Z socjologicznego punktu widzenia sekta to grupa społeczna, która izoluje się od reszty społeczeństwa, ma własną hierarchię wartości oraz zespół norm i zachowań z mocno akcentowaną rolą przywódcy. Członkowie i zwolennicy Zjednoczonej Prawicy tworzą quasi-zamkniętą grupę społeczną. Obracają się w wąskim kręgu interpretacyjnym, słuchają tylko wybranych stacji radiowych, oglądają tylko jedną słuszną telewizję, czytają tylko określoną prasę, mają swoich ulubionych ekspertów pokazywanych we wszystkich prorządowych mediach. Z tego interpretacyjno-medialnego kręgu wychodzić im nie wolno, bo byłaby to zdrada ich grupy, klubu elitarnego – jak im się wmawia – i posiadającego monopol na władzę i prawdę.
Ludzie ci kierują się systemem wartości zaczerpniętym z chrześcijaństwa, ale interpretują go stosownie do własnych potrzeb. Dobrym przykładem jest tutaj miłość bliźniego. Miłują tych, którzy myślą tak samo jak oni, a przekreślają i wykluczają osoby niepodzielające ich przekonań. Domagają się szacunku dla siebie, ale odmawiają go swoim „przeciwnikom”. Wierzą w przywództwo hierarchów Kościoła, ale nie przyjmują do wiadomości, że hierarchowie mogli tuszować przestępstwa pedofilii. O roli Jarosława Kaczyńskiego nie trzeba wspominać, wszyscy słyszeli o jego nadzwyczajnych zdolnościach kierowniczych i wybitnym umyśle stratega. To wręcz modelowy przywódca sekty: zamknięty w sobie, unikający kontaktu z otoczeniem, publicznie wypowiadający się rzadko i tylko ex cathedra, w poczuciu własnej nieomylności.
Józef Kwapiszewski, badacz zagadnień życia społecznego, zaznacza, że sekta jest przekonana o swojej nadrzędności, o posiadaniu wiedzy niezbędnej do poznania prawdy, o górowaniu nad innymi. Członkowie Zjednoczonej Prawicy nawet się nie kryją ze swoim poczuciem wyższości. Cynicznie przypisują sobie zasługi walczącej z komuną Solidarności i występują jako prawowici spadkobiercy Jana Pawła II, broniący życia. Są moralnie nieskazitelni. Nigdy się nie mylą, a nawet jeżeli udowodni im się pomyłkę, to i tak się jej wyprą lub zrzucą winę na opozycję. Są krystalicznie czyści. Od samego początku Jarosław Kaczyński posortował ludzi na lepszych i gorszych. Lepsi są ci, co bronią tradycyjnych wartości, Boga i kościoła. Gorsi są wszyscy pozostali. Sam Jarosław Kaczyński wielokrotnie podkreślał, że ma klucz do zrozumienia prawdy – prawdy o Smoleńsku, ale też o ciemnych rządach poprzedników. Wtórował mu Macierewicz. Tej rzekomej prawdy do dziś nie poznaliśmy i nigdy nie poznamy, bo ona po prostu nie istnieje.
Supremacja tej grupy przejawia się w sformułowaniach: „jesteśmy najlepsi”, „wszystko robimy najlepiej”, „cały świat nam zazdrości”, „europejskie państwa są gorsze od nas”, „nasze kościoły są otwarte, a we Francji zamknęła je lewacka władza”, „wszyscy inni są źli, są oszustami, złodziejami, źle życzą Polsce”, „popatrzcie, ile wam dajemy”. Działania potwierdzają tę postawę. Od samego początku PiS okazywało lekceważenie mediom, unikając odpowiedzi na zadawane tam pytania. Dziennikarzy wypchnięto z niektórych sektorów parlamentu, a przecież to właśnie oni przybliżają instytucje państwowe obywatelom i pośredniczą w trzymaniu obywatelskiej ręki na pulsie władzy. Ogrodzono Sejm, oddzielając się od obywateli, ogrodzono siedzibę partii, by Polki i Polacy nie wiedzieli, co się dzieje za spiżową bramą, gdzie obraduje guru i starszyzna.
Uzurpacja pierwszeństwa jest też widoczna w takich zachowaniach jak grupowe obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej w czasie wiosennego lockdownu, wjazd na cmentarz niedostępny dla zwykłych obywateli czy zamknięcie cmentarzy na Wszystkich Świętych dopiero po tym, gdy Morawiecki zdążył odwiedzić jeden z nich, lub zniesienie zakazu lotów, tak by minister mógł wrócić z wakacyjnych podróży.
