Posłanka lewicy – ach, ta straszna lewica! – karmiła piersią podczas obrad komisji zdrowia. Marcelina Zawisza nie jest pod tym względem pierwsza w naszym parlamencie ani w światowej polityce. Przed nią inne matki pojawiały się już w parlamentach ze swoimi dziećmi, które w razie potrzeby karmiły. A tu nagle awantura. Podniecenie. Szaleństwo.
Oczywiście można dyskutować, czy parlament to miejsce dla małego dziecka. Można dyskutować, czy matka karmiąca dziecko jest w stanie skoncentrować się na swoich parlamentarnych obowiązkach. Można zapytać, dlaczego to pan tata nie mógł się zająć dzieckiem i podać mu przygotowanego wcześniej pokarmu. Można. Ale jak pokazuje doświadczenie, w takiej sytuacji nie cierpi ani jakość obrad, ani dziecko, co najwyżej sama posłanka będzie bardziej zmęczona i przepracowana.
Co się więc stało i kto z powodu tej zwyczajnej czynności poniósł szkodę?
Raz jeszcze się okazuje, że polskie piekiełko potrzebuje paliwa. Nie jest ważne kto, nie jest ważne co – ważne, by zrobić dziką awanturę. Niby nasza kultura jest taka pro life i pro rodzinna, a tu nagle wszystkich oburza matka w Sejmie z dzieckiem przy piersi. Czym się tak oburzać? Czy taka matka posłanka nie powinna być ikoną? Czy nie o to chodzi prawicowcom opowiadającym nieustannie o wartości rodzinny, macierzyństwa i tradycji? Jest przecież kobieta i jest dziecko. A może problem w tym, że to akurat posłanka lewicy? Wcześniej Daria Gosek z partii Razem też karmiła córeczkę i też jej się oberwało. Czy więc mamy rozumieć, że kiedy członkinie lewicy zostają matkami i karmią swoje dzieci, to nie jest dobrze, ale gdyby były to posłanki z prawicowych ugrupowań, byłoby lepiej? A może irytuje to, że te kobiety są czynne zawodowo? W modelu męskocentrycznej dominacji lansowanej tak mocno przez PiS i skrajną prawicę kobieta powinna siedzieć w domu i tam w ukryciu spełniać się jako żona i matka. A tu bezczelne posłanki robią i jedno, i drugie: spełniają się jako matki i jako posłanki. Skandal!
Polskie piekiełko pali nas w rączki, więc w sieci rozlał się hejt wszystkich na wszystkich. Jedni hejtują karmiące posłanki, drudzy hejtują hejterów. Każdy wie najlepiej: karmić, nie karmić, zostać w domu czy może jednak być czynną zawodowo. Każdy głosi swoją opinię ze świętym przekonaniem, że jest ekspertem od tego, co odpowiednie dla dziecka, dla matki, dla posłanki, dla tych, co komentują, i dla tych, co lajkują. Piersią stoi sprawa Polska. Tak jakby to było takie ważne. Można by jeszcze zrozumieć, gdyby karmiąca posłanka zaniedbywała swoje obowiązki w parlamencie, ale nic z tych rzeczy: obie panie, Gosek-Popiołek i Zawisza, właściwie wykonują poselskie zadania. Chodzi więc jednak o pierś. Pierś w przestrzeni publicznej.
Nasuwa się tutaj dość smutna konkluzja. Wiek XX minął nam na rewolucji kulturowej, seksualnej, obyczajowej. Kultura Zachodu przyznała prawa kobietom, w wielu zachodnich krajach małżeństwa par jednopłciowych stanowią normę, nikogo nie bulwersują samotne kobiety, które adoptują dzieci czy zachodzą w ciążę, a potem wychowują potomstwo w pojedynkę, nikt też się nie zdumiewa tym, że matki pracują zawodowo. W naszym skotłowanym polskim piekiełku natomiast pierś staje się sprawą publiczną, a karmienie dziecka sprawą polityczną. Jakoś tak dziwnie czyta się i ogląda ten cały spektakl nienawiści. Jakby nie było innych problemów, jakby PiS już całkiem nie zdemolowało nam kraju, jakby doszło tu do jakiegoś przerażającego wybryku. Polskie piekiełko pachnie niestety zaściankiem. Kłócimy się i wzniecamy awantury o drobne gesty codzienności, o rzecz tak naturalną jak karmienie dziecka, a tymczasem wykradają nam z rąk demokrację ustawa po ustawie. Owszem, posłanka karmiła dziecko piersią. I co z tego? Przynajmniej maluch się najadł, a jego matka nie musiała przerywać pracy. W międzyczasie PiS wymyśliło, że policja będzie instancją sądzącą obywateli, obywatel zaś nie może odmówić przyjęcia mandatu. Witamy w kraju bezprawia i awantury o piersi.
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.