Trzeba kogoś, kto nas przekona, że owszem, będzie trudno przez najbliższe lata, że konieczna będzie wielka solidarność i wzajemna pomoc. Trzeba kogoś, kto rzeczywiście przedłoży interes Polek i Polaków ponad swój własny. Tymczasem ze świeczką szukać takich osób.
Większość działa zachowawczo, chcąc pogodzić osobistą karierę z działalnością społeczną. Samo w sobie nie jest to czymś złym, tylko że działalność społeczna (której najlepszą formą jest według mnie działalność prawdziwie pro bono) powinna tu być główną motywacją: działam, nie oczekując niczego w zamian, i cieszę się, widząc, że inni wzrastają, wychodzą z długów, stają się lepsi i odnoszą sukcesy. Wszystkie korzyści, jakie przynosi taka działalność, są i powinny pozostać skutkiem ubocznym.
Zwykle mamy natomiast do czynienia z osobami, które robią karierę, rywalizując z innymi i eliminując rywali. Proces ten rzekomo wyłania najlepszych. Owszem, najlepszych w pewnych kategoriach, ale w innych – kompletnych analfabetów. Ich sposób na odnoszenie sukcesów (także w działalności społecznej) to eliminacja konkurentów i otaczanie się ludźmi, którzy są ulegli. Nie oceniam, ale stwierdzam, że tak właśnie uczy się dzisiaj robić karierę, często w międzynarodowych korporacjach. Wszyscy znają wyrażenie „wyścig szczurów”. Wyścig taki bierze się z myślenia w kategoriach ciągłego wzrostu – więcej, wyżej, dalej, ale wciąż w jednym kierunku. Wszyscy pragną szczytów, bo na szczycie zwykle mieści się niewiele osób i ma się poczucie wyjątkowości. Co będzie, gdy wszyscy zdobędziemy szczyt? Nawet jeśli znajdziemy wierzchołek odpowiednio szeroki, byśmy mogli stanąć tam wszyscy, czy wreszcie będziemy równi, szczęśliwi i zadowoleni ? Jakie wtedy będą między nami relacje?
Idea ciągłego wzrostu się wypala, bo nie można rosnąć w nieskończoność. Co by było, gdyby ciało rosło bez ustanku? Albo gdyby same ręce zdecydowały, że będą rosnąć dalej? Czy nie stałyby się wtedy bezużyteczne? Do Polski popłyną rekordowe pieniądze. Czy ten, kto je załatwił, jest najlepszym negocjatorem?
We współczesnym dyskursie ludzie prześcigają się w superlatywach, tylko że od tego świat się nie zmienia. Naj, naj, naj… i pustka.
W działalności społecznej takie podejście się nie sprawdza. W dobrze działającej grupie (mówimy tu o grupie Polek i Polaków) trzeba umiejętnie organizować współpracę jednostek, czyli dobierać elementy w taki sposób, by całość dobrze funkcjonowała – tak jak działa aparat mowy. Dobór ten powinien się opierać na szacunku do każdej kosteczki, która sprawia, że aparat mowy funkcjonuje prawidłowo. Trzeba też wsłuchiwać się w to, co społeczeństwo ma do powiedzenia, zamiast wmawiać mu z siłą wodospadu, że coś będzie dla niego dobre.
Dla starszego pokolenia opozycji pewnym ograniczeniem jest nostalgia za dawnymi sukcesami i pamięć o decyzjach, które do tych sukcesów doprowadziły. Nic jednak nie zdarza się dwa razy w ten sam sposób. Doświadczenie może nam zawężać pole widzenia. Młode pokolenie opozycjonistów ma natomiast wiele innowacyjnych rozwiązań, ale działa niekiedy ze swego rodzaju nieporadnością – autentyczną i niepozbawioną uroku.
Pisoprawica gra na przegraną, obwarowuje zdobyte przyczółki i chętnie oddałaby władzę, bo polityka wstawania z kolan nie sprawdza się w warunkach pandemicznych. Życie nieoczekiwanie zmieniło tym ludziom priorytety. Chcieli walki na polu ideologicznym, a muszą walczyć z wirusem i tutaj ponoszą ewidentną klęskę.
Problem w tym, że na dobrą sprawę nikt tej władzy dzisiaj nie chce. Czy znajdzie się śmiałek, który podejmie się rządzenia w tak trudnych czasach i pociągnie za sobą całe społeczeństwo?
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.