Wypowiedziane przez Zbigniewa Ziobrę ustami Mateusza Morawieckiego weto w sprawie unijnego budżetu ma pokazać Polkom i Polakom „realny” wpływ Zjednoczonej Prawicy na politykę Unii. Nieistotne, że ten sprzeciw, motywowany ideologicznie, wpłynie negatywnie na wszystkich bez wyjątku mieszkańców europejskiego kontynentu. Nie było w historii Unii Europejskiej bardziej niesolidarnego państwa niż IV RP. Weto pokazuje jeszcze jeden ważny aspekt sekciarskiego charakteru obecnej grupy rządzącej Polską. Celem jest tutaj uwolnienie decydującej starszyzny od zewnętrznej kontroli, tak by miała pełną swobodę działania. Wewnętrzne mechanizmy kontrolne w postaci trójpodziału władzy już nie funkcjonują, a te zewnętrzne właśnie są wysadzane w powietrze.
Poczucie wyższości członków i zwolenników Zjednoczonej Prawicy opiera się również na słowach Faustyny Kowalskiej o iskrze, która ma wyjść z polskiego narodu i przygotować świat na ostateczne przyjście Chrystusa. Takie wybraństwo Polski – zgodne z romantyczną koncepcją jej mesjańskiego posłannictwa – jest dla zwolenników Jarosława Kaczyńskiego niezbitym dowodem wyższości Polaków nad innymi narodami. Oczywiście, większość polskich katolików odnosi słowa Faustyny do Jana Pawła II. Sama postać Jana Pawła II została wyidealizowana w ciągu ostatnich 20 lat, tak że stał się on bożkiem, środkiem potwierdzającym wyjątkowość grupy. Ale może – nasuwa mi się teraz myśl – iskrą chce być sam Jarosław Kaczyński? Kto wie, co siedzi w głowie guru sekty? Jego milczenie w sprawie skandalu wokół JP II mogłoby to tłumaczyć.
Chrześcijanie oczekują na drugie przyjścia Mesjasza już od około 2000 lat. Błędem jest założenie, że świat skończy się w najbliższym czasie, a Polska (tzn. ta wąska grupa osób) odgrywa tu jakąś szczególnie ważną rolę, wprowadzając siłą i gwałtem bożą sprawiedliwość następującą po bożym miłosierdziu. Chrześcijanie od początku żyją w czasach ostatecznych. Polska jest po prostu jednym ze 194 krajów na świecie, ma – jak każdy kraj – swoje mocne i słabe strony, niczym wyjątkowym się nie wyróżnia.
Teologia chrześcijańska, która uzurpuje sobie status jeżeli nie jedynej, to na pewno najlepszej drogi prowadzącej do zbawienia, okazuje się pomocna także przy indoktrynacji związanej z rzekomym monopolem na prawdę. Stąd biorą się pomysły całkowitego zakazu aborcji, wykluczania osób nieheteronormatywnych, edukacji przesiąkniętej katolicyzmem, obrony Boga i tradycyjnych wartości, utrudniania dostępu do środków antykoncepcyjnych, zakazu handlu w niedzielę, modlitw w zakładach pracy, zawierzania Maryi i błogosławienia przez księży instytucji społecznych, a nawet przedsiębiorstw państwowych i prywatnych, w tym nowo wybudowanego McDonalda.
Kolejną cechą sekty, która znajduje odzwierciedlenie w działaniach Zjednoczonej Prawicy, jest kontrola nad członkami grupy oraz, jeśli to możliwe, ich otoczeniem. Rządzący i ich zwolennicy coraz śmielej przejmują nadzór nad różnymi aspektami życia Polaków: planowaniem rodziny, wychowaniem dzieci, rolą kobiety i mężczyzny, określaniem orientacji seksualnej, wyborem programu nauczania. Dławi się indywidualność, blokuje swobodę myśli i interpretacji, bo „wszyscy mają być tacy jak my”, „mamy stanowić homogeniczne społeczeństwo”, „nie możesz być sobą, musisz być jednym z nas”. Jeśli nie jest się jednym z nich, nie zrobi się kariery, bo zadziałają filtry na różnych etapach rekrutacji. Według reportażu Lin Junyue wyemitowanego na kanale Arte w maju tego roku, w podpisanych przez Andrzeja Dudę umowach z Chinami o nowym Jedwabnym Szlaku znalazły się elementy, które pozwalają pracować nad wprowadzeniem u nas systemu monitoringu społecznego opartego na wszechobecnych kamerach i smartfonach.
Sekciarskie zapędy władzy, prawna ochrona Ordo Iuris, nowoczesne technologie i przynależność uzyskana represjami stanowią jedno z największych wyzwań dla społeczeństwa obywatelskiego.
Nie wątpię, że Polacy zdadzą ten egzamin, bo niejednokrotnie w historii Europy udowodniliśmy swój rozsądek. Poradziliśmy sobie z Polską Rzeczpospolitą Ludową, poradzimy sobie z sekciarską IV RP.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.