Igrzyska dyktatorów w Krakowie? Felieton Marka Porzyckiego (3)

Igrzyska dyktatorów w Krakowie? Felieton Marka Porzyckiego (3)

W piątek trzynastego w roku 2020 gruchnęła wiadomość, że Jacek Sasin został szefem komitetu przygotowującego Igrzyska Europejskie 2023, które mają się odbyć w Krakowie i Małopolsce. Wiadomość od razu wykorzystano w licznych memach i żartach nawiązujących do „zasług” Sasina w zagospodarowaniu 70 milionów złotych na forsowane wbrew prawu i zdrowemu rozsądkowi wybory pocztowe. Mimo satyrycznych komentarzy sytuacja jest jednak poważna, a straty zapowiadają się znacznie wyższe – można się spodziewać, że pójdą w setki milionów, jeżeli nie miliardy.

Igrzyska Europejskie to impreza o specyficznym rodowodzie. Wymyślono ją jako swojego rodzaju nagrodę pocieszenia dla dyktatorów, którzy z różnych powodów nie podejmą się organizacji prawdziwych igrzysk olimpijskich, ale mają chęć i możliwość utopienia setek milionów lub miliardów dolarów w nieco mniejszej imprezie mile łechtającej ich próżność. Dotychczasowi organizatorzy nie wymagają komentarza: Azerbejdżan Ilhama Alijewa (według oficjalnych, wyraźnie zaniżonych wyliczeń koszt igrzysk to 1,2 mld dolarów) i Białoruś Aleksandra Łukaszenki (w „oszczędnej”, równie niemożliwej do zweryfikowania wersji koszt to 280 mln euro). Teraz do tego grona ma dołączyć Polska Kaczyńskiego, symbolicznie przypieczętowując tym swoją ustrojową ewolucję.

Wielkie imprezy sportowe to ulubiona zabawka dyktatorów. Umożliwiają kanalizowanie sportowych emocji w stronę nacjonalizmu pokazywanego od mniej toksycznej strony. Finansującym je obywatelom wmawia się, że uczestniczą w czymś „prestiżowym”, budującym pozycję ich kraju w świecie, na co warto przeznaczyć duże pieniądze. Jednocześnie wydawanie potężnych kwot pod presją czasu w państwach, w których prokuratura i aparat ścigania znajdują się pod polityczną kontrolą, stwarza znakomitą okazję do defraudacji i korupcji. Mechanizm jest prosty: intratne kontrakty wędrują do „zaprzyjaźnionych” przedsiębiorców, którzy potem dzielą zyski z rządzącą partią – albo bezpośrednio z jej politykami, albo przez zasilanie okrężną drogą partyjnych funduszy (w tym kontekście warto zauważyć, że igrzyska mają się odbyć kilka miesięcy przed kampanią wyborczą do parlamentu). Kontrolowana przez polityków rządzącej partii prokuratura nie dostrzega żadnych nieprawidłowości. Nawet wtedy, gdy nie dochodzi do oczywistych defraudacji, takie imprezy sportowe opierają się na mechanizmie uspołecznienia kosztów ponoszonych przez podatników oraz prywatyzacji zysków trafiających do organizacji sportowych, stacji telewizyjnych i zaangażowanych korporacji. Międzynarodowe organizacje sportowe należą do oczywistych ekonomicznych beneficjentów tego układu, tym chętniej więc w nim uczestniczą bez zadawania niewygodnych pytań.

Z powyższych powodów państwa demokratyczne są coraz mniej skłonne do organizowania igrzysk. Obywatele zastanawiają się nad sensem wydawania na ten cel pieniędzy, które można by ze znacznie większym pożytkiem dla ogółu wykorzystać chociażby na poprawę jakości usług publicznych. Kwestia ta staje się dramatycznie doniosła zwłaszcza teraz, gdy zaniedbywane przez kolejne rządy, a przez ostatnie pięć lat wręcz pustoszone przez PiS, usługi publiczne załamują się spektakularnie pod uderzeniem pandemii w tak podstawowym zakresie jak ochrona zdrowia i edukacja.

W tym kontekście zdziwienie budzi postawa prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego. Powiewem normalności w 2014 roku, na krótko przed PiS‑owską smutą, było w Krakowie referendum, w którym mieszkańcy wypowiedzieli się znaczną większością przeciwko organizowaniu na ich koszt Zimowych Igrzysk Olimpijskich 2022. Kraków dołączył tym samym do takich miast jak Oslo, Sztokholm i Monachium, które zrezygnowały z organizacji ZIO 2022, uznając, że są bardziej sensowne sposoby spożytkowania publicznych pieniędzy. Na placu boju pozostały wówczas Ałmaty i Pekin. Igrzyska ostatecznie odbędą się w Pekinie. Wydawałoby się, że olimpijskie referendum powinno być dla prezydenta Majchrowskiego wyraźną wskazówką co do tego, jak mieszkańcy Krakowa widzą finansowe priorytety swojego miasta. Namysłu można by oczekiwać zwłaszcza wobec potężnych strat poniesionych przez krakowski budżet w rezultacie pandemii, które w pewnym momencie próbowano ograniczać wyłączaniem miejskich latarni na noc, a obecnie uzasadnia się nimi planowane drastyczne podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej. Tymczasem Jacek Majchrowski ochoczo angażuje się w organizację Sasinowych igrzysk dyktatorów. Krakowianom rzuca się mętne tłumaczenia, jakoby rząd zadeklarował pokrycie całości kosztów z budżetu centralnego, w wyniku czego Kraków miałby na tej imprezie skorzystać. Pomija się przy tym zarówno niską (a raczej ujemną) wiarygodność zapewnień PiS‑owskiego rządu, że „da na coś pieniądze”, jak i fakt, że środki z budżetu też pochodzą z naszych podatków. Zdjęcie Jacka Majchrowskiego siedzącego ramię w ramię z Sasinem na konferencji prasowej dotyczącej igrzysk oburza tym bardziej że Majchrowski wygrał ostatnie wybory samorządowe w drugiej turze głosami wyborców popierających go tylko dlatego, żeby nie oddać Krakowa w ręce PiS‑u. Już od dawna można zauważyć wyraźną różnicę między konsekwentną postawą prezydentów innych polskich metropolii – Warszawy, Poznania, Wrocławia, Gdańska, Łodzi – w obronie demokracji w Polsce a znacznie bardziej zachowawczym podejściem prezydenta Krakowa. Akces prezydenta Majchrowskiego do Sasinowego mechanizmu konsumowania publicznych pieniędzy na igrzyska sugeruje, że chociaż kandydatka PiS‑u w wyborach samorządowych przegrała, Krakowa przed PiS‑em obronić się jednak nie udało.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!