Najpewniej wszystko rozejdzie się po kościach. Do władzy dotarło, że nie można wielkiego projektu złupienia Polski wystawić na ryzyko. Jeszcze nigdy tak wielu nieudaczników nie uzyskało szansy obsadzenia tak wielu różnych struktur państwa i gospodarki – i ten projekt sprywatyzowania kraju, przejęcia go przez krewnych i znajomych władzy, nie może być zagrożony. Ostatni weekend musiał być trudnym przeżyciem dla konkubentów i konkubin oraz mężów i żon, pociotków i kuzynostwa obecnych sterników nawy państwowej. Czy wszystko się zawali? Gdzie oni się podzieją? Z czego będą żyć? Przecież miało to trwać dłużej! Dlatego musiała zapanować zgoda, która jednak nie usuwa przyczyny konfliktu. Ziobro nie wybaczy swojego upokorzenia, a wszystko wskazuje na to, że nie zostanie pozbawiony narzędzi, które pozwolą mu na odwet w stosownym czasie. Zdaje sobie sprawę, że jego pozycja opiera się na kruchych podstawach. Będzie musiał skorygować taktykę. Być może spektakularnie uderzy w opozycję. Dokręci śrubę sędziom. Ale wie, że jeśli chce zdobyć większe wpływy, powinien uderzyć gdzie indziej. Kaczyński, nie pozbywając się Ziobry, osiąga więc pozorną stabilizację. Jego władza będzie podkopywana nieco dyskretniej, hałasy będą dobiegały z innej strony. Pozostawiając Ziobrę i jego chłopców na stanowiskach, prezes PiS‑u jednak nie rozbraja bomby, a ta, jak to bomba, kiedyś nieuchronnie wybuchnie. Interesująca jest obserwacja, że władza pasożytnicza też ma swoje ograniczenia, wynikające z samej jej natury. Problem w tym, że ten rodzaj podziału władzy niszczy państwo, a cenę za jego odbudowę zapłacimy wszyscy.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.