Z perspektywy Azerbejdżanu

Z perspektywy Azerbejdżanu

Moja ojczyzna jest tam, gdzie jest wolność
― Thomas Jefferson

Daleko, jakieś dwa tysiące kilometrów od Polski, w pobliżu gór Wielkiego Kaukazu i na brzegu Morza Kaspijskiego znajduje się wspaniały zakątek globu o nazwie Azerbejdżan. Mój kraj. Miejsce o bogatej historii, niezwykłej kulturze, ale też bogate w ropę naftową. Stamtąd pochodzę. Z Baku. Z „kraju świateł”. Świateł, które gasną pod naporem tyranii i autokracji.

Dyktatorski reżim, który już dwadzieścia pięć lat panuje w Azerbejdżanie, zdążył zrujnować gospodarkę, okraść skarb państwa i zniszczyć moralność narodu. Obywatele są prześladowani, żyją w strachu i niepewności jutra, a na wszystkich szczeblach władzy kwitnie korupcja i złodziejstwo.

Zwykły obywatel niezależnie od swojej wiedzy czy umiejętności nie ma szans na działalność polityczną. Obecna władza wykorzystuje wszelkie środki administracyjne, by kontrolować kandydatów do parlamentu i rządu, a także na stanowiska w policji, prokuraturze i sądownictwie.

W Azerbejdżanie nie ma wolnych mediów, które mogłyby reagować na nadużycia władzy. Dziennikarze zostali kupieni przez rządzących. Za swoją lojalność otrzymują nie tylko wyróżnienia i ordery, ale też mieszkania i inne gratyfikacje. Tych, którzy nie chcą współpracować z władzą, pod byle pretekstem zamyka się w więzieniach. W Azerbejdżanie jest ponad 160 więźniów sumienia, a jedna trzecia z nich to dziennikarze i blogerzy. Międzynarodowa organizacja „Reporterzy bez granic” co roku publikuje raporty na temat szykanowania niezależnych mediów w Azerbejdżanie.

W mojej ojczyźnie nie ma wolności słowa, a wśród obywateli promuje się bierność polityczną, którą najlepiej wyraża często powtarzane hasło „My się do polityki nie mieszamy”. Obywatele boją się wyrazić własne zdanie, bo jeśli będzie się różnić od oficjalnej propagandy, mogą spotkać ich za to nie tylko nieprzyjemności, ale naprawdę poważne konsekwencje. Utrata pracy ze względu na polubienie jakiegoś facebookowego komentarza niezgodnego z polityką rządu nie jest bynajmniej rzadkością.

Wszystkie wybory są fałszowane, a filmowa dokumentacja tych fałszerstw jest po prostu ignorowana. Parlament Europejski trzykrotnie (w 2014, 2015 i 2017 roku) przyjął rezolucję w sprawie naruszania praw człowieka w Azerbejdżanie, niczego to jednak nie zmieniło.

W moim pięknym kraju rządzący doprowadzili do tego, że lizusostwo jest chlubą, a niezgoda na społeczną niesprawiedliwość jest traktowana jak przestępstwo i surowo karana. Członkowie ugrupowań opozycyjnych są represjonowani i osadzani w więzieniach na podstawie fałszywych dowodów. Europejski Trybunał Praw Człowieka zalecił, by Ilgar Mammadov, lider azerbejdżańskiej opozycji, aresztowany w 2013 roku pod fałszywym zarzutem i skazany na siedem lat więzienia, został wypuszczony na wolność w maju 2014 roku. Zalecenia dotąd nie wykonano, a Ilgar Mammadov nadal przebywa w więzieniu.

Rozkradanie skarbu państwa przez urzędników jest na porządku dziennym. Posłowie, ministrowie czy szefowie służb mundurowych budują luksusowe wille i jeżdżą drogimi samochodami, kiedy reszta kraju pogrąża się w biedzie. Nie wprowadzono obowiązkowego ubezpieczenia zdrowotnego, a wszelkie przypadki epidemii i masowych tragedii są skrzętnie ukrywane. Azerbejdżan ma jeden z najwyższych na świecie wskaźników korupcji wśród lekarzy.

Wiosną 2016 roku witryna internetowa WikiLeaks opublikowała akta mówiące o tym, że członkowie rodziny głowy państwa za pośrednictwem zagranicznych spółek w Panamie wyprowadzili z Azerbejdżanu ogromne pieniądze. Rok później Dafne Galisia, dziennikarka z Malty, opublikowała dane, które dowodziły, że azerbejdżańskie władze przelały pieniądze na konta zagranicznych firm należących do urzędujących ministrów Malty. Latem 2017 roku niezależni dziennikarze z międzynarodowej organizacji OCCRP opublikowali raport na temat schematu prania brudnych pieniędzy w Wielkiej Brytanii przez członków rządu. Obliczono, że z mojego kraju wypłynęły w ten sam sposób około trzy miliardy dolarów.  Pomimo tych rewelacji ani jeden urzędnik w Azerbejdżanie nie został wysłany na emeryturę ani pociągnięty do odpowiedzialności. Sprawę przemilczano, jakby w ogóle nie miała miejsca.

W ogóle urzędnicy są traktowani jak bóstwa, osoby wyjątkowe. Państwowa telewizja – tuba autokratycznego rządu – każdego dnia przekonuje widzów, że obecna władza jest niezmienna, nie ma dla niej żadnej alternatywy, a opozycjoniści to tylko marginalni uzurpatorzy i zagraniczni szpiedzy.

I chociaż kocham swój kraj, nie byłem w stanie żyć w strachu i zakłamanej rzeczywistości propagandy. Musiałem stamtąd wyjechać, a Polska stała się dla mnie drugą ojczyzną. Jest mi tu dobrze. Czuję komfort i dobrobyt, na jaki zapracowaliście, nareszcie jestem spokojny o jutro, nie boję się przyszłości.

Patrzę na Polskę i Polaków z perspektywy Azerbejdżanu i dostrzegam to, czego może sami nie chcecie lub nie umiecie zobaczyć. Na przykład to, że polskie społeczeństwo opiera się na wzajemnym szacunku i zaufaniu. Widzę, że chociaż przechodzicie kryzys, podstawy demokracji są tu silne, a wolność słowa jest wartością nadrzędną. Widzę również obywateli, zwykłych ludzi zajętych pracą, którzy mimo obowiązków zawodowych aktywnie uczestniczą w życiu politycznym kraju, walczą o demokrację, o wolność dla siebie i kolejnych pokoleń.

To wszystko sprawia, że odczuwam spokój. Bo tego nie ma w dzisiejszym Azerbejdżanie. Tam czułem nienawiść urzędników państwowych do obywateli i obojętność obywateli wobec siebie nawzajem. Chcę wierzyć, że kiedyś Azerowie odnajdą w sobie podobną siłę i wyzwolą się spod jarzma władzy autorytarnej, że zawalczą o swoją przyszłość tak, jak zrobili to Polacy.

 

Ruslan Abdulla,
prosty obywatel