Dzień święty święcić. Felieton Adama Jaśkowa (188)

Dzień święty święcić. Felieton Adama Jaśkowa (188)

1 maja jest świętem ludzi pracy. To byłaby ironia i chichot historii, gdyby zamieniono je na Wigilię. Jak wiadomo, ludzie pracy nie są już ważni, ważne, że pracują i nawet dostają wynagrodzenie. Wtedy świętują. W dodatku 1 maja niczego nie zmienia, a jedynie może wzbudzać niezdrowe wspomnienia i cichutkie tęsknotki za słusznie minionym socjalizmem. 3 maja to też dziwne święto. Święto Konstytucji, która została uchwalona niemal tak legalnie jak stan wojenny w 1981 roku. Nigdy nie weszła w życie, stała się też jedną z przyczyn rozbioru Polski, gdy wyparł się jej król Staś, jeden z jej inicjatorów. I co tu świętować? Czyż nie lepiej Targowicę? Ta przynajmniej była sukcesem.

Polacy pracują najdłużej w Europie obok Greków. Nie przeszkadzało to poprzedniemu rządowi, którego premier uważał, że miska ryżu i wolne niedziele – choć nie wszystkie i nie dla wszystkich – powinny wystarczyć do szczęścia. Bardzo ciekawie implementowano unijną dyrektywę Work-life balance. Zmiany dla rodziców wychowujących małe dzieci okazały się dosyć ważne i korzystne. Reszta obywateli uzyskała prawo do dodatkowych dni urlopu bezpłatnego oraz płatnego w 50%. Nic tak nie cieszy pracownika jak możliwość wzięcia bezpłatnego urlopu… Pozostałe kwestie są dyskutowane. Mówi się o skróceniu czasu pracy, ale też o przywróceniu handlu w niedziele. Generalnie, mówi się…

Burzę w szklankach i banieczkach wzbudziła propozycja ministry pracy, by Wigilię Bożego Narodzenia – drugiego pod względem ważności święta chrześcijan, a na pewno katolików – uczynić dniem wolnym od pracy. Jako żywo przypomina to wprowadzenie dnia wolnego w Święto Sześciu, pardon, Trzech Króli. Pomysł ten oburzył Ryszarda Petru, który uważa, że 24 grudnia mógłby być dniem wolnym jedynie kosztem innego święta w roku. Ja bym sugerował tychże Króli czy też Mędrców, choć do nich posła Petru trudno zaliczyć. To rzecznik przedsiębiorców w partii Hołowni, choć przedsiębiorcą nigdy nie był, ideowy syn Balcerowicza, choć współpracował też z księdzem Sową i zakonnikiem Ziębą. Co ciekawe, domagając się dnia wolnego w Trzech Króli, nie liczono strat dla gospodarki, PKB i biznesu. Nie spytano też o zdanie episkopatu. W sumie episkopat nie protestował.

Teraz, gdy padła propozycja wolnego dnia 24 grudnia, ministra funduszy regionalnych, koleżanka Petru z Trzeciej Drogi pełniąca funkcję wice-Hołowni, wyceniła straty dla gospodarki na 6–8 mld złotych. Podobnie jak Petru, ministra nigdy normalnie nie pracowała ani nie prowadziła firmy. W przeciwnym razie oboje by wiedzieli, że 24 grudnia jest dniem intensywnej, choć nieco krótszej pracy chyba jedynie w handlu detalicznym. Na pewno nie jest takim zwykłym dniem roboczym, jakim kiedyś był 6 stycznia.

W ramach tzw. kompromisu (a trzeba przyznać, że „tak zwany kompromis” to specyficzne sformułowanie dla rządów po roku 1989) politycy Polski 2050 zgodziliby się na wolną Wigilię w zamian za inny dziś wolny dzień, który stałby się dniem pracy. To jak w ewangelicznej opowieści o wyrzuceniu handlarzy, którzy na terenie świątyni targowali się o dodatkowe zyski. A przecież kto jak kto, ale autor uwspółcześnionej biografii Boga (katolickiego) „Bóg, życie i twórczość” (do dostania w Taniej Książce) powinien znać Ewangelię.
No, ale skoro zyski są ważniejsze niż prawie największe święto katolickie, to zobaczmy, jak ten targ mógłby wyglądać. Jak sądzę, w grę wchodziłyby dni wolne od pracy z okazji świąt, ale nie kościelnych. Wiele takich dni do handlu – kompromisu, znaczy się – nie ma.
Jest 1 stycznia, który jest początkiem roku i w zasadzie dniem odpoczynku po Sylwestrze, ale, niestety, jest to najstarsze święto maryjne. Dogmat o Bożym macierzyństwie Najświętszej Maryi Panny został zatwierdzony w roku 431 w czasie III Soboru Powszechnego w Efezie. To drugi powód, by z tego święta nie rezygnować.

15 sierpnia to święto polskiej armii, ale też Święto Wniebowzięcia, więc chyba nie podlega targom, bo dnia cudu nad Wisłą ani Kościół, ani wojsko nie odpuści. Wiadomo przecież, że i jedno, i drugie cudami stoi.

W listopadzie mamy Dzień Niepodległości, który nie był żadnym dniem niepodległości. Po prostu trzech facetów kolaborujących z zaborcami zaprosiło na wódkę świeżo przybyłego do Warszawy Piłsudskiego, a samo spotkanie było oczywiście nagrane wcześniej przez pruskie władze, nie przewidziano jednak, że tego samego dnia podpisany zostanie rozejm faktycznie kończący I wojnę światową. Na ziemiach polskich już od 7 (a w zasadzie od 6) listopada działał Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej zorganizowany przez partyjnych kolegów Piłsudskiego. Dzień wolny niejako na swoją cześć ustanowił Piłsudski po zamachu w 1926 roku okólnikiem swoim, czyli premiera. W sumie zrobiono to bardziej legalnie niż przy wprowadzaniu religii do szkół w roku 1990.

Cóż, ja chętnie bym oddał 11 listopada w zamian za 24 grudnia, tym bardziej że politycznie świętuję 7 listopada, prywatnie 12 listopada, a gdybym obchodził imieniny, to robiłbym to 24 grudnia. No, ale nie każdemu Polakowi akurat Adam.

Jeśli nie 11 listopada, to zostają tylko majówki.

1 maja jest świętem ludzi pracy. To byłaby ironia i chichot historii, gdyby zamieniono je na Wigilię. Jak wiadomo, ludzie pracy nie są już ważni, ważne, że pracują i nawet dostają wynagrodzenie. Wtedy świętują. W dodatku 1 maja niczego nie zmienia, a jedynie może wzbudzać niezdrowe wspomnienia i cichutkie tęsknotki za słusznie minionym socjalizmem.

3 maja to też dziwne święto. Święto Konstytucji, która została uchwalona niemal tak legalnie jak stan wojenny w 1981 roku. Nigdy nie weszła w życie, stała się też jedną z przyczyn rozbioru Polski, gdy wyparł się jej król Staś, jeden z jej inicjatorów. I co tu świętować? Czyż nie lepiej Targowicę? Ta przynajmniej była sukcesem.

A jeśli nie Targowicę, to przynajmniej Wigilię. W bonusie będą handlowe niedziele.

Wesołych Świąt.

również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!