Polski zmaskulinizowany Kościół musi się potknąć się o swoje skrępowane własnoręcznie nogi. Ratunek polskiego Kościoła ma twarz kobiety. Mężczyźni swoją szansę zaprzepaścili.
W poprzednim felietonie zwracałem już uwagę na mentalny feudalizm naszego społeczeństwa, ale nie zdawałem sobie sprawy, w jak głębokim tkwimy intelektualnym średniowieczu. Poniższy cytat nie pochodzi sprzed stuleci, z czasów morowej zarazy, lecz z niedawnej wypowiedzi ks. prof. Tadeusza Guza przytoczonej przez Michała Rusinka w weekendowej „Gazecie Wyborczej”. Ksiądz z tytułem profesorskim (co by wskazywało, że jest naukowcem, i to reprezentującym uczelnię z czasopismami o najwyższej punktacji) tłumaczył w Telewizji Trwam: „Podczas spotkania sakramentalnego, czyli przejścia przez modlitwę, Bóg żadnych wirusów nie rozprzestrzenia. Kapłan ma, po pierwsze, konsekrowane dłonie, a po drugie, obmywa je podczas zgromadzenia liturgicznego przy ofiarowaniu darów dla Boga. Kapłan ma nie tylko umyte ręce w sensie, w jakim oczekuje tego minister zdrowia, lecz ma też umyte ręce w sensie nadprzyrodzonym. A zatem żadne udzielanie komunii świętej nie zagraża ani jednemu Polakowi w roznoszeniu jakichkolwiek wirusów, bo to jest akt święty”. Cóż tu komentować, czego wymagać od kleru w podrzędnych parafiach, nauczonego posłuchu wobec przełożonych oraz pomnego na sytuację księdza Bonieckiego czy Lemańskiego i innych, którzy odważyli się wyjść z mentalności średniowiecznej.
Wiele do myślenia dała mi opublikowana w Wielkanoc rozmowa z Adamem Michnikiem, który broni polskiego Kościoła i podkreśla potrzebę jego trwania w naszym społeczeństwie. Trudno mi się zgodzić z jego tezami. Nie o taki i nie o ten Kościół chodzi. Bardziej odpowiada moim odczuciom tekst teolożki Zuzanny Radzik („Gazeta Wyborcza” z 10 kwietnia), która przewiduje, że Kościół w Polsce potknie się o swoje skrępowane własnoręcznie nogi, i wskazuje na konieczność tworzenia nowej wspólnoty z równorzędną rolą kobiet. Kościół o twarzach powszechnie nam znanych z TVP czy Telewizji Trwam i wielu parafii – twarzach hierarchów wypowiadających się na tematy, o których nie mają pojęcia, czy wspierających ich polityków, zatruwających umysły wiernych – to nasze polskie nieszczęście. Tylko nowe, otwarte i intelektualnie świadome wspólnoty są szansą na odbudowę Kościoła w Polsce, a raczej na zbudowanie go od nowa. Może nie będzie to Kościół masowy, za to prawdziwie ekumeniczny, zdolny nawiązać porozumienie z innymi odłamami chrześcijaństwa i innymi wyznaniami.
Trzymam więc kciuki za działania Kongresu Katoliczek i Katolików. Jestem pewien, że ratunek dla polskiego Kościoła ma twarz kobiety, bo to kobieta odznacza się właściwą odwagą. I nie łudzę się: polski, męski Kościół zrobi wszystko, by do takich zmian nie dopuścić.
A konsekrowanym doradzałbym tak: jeżeli naprawdę wierzycie w to, co mówi ks. prof. Guz, a nawet jeśli podobnie jak ja w to nie wierzycie, przestańcie się bać i idźcie tam, gdzie naprawdę jesteście potrzebni – do posługi w szpitalach covidowych, w których tygodniowo umierają tysiące Polaków, w tym wierni Kościoła katolickiego, bez sakramentów i bez słowa otuchy. Tylko proszę, ubierzcie się nie tylko w sutanny, ale także w kombinezony covidowe, tak na wszelki wypadek…
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.