Ten felieton napisało Życie, bo ono najlepiej uczy nas przeżywania codzienności.
Sobota rano obudziła mnie błękitnym niebem, przyjemną jak na wrzesień temperaturą i słońcem zapraszającym do wycieczki rowerowej. Prysznic, śniadanie, w czasie którego rysowała mi się w głowie nowa trasa wyprawy. W pewnym momencie przyszła wiadomość od właściciela mieszkania, które wynajmuję, z zapytaniem, czy wszystko w porządku, bo ostatnio zgłaszano włamania do piwnic w naszym budynku. W piwnicy byłem przed tygodniem, po powrocie z wycieczki rowerowej, i wszystko było w porządku. Już zacząłem pisać uspokajającą odpowiedź, gdy pomyślałem, że mimo wszystko zejdę zobaczyć. Zbiegłem po schodach, pokonałem kilka drzwi, labirynt wąskich korytarzy – i zauważyłem, że moja piwnica jest otwarta. Zajrzałem ostrożnie, jeszcze z nadzieją… Niestety. Rower, który kupiłem w lipcu, zniknął. Rower znanej lokalnej marki za 1300 euro, które odkładałem przez pięć lat.
Zaskoczyło mnie to, że złodziej znalazł czas na odkręcenie czarnego plastikowego pojemnika zamontowanego na bagażniku. Odłożył (nie rzucił) na bok moją kamizelkę odblaskową i płaszcz przeciwdeszczowy, ściągnął też (nie odciął) sakwy. Zabrał tylko rower. Tuż obok stał drugi rower, kilkuletni, powiedziałbym nawet, że lepszy sprzętowo, ale polskiej marki, tu w regionie nieznanej.
Poszedłem na komisariat zgłosić kradzież. Zastanawiałem się, czy uda się coś wskórać w ramach ubezpieczenia mieszkania, ale przecież zawsze znajdzie się jakiś dopisek małym druczkiem…
Wracając do domu, stwierdziłem ze smutkiem, że została mi tylko faktura zakupu, i łzy napłynęły mi do oczu z bezsilności.
Po ludzku było mi przykro – tak jak pewnie tysiącom ludzi na całym świecie, którzy padają ofiarą źle ukierunkowanej ludzkiej kreatywności. Myślę jednak, że sformułowanie „paść ofiarą” nie oddaje tej sytuacji, a z pewnością wykrzywia jej interpretację. To nie ja jestem tu ofiarą. Ja jestem, kim jestem. Nic złego nie zrobiłem. Schowałem rower do piwnicy, zamknąłem drzwi na klucz i odszedłem, opierając się na ogólnie wypracowanych zasadach współżycia społecznego. Ofiarą jest sprawca kradzieży – jest sprawcą i ofiarą samego siebie, ofiarą swojej źle ukierunkowanej kreatywności. Ja jestem przypadkowym świadkiem dramatu, w który ten człowiek się uwikłał.
Kradzież jest złem. Nawet jeżeli w tym konkretnym przypadku „się udało”, złodziej będzie żył ze świadomością, że może zostać rozpoznany, złapany, pociągnięty do odpowiedzialności. Będzie żył w ciągłym stresie, strachu, że prawda wypłynie na jaw. Złodziej sabotuje swoje zdrowie.
Ubolewam ogromnie nad tą źle ukierunkowaną ludzką kreatywnością, bo cała ludzkość jest moją rodziną. Ludzka kreatywność to potężna siła. Można ją wykorzystać do budowania dobrych rzeczy, zaufania społecznego, współpracy międzyludzkiej, mierzenia się z problemami dotyczącymi nas wszystkich, tak aby nam wszystkim żyło się lepiej. Można też kreatywnością niszczyć, tworzyć złe struktury, złe rozwiązania i wykorzystywać do złych czynów – do kradzieży, przemocy albo, jeśli ma się władzę, do tworzenia destrukcyjnego prawa.
