Od pewnego czasu obserwujemy w Polsce transformację wszelkich możliwych struktur. Do zmian wprowadzanych przez demokratycznie wyłonione władze dochodzą od początku 2020 roku ograniczenia niezbędne z powodu pandemii. Obywateli dotykają różnego rodzaju restrykcje, które jednak zależą od miejsca zajmowanego w społeczeństwie. Na przykład, dzieci mają spędzić ferie w domach, a prezydent Duda planuje jazdę na nartach. No, ale to władza.
Mam niemiłe poczucie, że naszą rzeczywistością właśnie staje się „Rok 1984” Orwella. Coraz bardziej widoczna jest kastowość polskiego społeczeństwa. Są ci, którzy wydają polecenia, i ci, którzy mają ich słuchać, plus oczywiście służby porządkowe (posłuszne tym od poleceń). U Orwella jest partia wewnętrzna, partia zewnętrzna i prole. Prol ma pracować, słuchać i nie myśleć. Myślenie jest źle widziane, ponieważ zagraża partii wewnętrznej. Członkowie partii zewnętrznej mają kreować rzeczywistość zgodnie z życzeniami rządzących i grzecznie zmieniać to, co trzeba (wszak kontrolują media, a władza tkwi w języku, o czym świetnie wiedzą między innymi postmarksiści). Członkowie partii zewnętrznej marzą o zaszczycie dołączenia do członków partii wewnętrznej i o lepszym życiu, pełnym przywilejów (u Orwella chodzi o możliwość wyłączenia Wielkiego Brata, który na co dzień śledzi każdy ruch obywateli; u nas, Anno Domini 2020, chodzi – dajmy na to – o jazdę na nartach w czasie ferii).
Lektury Orwella nie polecam, można mieć po niej koszmary senne. 72 lata po publikacji, Anno Domini 2020, tekst z 1948 roku czyta się jak tragedię, z której chwilowo nie znajdujemy ucieczki. Obyśmy nie skończyli tak jak Winston…
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.