Odchudzanie dziewczynek oburza niejednego i niejedną z nas, ale co właściwie kryje się za tym pomysłem? Czy chodzi tylko o tajony seksizm – czy może o systemową politykę deprecjacji i uprzedmiotowienia? Sprawa jest o tyle poważna, że propozycja padła z ust ministra – tak zwanego ministra – który powinien odpowiadać za edukację. Powinien…
Minister Przemysław Czarnek zapragnął odchudzić dzieci. Całkiem niezły pomysł, kojarzący się z programem promowanym przez Michelle Obamę, która jako pierwsza dama walczyła z dziecięcą otyłością w USA. Program Obamy obejmował propagowanie zdrowej diety i sportu. Sama Michelle w programie Ellen Degeneres robiła pompki przed kamerami, udowadniając swoim rodakom, że jej program to nie tylko słowa. Autentyczność pomogła jej przekonać niejedną szkołę do zaproponowania dzieciakom zmiany stylu życia.
Niestety, nawet przy najlepszych chęciach porównanie Czarnka do Michelle Obamy wychodzi pokracznie, a jego genialny pomysł to nawet nie zabawna karykatura, lecz przerażający seksizm. Gdy dietetycy, lekarze i nauczyciele mówią o problemie nadwagi u dzieci i młodzieży, myślą przede wszystkim o dobru młodych ludzi. O czym myślał tak zwany minister, wolę nie spekulować, ale z jego wypowiedzi wyłania się tandetny seksizm. Okazuje się bowiem, że dla tak zwanego ministra, specjalisty od lektur szkolnych rodem z katechezy, najważniejszy u dziewczynki jest wygląd. Chłopiec może mieć nadwagę, ponieważ jest chłopcem – nieważne, że później będzie chorował. W głowie seksisty wzorcowe męskie ciało ma być okazałe i mniejsza z tym, czy ta okazałość wynika z mięśni czy z tłuszczu. Zresztą, mężczyzna zawsze jest wspaniały. Co innego dziewczynka: jeśli się nie postara, nie zadba o siebie, to może być brzydka, a kto ją wtedy zechce? Ot, logika wielce mądrego pana, któremu kolejnym zrządzeniem absurdu powierzono odpowiedzialność za młodzież i edukację.
Pana Czarnka można by traktować jako kuriozum, jako czas przeszły jeszcze niedokonany w polskiej rzeczywistości. Oto seksista głosi poglądy jak z XIX stulecia: dziewczynka – śliczna laleczka, towar do obmacywania – ma się podobać i wdzięcznie prezentować. Rzecz w tym, że to kuriozum jest elementem PiS‑owskiej polityki upodlenia kobiety. Od 2015 roku PiS serwuje kobietom pogardę. Powracanie do ustawy aborcyjnej, procedowanie chorych propozycji ustaw suflowanych przez Ordo luris czy obecna zgoda na wyrok tak zwanego Trybunału Konstytucyjnego to jawna wojna z kobietami. Seksizm pana Czarnka stanowi kolejny krok w kierunku pełnego uprzedmiotowienia. Zapanowanie nad kobietą, nad jej ciałem, nad jej rolą społeczną jest w totalnych systemach metodą manipulowania społeczeństwem. Faszyści sprowadzili kobietę do blond reproduktorki, która ma dostarczać państwu żołnierzy patriotów. W Polsce Kaczyńskiego kobieta właśnie otrzymała jasno sprecyzowaną rolę: ma być laleczką reproduktorką dostarczającą wiernych obywateli.
Swoje systemowe działanie: odmawianie nam podmiotowości, uzależnianie od programów rządowych, upokarzanie, łamanie, odbieranie możliwości samorealizacji, PiS zaczęło od kobiet. Tak zwany minister podnosi teraz poprzeczkę i wskazuje, że zacząć należy od dziewczynek. Trzeba im wbijać do głowy już od dziecka, że najważniejszy jest wygląd, trzeba wyrabiać w nich kompleksy i poczucie winy, trzeba podporządkowywać je narzuconej normie. Potem gdy tak wychowane dzieci dorosną, już prościej będzie nimi zarządzać. O zdrowiu nie ma tu mowy, tak samo jak o zdrowym rozsądku. Można uznać, że to się tak zwanemu ministrowi tylko chlapnęło, że to po prostu niefortunna wpadka, a ważniejsze, by do szkół wróciła zdrowa żywność. Ależ nie – wyszło tu na jaw coś głębszego: stosunek PiS‑u do kobiet, atmosfera pogardy do „płci słabszej”, za to „płci pięknej”. Jarosław Kaczyński od lat całuje panie w rękę – nieważne, czy rozmawia z ministrą czy z posłanką. Taki to dżentelmen. Mały, ale z klasą. W geście tym jednak kryje się przekaz „jesteś śliczną rzeczą i tylko tyle, kotku”. Szarmanckość, jaka pozostała niektórym panom nad Wisłą, to gest zawłaszczenia i upokorzenia: cmoknąć w łapkę a potem pominąć – w awansie, w podwyżce płac, w prawach człowieka. Z tym szarmanckim wykluczeniem korespondują słowa Czarnka: niech się odchudzają, niech wyglądają, będzie przyjemnie popatrzeć.
Nasz rodzimy totalitaryzm zaczyna się od uprzedmiotowienia kobiet, od stref wolnych od LGBT. Potem się okaże, że gorszy sort powinien mieszkać w gettach. W systemowym działaniu nie chodzi tylko o odchudzanie czy o prawa reprodukcyjne, tutaj dzieje się coś więcej!
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.