Złodziej sabotuje swoją inteligencję, szukając argumentacji, żeby zło nazywać dobrem. Na krzywdzie ludzkiej nikt jeszcze niczego pozytywnego nie zbudował, niczego się nie dorobił. Okradając innych w imię doraźnych zysków finansowych i grając społecznym zaufaniem, złodziej kształtuje swoją przyszłość. Kto raz tak zaczyna, musi za tym podążać. To jest jak nakręcająca się spirala. Jeżeli prawda wyjdzie na jaw, złodziej jako osoba niegodna zaufania zamknie dla siebie przyszłość w wielu dziedzinach. Jeżeli zdoła ukryć prawdę, to będzie się w swoim fachu doskonalił, ale kiedyś wreszcie się to skończy – a zwykle kończy się to źle i dla sprawcy, i dla jego bliskich.
Szczerze już mu przebaczyłem. Nie zamierzam na jego zło odpowiadać złem, ktoś musi to przerwać, więc dlaczego nie ja? Oddaję mu więc to jego zło, do niego należy i niech do niego wróci, bo ja chcę być od niego wolny. Życzę temu człowiekowi jak najlepiej – chciałbym, by w jego życiu wydarzyło się coś takiego, co obudzi go z tego koszmarnego zaślepienia. Nie złorzeczę mu, a raczej ubolewam, że dał się uwikłać w tak ogromne zło. Tej nocy zapewne znowu nie będzie spał spokojnie, bo prawda przecież może wyjść na jaw w każdej chwili.
On niszczy siebie, niszczy swoje otoczenie – to jego wybór i jego odpowiedzialność. Rower to rzecz nabyta, wypracowana moją pracą. Mam nadzieję, że będzie dobrze służył temu, do kogo trafi, że jego nowy użytkownik będzie się nim cieszył i dbał o jego stan techniczny. Ja uskładam pieniądze na nowy rower, a w tym czasie odkryję, co Życie dla mnie przygotowało.
Jeszcze dwie refleksje. Po pierwsze, system odgórnej kontroli nie działa, bo nie da się upilnować każdego człowieka na ziemi. Dlatego tak bardzo ważny we współczesnym świecie jest powrót do uświadomienia sobie osobistej odpowiedzialności za swoje decyzje. Złodziej ma wybór: ukraść lub nie ukraść. Ostatnio w sklepie sportowym zauważyłem przy kasie samoobsługowej, że jeden z wybranych przeze mnie produktów się nie skanuje. Mogłem zostawić go w torbie, zapłacić rachunek, spokojnie wyjść ze sklepu, a potem opowiadać znajomym, jak to mi się udało. Mimo nadarzającej się okazji uczciwość względem siebie wygrała. Poprosiłem pracownika sklepu o wyjaśnienie sytuacji, po półgodzinnych poszukiwaniach zapłaciłem za ów produkt i jestem z tego dumny – przed sobą samym, nie przed Bogiem (bo nawet nie wiem, czy istnieje), nie przed wami. Wasza reakcja na tę opowieść będzie wasza i niewiele wniesie w moje osobiste przeżywanie tego zdarzenia.
Po drugie, zarówno stary, jak i nowy rower był na podobnym poziomie technicznym. Jeden był znanej lokalnej marki, drugi był marki nieznanej lokalnie, ale renomowanej w Polsce. Można zaryzykować twierdzenie, że wizualnie niewiele od siebie odbiegały, choć ten polski miał już kilka lat. W polskim dyskursie politycznym rządzących i popierającego ich elektoratu jest tak, że to, co polskie, jest najlepsze, najwartościowsze, i cały świat nam tego zazdrości. Okazuje się tymczasem, że rower, który technicznie jest bogatszy, choć starszy, nie budzi zainteresowania ze względu na producenta. Oczywiście cieszę się, że zostawiono mi stary rower. Niemniej niech Polki i Polacy w Polsce przestaną się łudzić, że prowadzona od sześciu lat polityka wstawania z kolan promuje nas i nasze produkty. Zamknięci w naszej polskiej bańce, niektórzy mają wrażenie, że zawojowali cały świat. Jest wręcz odwrotnie. Nie promuje się obecnie naszych produktów, nie zna się ich za granicą, a co więcej, polityka rządzących sprawia, że się ich poznawać nie chce.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.