Był to rok straszny, prawdziwy annus horribilis. 24 lutego świat zmienił się nie do poznania. Tuż za naszą miedzą wybuchła wojna. Coś, co znaliśmy dotąd jedynie z opowieści dziadków, z filmów i książek, coś, co w naszym świecie wydawało się nierealne, powróciło z całą brutalnością.
Dzień moich urodzin 27 lutego spędziłem w obszarze przygranicznym. Czekaliśmy na profesorki z dziećmi, na rodziny przyjaciół stojące w gigantycznych kolejkach na zimnie, w niepewności. Wtedy też po raz pierwszy przeszedłem granicę. Zobaczyłem tłum ludzi, między innymi zdezorientowanych studentów i studentki z Afryki i Azji. Zadzwoniła do mnie Marta z Kongresu Katoliczek i Katolików, abym pomógł uwięzionej na granicy grupie studentów z Zambii. Skontaktowałem się z Anetą, która interweniowała skutecznie za pośrednictwem rzecznika praw obywatelskich. A potem Marta wspomniała o zambijskich studentach z ukraińskich Sum, miasta rzekomo już zajętego przez Rosjan. Zatelefonowałem do zaprzyjaźnionego profesora z Moskwy. Bardzo się w tę sprawę zaangażował. Na szczęście Sumy pozostały w rękach ukraińskich i pomoc nie była potrzebna. Historia ta pokazuje ludzką solidarność i przyjaźń, których nie może zniszczyć wojna.
Jeszcze w lutym mój przyjaciel Serhij z Tarnopola przesłał mi listę sprzętu potrzebnego od zaraz. Byłem przerażony, nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Dzwoniłem do znajomych w różnych krajach. Lars z własnych pieniędzy kupił dron, a także zebrał środki na buty wojskowe i inne wyposażenie z listy Serhija. Potem dzięki moim synom nawiązałem współpracę z Fundacją im. Janusza Kurtyki. Paweł, prezes Fundacji, doprowadził do zmiany statutu, tak by umożliwić pomoc Ukrainie. Popłynęły środki od moich kolegów i koleżanek z Uniwersytetu Jagiellońskiego i innych uczelni. Aneta zdobyła w Niemczech kamizelki kuloodporne. Piotr z Wrocławia wraz z kolegami kupił radiostacje. Znajomi prawnicy i lekarze zaczęli gromadzić leki. Moja żona organizowała mieszkania dla rodzin ukraińskich. Dzięki gotowości przyjaciół, a często ludzi wcześniej mi nieznanych, udało się zapewnić wsparcie rzeczowe i finansowe.
Skala zaangażowania przerosła wszelkie wyobrażenia. Dołączyła i Leah z USA, i Dean z Kanady. Dzięki wielu osobom, w tym KOD-erom, zorganizowaliśmy pierwszy transport darów, odebrany przez Serhija na granicy. Pojechał z nami senator Bogdan Klich. Pomagał i konsul we Lwowie, i pan major ze straży granicznej, i Caritas. Fakt, że działo się to przy wsparciu Fundacji im. Janusza Kurtyki, miał wymiar symboliczny. Tymczasem w Osnabrück z inicjatywy kolegów z tamtejszego uniwersytetu: Larsa, Hansa, Georga, a także dzięki dr Robertowi z Hamburga, powstało Stowarzyszenie Ukrainer Hilfe, Osnabrück, Krakau Ternopil. Tam też zaczęto zbierać fundusze, a miejscowi aptekarze gromadzili leki, w tym te trudno dostępne. Ktoś użyczył ciężarówki i podarował pieniądze na drogę, i tak pojechaliśmy z transportem drugi raz. Niezmierną pomoc świadczył sklep militarny na ulicy Piwnej w Krakowie – dawał upusty, odraczał płatności. Kolejny transport sprzętu z Niemiec przyjechał autem podstawionym przez ochotniczą straż pożarną z podgamburskiej gminy. A potem otrzymaliśmy samochód strażacki, który zawieźliśmy do Tarnopola, aby stamtąd wyruszył do Mikołajewa. Serhij dostał smsa od żołnierzy, że nasze hełmy uratowały życie.
Do zbiórki włączył się KOD Małopolskie, zbierał także Kongres Katoliczek i Katolików. Wytworzyła się struktura i sieć powiązań ponad podziałami i bardzo różnymi granicami. Udało się (dzięki pomocy Rafała) przekonać Bank PKO, by przekazał nam dla Ukrainy samochody terenowe i transportowe. O jednej toyocie wiem, że zanim trafił w nią pocisk, ocaliła życie wielu ludzi. Od banku otrzymaliśmy również środki na drony. Z pieniędzy zbieranych przez Fundację im. Kurtyki oraz KOD kupiliśmy busa (Ewelina, dzięki), który z Tarnopola jeździł z wyposażeniem na wschód, a stamtąd wywoził ludzi. Załatwiliśmy też inne samochody i przyczepę mieszkalną – wszystko dzięki ludzkiej życzliwości. Monachijska fundacja katolicka Pro Femina kupiła za ponad 60 000 euro rzeczy potrzebne dla matek i dzieci, przesłane do Chersonia w transporcie wspomaganym przez Kongres Katoliczek i Katolików.
Moi koledzy z wydziałów prawa dokonywali cudów. Dzięki, Arku, za nieprawdopodobną pomoc. Dzięki, Damianie. Dzięki, Moniko. Wspierali nas moi stryjeczni bracia Michał, Łukasz, Jan, Maciek, Jurek. Dzięki nim zdobywałem mundury, samochody, opony, generatory. Małgosia w bardzo ważnym momencie wspomogła nas wpłatą. Nawiązałem współpracę z Pawłem, przedsiębiorcą z Blitzmann Technologies. Dzięki niemu mogłem sprawnie kupować natowskie apteczki, hełmy, kamizelki, ciepłe mundury, ciepłe ubrania, żywność, generatory – znowu z upustami i cierpliwym czekaniem na wpłatę. Generatory kupiliśmy też za środki z Niemiec pozyskane od emerytów, profesorów, rolników, dziennikarzy. Francuska fundacja Plateforme Humanitaire et Solidarite de l’Herault dostarczyła tira pełnego łóżek szpitalnych. Tu był nieoceniony wkład Małgosi z KOD, Urzędu Miasta Krakowa, a także Maćka, Andrija, Tarasa i wielu kolegów, na których można zawsze liczyć. Pomagał mój tato, żona, Darek, bliżsi i dalsi przyjaciele, znajomi i nieznajomi, a płynne funkcjonowanie zapewniała współpraca Natalii, Serhija, Alisy, Svitlany, Oksany, Andrija, Andzeliki, Saszy, Igora, Wasilija i wielu innych. Nie sposób wyliczyć wszystkich. Mam nadzieję, że za pośrednictwem Polskiej Misji Medycznej uda nam się również zorganizować pomoc dla szpitala w Tarnopolu i Chersoniu.
Dziękuję Wam wszystkim za ten rok. Każdy, kto wpłacił choćby najmniejszą sumę, kto w jakikolwiek sposób udzielił wsparcia, dał wyraz wielkiej ogólnoludzkiej solidarności. Zmęczenie wojną nas nie pokonało. Przeważyła przyjaźń, solidarność, przezwyciężenie podziałów dla wspólnej sprawy. Dzięki temu możemy dziś nie tylko z niepokojem, ale i z nadzieją patrzeć, co przyniesie rok 2023.
Wesprzyj Ukrainę poprzez Fundację im. Janusza Kurtyki!
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.