O, jak pięknie w tym roku było. Tyle radosnej młodzieży dziarsko dzierżącej flary. Weseli chłopcy malowani z fastrygami, z falangami, niejedna dziewczyna za wami poleci. O, jak przyjemnie w tym roku było, tyle radości wręcz piknikowej. A to empik się podpaliło, a to mieszkanie, raz sierpem, raz młotem. Ile to radości, a ile dumy narodowej.
Gdyby się ktoś dziwił, to śpieszę wyjaśnić, że chłopcy mieli prawo się zdenerwować. Oto w naszym kraju szaleje gender, ekologia, LGBT, lewactwo, ateizm, więc chłopcy mieli święte prawo powstać z kolan i uderzyć się w głowę. Flarą.
Gdyby się ktoś za głowę łapał i mamrotał coś o tym, że to złe i faszystowskie, to śpieszę z informacją, że to było piękne i narodowe. Z elementami husarsko-mocarstwowymi. W pięknym geście hajlowania weseli chłopcy kolejny raz zrobili nam narodową demolkę. A dlaczego? A dlatego, że mogli.
I tutaj tak naprawdę nie chodzi ani o 11 listopada, ani o święto narodowe (ci panowie zapewne nawet nie wiedzą, o jaką niepodległość ówczesne pokolenia walczyły), ani nawet o patriotyzm. Tutaj chodzi zwyczajnie o rozróbę. W naszym kraju PiS toleruje wszelkie chamstwo. Zaczyna się od posłanek, które a to pożerają obiad podczas obrad Sejmu, a to pokazują środkowy palec oponentom, a kończy się na prezesie i jego oratorskich popisach mowy nienawiści. PiS nauczyło swoich wiernych janczarów, jak pluć nienawiścią, jak nie przejmować się ani dobrym wychowaniem, ani minimum zachowań społecznych. Skoro można publicznie spoliczkować kobietę, skoro można uznać pokojową manifestację białych róż za agresję, to znaczy, że w tym kraju wszystko stanęło na głowie.
Wybryki narodowców od dawna są akceptowane. Poparcie – już nie takie ciche – daje im partia rządząca i prokuratura. Sami narodowcy nawet nie próbują badać, jak daleko mogą się posunąć. Po prostu wiedzą, że kraj należy do nich. W ten sposób rozwija nam się ruch ludzi pełnych nienawiści, którzy tylko czekają na sygnał, by niszczyć i się bić. Doświadczyli już tego protestujący w obronie praw kobiet, praw człowieka. Dziwne grupy agresorów wyłapują poszczególne osoby i starają się wypłoszyć z ulicy protestujących. Doświadczyli już tego wierni, którzy nie mogli wejść spokojnie do kościoła, sprawdzani przez religijnych bojowników. Doświadcza tego każdy z nas na co dzień, coraz częściej zderzając się z agresją i nienawiścią do wszystkiego, co inne.
Dzisiejsze wydarzenia stawiają nas przed pytaniem, co będzie za rok. Wczoraj udało się spalić jedno mieszkanie, jeden sklep, pobić policjantów (uszkodzenia kręgosłupa, połamane nogi i ręce). A co w przyszłym roku? Z tym ciągłym tłumaczeniem rządzących, że to tylko manifestacja i spontaniczna radość z narodowego święta, że to pewnie tylko prowokacje, że tak naprawdę nic złego się nie dzieje, stajemy wobec nienawiści skierowanej przeciw tej części narodu, która nie zgadza się z PiS‑em. I jest to systemowa nienawiść, ujawniająca się między innymi w takich pseudopatriotycznych „incydentach”, a rozwijająca się w narracji polityków, w polityce nienawiści wobec kobiet, osób ze środowisk LGBT czy uchodźców i migrantów. Więc co będzie za rok? Obawiam się, że jeszcze trochę, a spalenie sklepu nie wystarczy. Jesteśmy już na wojnie polsko-polskiej i nie wolno nam tego lekceważyć, bo jeszcze trochę, a krwawe zamieszki staną się standardem. Ta manifestacja nienawiści narodowców jest wymierzona w nas, w każdego, kto myśli inaczej. I wszyscy przez tę nienawiść jesteśmy w niebezpieczeństwie.
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.