Szkody, jakie PiS wyrządził i wyrządza Kościołowi, są bardzo głębokie. Wiele osób może jedynie wzruszyć ramionami i powiedzieć, że chcącemu nie dzieje się krzywda. Dla mnie sprawa jest dużo poważniejsza, bo na Kościele mi zależy i oglądanie jego upadku w Polsce – chodzi o upadek moralny, a nie frekwencyjny – jest bolesne. Jarosław Kaczyński ma wielki talent do wyszukiwania w ludziach ich najgorszych cech i napędzania nimi swojego politycznego wehikułu. Zdolność tę wykorzystał także wobec Kościoła w naszym kraju. Mamiąc hierarchów wizją udziału we władzy, wciągnął znaczną część Kościoła instytucjonalnego do swojej politycznej machinerii. Polscy hierarchowie nie zauważyli w swoim zaślepieniu, że przyjmując tę ofertę, kładą na szali nie tylko teraźniejszość i przyszłość Kościoła w Polsce, ale ryzykują także jego przeszłość. W najnowszej historii Polski Kościół zapisał się jako opoka wolności i ludzkiej solidarności w czasach komunistycznej dyktatury. Ta wizja „dobrego Kościoła” uzasadniała jego szczególną pozycję w III Rzeczypospolitej. Teraz zaś Kaczyńskiemu udało się stworzyć coś, co można nazwać połączeniem gomułkowskiego PR‑u z Kościołem. W polskich warunkach jest to rzeczywiście cudowna formuła zachowania władzy. Komuniści mogą poniewczasie ubolewać, że sami nie wpadli na ten pomysł, choć oczywiście nie mogli na niego wpaść, bo w swojej polityce nie byli suwerenni i ograniczała ich ideologia. Kaczyński natomiast nie omieszkał skorzystać z okazji. Do puli, o jaką toczy się gra, włączył jednak także ocenę przeszłości. Nasuwa się bowiem pytanie, czy Kościół w Polsce stał przeciwko komunie dlatego, że kierował się motywem moralnym, czy dlatego, że sam został zaatakowany i po prostu bronił swojej władzy. Zawsze wierzyłem w tę pierwszą motywację, ale ostatnie wydarzenia i sojusz z PiS‑em są mocnym argumentem za drugim wyjaśnieniem. Coraz trudniej być w katolikiem w naszym kraju. Jeżeli jednak katolicy pozostaną bierni, dając się prowadzić pasterzom pokroju abpa Jędraszewskiego, będą odpowiedzialni za upadek Kościoła w Polsce. Ratunkiem jest droga synodalna w sprawach wewnętrznych Kościoła oraz ściśle oddzielenie od państwa, gdy chodzi o relacje ze światem. Paradoksalnie, losy Kościoła w Polsce mogą się rozstrzygnąć 13 października – nie tylko jeśli chodzi o teraźniejszość i przyszłość, ale także o przeszłość.
Felieton niedzielny, czyli o tym, jak teraźniejszość może zmienić i przyszłość, i przeszłość. Felieton Fryderyka Zolla (5)
Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!