Ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier otrzymał od Prezydenta RP krzyż oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Przyznanie orderu uzasadniono m.in. wybitnymi osiągnięciami naukowymi i dydaktycznymi profesora.
Od razu w „Gazecie Wyborczej” odezwały się głosy sprzeciwu, a Platforma Obywatelska wydała nawet oświadczenie z protestem. Przeciwnicy nie mogą się pogodzić z tym, że bardzo wysokie odznaczenie państwowe dostała osoba, która kiedyś w niepotrzebnie ostrych i wyjątkowo niefortunnie dobranych słowach zaatakowała metodę in vitro.
Ks. Franciszek otrzymał jednak order Polonia Restituta nie za swoje konserwatywne poglądy w kwestii in vitro. Otóż jest to jeden z najwybitniejszych – i to na skalę światową – znawców prawa rzymskiego. Franek (moja wypowiedź jest stronnicza: Franciszek Longchamps de Bérier to mój kolega z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, a w jego przyjściu do Krakowa odegrałem pewną rolę) publikuje na całym świecie teksty o fenomenalnej jakości naukowej. Jest ponadto genialnym, pełnym zaangażowania dydaktykiem, przyciągającym studentów do bardzo trudnej dziedziny. Nigdy nie miało dla niego znaczenia, z jakiego źródła słuchacze wywodzą swoją potrzebę sprawiedliwości i piękna. Dzięki Frankowi prawo rzymskie na UJ osiąga przodujący w świecie poziom. Za to otrzymał odznaczenie.
Żyjemy w czasach, w których technologia zmusza nas do zadawania podstawowych pytań o człowieczeństwo i jego granice. Także dzięki zastrzeżeniom konserwatystów metoda in vitro rozwinęła się tak, że mniej jest powodów do etycznego protestu nawet z kręgów konserwatywnych. Nie chcę się tu odnosić do sporów o in vitro. Bardzo krytycznie oceniam też wypowiedź Franka w tej kwestii, nie chciałbym jednak żyć w społeczeństwie, w którym publiczne wyrażenie kontrowersyjnego i – tak, niestety – podanego w raniący sposób poglądu przekreśla wszystko, co się zrobiło i robi dobrego. Ocena człowieka musi dotyczyć całokształtu, a także intencji, z jaką formułuje się poglądy, nawet jeśli wypowiedź budzi uzasadnione wątpliwości. Słowa o in vitro nie przekreślają wybitnych osiągnięć Franka jako profesora uniwersytetu, człowieka nauki o niebywałej akademickiej rzetelności.
Obecne czasy przełomu wywołują spory i naturalne kontrowersje. Musimy się przyzwyczaić do pytań czy stwierdzeń niewygodnych i wyrobić sobie trochę grubszą skórę, bo nadmierna podatność na zranienia może zagrozić normalnej debacie. Starajmy się wzajemnie słuchać z życzliwością: każdy, także człowiek wierzący i konserwatywny, ma swoją opowieść. Dodam, że Franek nie raz przyjął zaproszenie na spotkanie Kongresu Katoliczek i Katolików. Nie bał się przyjść, chociaż to nie jego środowisko, a cześć hierarchów patrzy na nie z niechęcią.
Jestem dumny, że Franciszek Longchamps de Bérier jest moim kolegą z wydziału. Nie godzę się na sprowadzanie człowieka tylko to jednej sprawy. Oceniając, warto sobie zadać trud patrzenia nieco głębiej. Rzadko nam się tak chce. Wolimy histeryczne oburzenie – i dotyczy to wszystkich stron naszej społecznej i politycznej debaty. Ja Frankowi z całego serca gratuluję wysokiego i jak najbardziej zasłużonego odznaczenia.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.