Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że nie ma podstaw do kwestionowania statusu sędziego, skoro sędzia został powołany przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. Rozstrzygnięcie to, wydane przez jednoosobowy skład w konkretnej sprawie, pokazuje, jak polski system prawny pogrąża się w chaosie. Kwestia kompetencji Prezydenta RP i ich kontrolowalności przez sądy nie jest łatwa. W ukształtowaniu tego urzędu pewną rolę odgrywają pozostałości po ustroju monarchicznym. Jednak orzeczenie NSA – przy całym szacunku, jaki winniśmy sądowi – nie jest trafne, a inne sądy nie powinny się nim kierować. W państwie prawa dany organ tylko symbolicznie, a nie realnie, może w takich okolicznościach być wyjęty spod sądowej kontroli, natomiast jego akty władzy spod takiej kontroli wyłączone być nie mogą. Gdyby NSA miał rację, Duda mógłby działać poza prawem (co, swoją drogą, wzmacniałoby najnowszy projekt Ziobry). W dyskusji wskazywano, że zgodnie z taką logiką prezydent mógłby powołać na sędziego dowolną osobę, nawet gdyby nie spełniała żadnych ustawowych wymogów. Zresztą, dlaczego ograniczać się do osób? Znamy z historii przypadek konia Incitatusa, mianowanego senatorem przez cesarza Kaligulę. Zachowując należyte proporcje między Kaligulą a Dudą, można by oczekiwać, że ten drugi mianuje sędzią swojego chomika. A całkiem na poważnie: orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE wskazuje sądom, co powinny robić. Prokurator Świeczkowski, próbując zastraszyć sędziów prokuraturą, zyskuje miejsce w historii, owszem, ale jest to miejsce bardziej ponure niż to zajmowane przez poczciwego skądinąd Incitatusa. Biada jednak tym prokuratorom, którzy polecenia Świeczkowskiego wypełnią. Argument, że tylko wykonywali rozkazy, może w praworządnej Polsce już okazać się niewystarczający.
Prawo prezydenta, NSA i chomik. Felieton Fryderyka Zolla (69)
Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!