Obywatele do urn. Felieton Adama Jaśkowa (211)

Obywatele do urn. Felieton Adama Jaśkowa (211)

Sugeruję, by w pierwszej turze głosować jednak rozumem, a w zasadzie poglądami. Nie wstydźmy się swojego kandydata. To może jedna z niewielu szans, by okazać poparcie tym, którzy myślą odrobinę podobnie jak my. Niech więc faszyści głosują na faszystę, endecy na endeka, nacjonaliści na nacjonalistę, socjaliści na socjalistę, socjaldemokraci na socjaldemokratkę, chadecy na chadeka, centroprawicowcy na centroprawicowca, ultraprawicowcy na swojego ultra.

Nie jest to nowe hasło reklamowe Zakładu Pogrzebowego A.S. Bytom, choć kto wie, czy go tam nie wykorzystają. Pogrzeb obywatela – nie, jeszcze nie demokracji – w urnie jest dużo tańszy. Obiecana przez rząd podwyżka zasiłku pogrzebowego ma nastąpić dopiero w przyszłym roku. Kto więc nie chce przysparzać długów rodzinie, powinien zaprzeć się, postawić i dożyć do końca roku albo i dzień dłużej. Na wszelki wypadek.

Można jednak odwiedzić wcześniej urnę raz albo nawet i dwa. Jak słusznie powiedziano, głosowanie jest prawem, nie towarem (czy jakoś tak). Niegłosowanie też jest prawem, ale nie daje potem prawa do narzekania. Wiemy zaś, że prawo do narzekania to najważniejsze z praw w Polsce, co prawda nie gwarantowane konstytucyjnie, ale należne nam z dziada pradziada. To zresztą jedyna użyteczna gwarancja, bo jak wiadomo, Konstytucja sama z siebie niczego nie gwarantuje, a rządy jakoś z realizacją konstytucyjnych gwarancji się nie spieszą.

Ale ad rem, jak powiedziałby Jerzy Urban. Wybory dają okazję do samookreślenia, przynajmniej jeśli ktoś ma czas i ochotę, by się określać. Można zweryfikować swoje poglądy i zobaczyć, do kogo bliżej, a do kogo dalej – tym bardziej że bez względu na to, jak kandydaci i kandydatki siebie określają, zawsze reprezentują którąś z partii politycznych lub chociaż grupę AP (anonimowych polityków). Nie mylić z AA, choć czasem trudno odróżnić.

Można wykorzystać różne latarniki wyborcze, które bazują na danych sztabów wyborczych i/lub oficjalnych wypowiedziach kandydata. Można samemu próbować odpowiedzieć na zadawane kandydatom pytania. Czasem to dobra zabawa, czasem jakby mniej.

Porównując wyniki, można zobaczyć, jak blisko jest nam do kandydata, kandydatki lub jak daleko. Mnie udaje się czasem osiągnąć zgodność w 60–70% z opiniami wybranka/wybranki. Ale to moja wina, bo miewam mało popularne poglądy. Trochę też winię autorów „latarników”, bo sztuka zadawania pytań zanika w narodzie. Podobnie jest zresztą ze sztuką udzielania odpowiedzi. Na upadek sztuki grzeczności już dawno temu wieszcz jeden narzekał. Nie jesteśmy społeczeństwem przyjaznym wobec sztuk.

Niemniej można wykorzystać kampanię wyborczą, by się zorientować, jakie właściwie są nasze poglądy i z kim mamy przyjemność się zgadzać, a z kim nieprzyjemność nie zgadzać. Albo odwrotnie. Możliwe, że uda się przy okazji osiągnąć wyższy stan samoświadomości, co jest cenne, choć często bywa jednak przyczyną rozczarowania – rozczarowania sobą, znajomymi, politykami, rzeczywistością. A czasem nawet wszystkim tym naraz.

Jeśli jednak uznacie, że warto, i wykonacie kilka czynności poznawczych, będziecie mogli przystąpić do świadomego głosowania. Wybory prezydenckie, które niemal zawsze odbywają się w dwóch turach, pozwalają na różnicowanie zachowań. Tylko raz Aleksander Kwaśniewski nie dał szansy ponownego głosowania, ale to się chyba szybko nie powtórzy. Niektórzy twierdzą, że w pierwszej turze należy głosować sercem, a w drugiej rozsądkiem. Nie uważam tego za poważną radę. Sugeruję, by w pierwszej turze głosować jednak rozumem, a w zasadzie poglądami. Nie wstydźmy się swojego kandydata. To może jedna z niewielu szans, by okazać poparcie tym, którzy myślą odrobinę podobnie jak my. Niech więc faszyści głosują na faszystę, endecy na endeka, nacjonaliści na nacjonalistę, socjaliści na socjalistę, socjaldemokraci na socjaldemokratkę, chadecy na chadeka, centroprawicowcy na centroprawicowca, ultraprawicowcy na swojego ultra. Policzmy nasze szable – to jest, pardon, głosy. Spotkajmy w urnach – to jest, oczywiście, przy. Niech się dzieje wola nieba. Co prawda, część biskupów uważa, że katolicy powinni głosować na katolika, Żydzi na Żyda itd. Ale po pierwsze, o prawdziwego Żyda nie jest dziś łatwo, o prawdziwego katolika zresztą też. Po drugie, to papież przypisał sobie nieomylność, biskupi jeszcze tego monopolu nie mają, więc mogą się mylić. I robią to często.

Druga tura to nieco inne zagadnienie. Jeśli znajdzie się w niej nasz oblubieniec/oblubienica, to warto dochować wierności swoim wyborom, chyba że dojdzie w międzyczasie do zdrady, nadużycia zaufania czy innej niegodziwości.

Jeśli jednak nasz wybranek/wybranka nie zdoła dotrzeć do finału, staniemy przed kaskadą dylematów. Pierwszy to iście hamletowskie iść albo i nie iść. Być albo i nie być świadomym wyborcą. Nie wiem, jak to rozwiązać . Można rzucić monetą, ale z jak największym nominałem, żeby nie było żal się schylić i sprawdzić, co wypadło.

Łatwiej może o decyzję, jeśli jeden (jedno) z finalistów będzie wyjątkowo nie do przetrawienia. Wtedy warto zagłosować nie tyle na mniejsze zło, ile w celu uniknięcia wielkiego zła. To akurat sytuacja, z którą wielu wyborców miało nie raz do czynienia i która być może nie raz jeszcze się przydarzy. W końcu to Polska, kraj wielu przypadków i nieszczęść, kilku powstań, paru zamachów stanu i jednego papieża.

Tak więc, obywatele i obywatelki, do urn. Póki jeszcze wolno i póki są urny.

Również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!