach przejęcie władzy nie będzie proste, a sytuacja kraju raczej gorsza niż dziś.
A przecież te wybory trzeba jeszcze wygrać. Plotki o cudach, jakie rząd obiecuje w Nowym Ładzie gospodarczym, są mocno przesadzone. Rząd nie ma już żadnych rezerw do wydania, co najwyżej może mnożyć obietnice, zwłaszcza te do realizacji dopiero po wyborach. Walka na obietnice nie jest łatwa – szczególnie z przeciwnikiem, dla którego mówienie prawdy jest rzadko stosowanym orężem. Skoro jednak zgadzamy się, że po odsunięciu PiS‑u od władzy trzeba będzie nie tylko odbudować instytucje państwa, ale też szereg jego funkcji zdefiniować na nowo, to przygotowanie projektu nowej, naprawdę lepszej Polski staje się wręcz obowiązkiem. Taki projekt mógłby służyć jako argument w kampanii wyborczej, ale przede wszystkim pokazywałby alternatywę dla dzisiejszego (nie)rządu.
Zamiast więc nastawiać się na małe gierki z małym dyktatorem, lepiej budować dialog z obywatelami i przywracać im poczucie politycznej sprawczości. Bez świadomych obywateli nie ma demokracji, A dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek widać różnice w postrzeganiu rzeczywistości pomiędzy głosującymi obywatelami a politykami, którzy o te głosy niebawem będą musieli zabiegać.
również na aristoskr.wordpress.com
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.