PiS zdecydowało, że podda ugrupowanie Jarosława Gowina próbie. W tej jednej kwestii, w której partyjka Gowina (a z punktu widzenia legitymacji wyborczej odnoga PiS‑u) usiłowała zachować autonomię: w kwestii limitu składek ZUS, postanowiono wybadać nowy mechanizm sprawowania władzy. Ewentualne zastrzeżenia Gowinowskiego ugrupowania będą łamane przy pomocy Lewicy. Oczywiście, Lewica nic w ten sposób nie ugra — czuwać już nad tym będzie całe PiS — ale zostanie włączona w PiS‑owską strategię, a zmarginalizowany Gowin albo nie będzie się cieszył, popierając, albo po prostu będzie popierał. Jako szef przybudówki PiS‑u nie może prowadzić realnej polityki, bo to wymagałoby realnego stawiania spraw na ostrzu noża. Pamiętam, jak Gowin uzasadniał demontaż sądów koniecznością walki z luką VAT. Aktywność wesołej VAT‑owskiej kompanii w Ministerstwie Finansów świadczy jednak, że coś poszło fundamentalnie nie tak. Trudno też odgadnąć, co chcieli osiągnąć wyborcy głosujący na Gowina; być może zależało im na bezradosnym popieraniu PiS‑u. W odróżnieniu od Gowina natomiast Lewica ma legitymację wyborczą, by podejmować działania w interesie Polski. Teraz — jeśli zapomni, ile będą Polskę kosztowały utrwalone rządy PiS‑u — ma także szansę zmarnowania tej legitymacji. Wszyscy zakładali, że Lewica i Konfederacja staną się zagrożeniem dla wygodnego sprawowania władzy przez PiS. Niewykluczone, że było to założenie całkowicie błędne. PiS będzie mogło swobodnie przepychać projekty raz z lewa, raz z prawa, Gowinowi zaś pozostanie nie cieszyć się, i tyle. W teorii ten polityk mógłby odegrać w Polsce historyczną rolę. W praktyce okazuje się do tego niezdolny.