źródło (kod-mazowsze)
Jak podał GUS w ciągu miesiąca ceny wzrosły aż o 0,7 proc. A tymczasem prezydent Andrzej Duda podpisał bezrefleksyjnie ustawę budżetową na 2017 rok. Co nas czeka?
Leszek Żarnowski
Podsumujmy rok w ekonomii. Jak rząd radzi sobie w tym obszarze? Co obiecał PiS, a co spełnił? Jakie są koszta tych zmian, już zaczynamy widzieć po wskaźnikach ekonomicznych, choć to nie koniec. Nie na wszystkie pytania zdołam odpowiedzieć, ale pytania trzeba stawiać.
Wzrost o 0,7 proc to największa podwyżka od 2011 roku. Tym samym roczny wskaźnik inflacji wzrósł z zera do 0,8 proc. Wpłynie to na programy ekonomiczne rządu, dość kosztowne zresztą. Założenia na pierwsze sto dni rządu to m.in. wprowadzenie programu 500 złotych na dziecko, obniżenie wieku emerytalnego, podniesienie do 8 tys. złotych kwoty wolnej od podatku, bezpłatne leki dla osób po 75. roku życia.
Ostry skręt, a górę lodową już widać
Choć Beata Szydło twierdzi, że już widać efekty wprowadzonego w lutym (a właściwie nieco później) programu 500 +, to przypominam, że ciąża trwa 9 miesięcy. Prawnik, jak pani premier, może tego nie wiedzieć, choć powinna jako polityk, że tak naprawdę po latach można ocenić tak duży projekt rządowy, a nie już teraz chwalić się sukcesami.
W 2016 roku na wypłaty poszło ponad 17 mld zł. Pieniądze dostali wszyscy bez względu na dochody, a to trochę dziwne w przypadku, kiedy mamy dziurę budżetową. Kosztowna jest obsługa programu (pracownicy, programy, opłaty itp.). I trochę żal, że po prostu nie podniesiono kwoty wolnej od podatku, bo wtedy załatwiło by to oba problemy (wypłatę świadczeń rodzinom bogatym i koszty obsługi). Ale przecież był to program polityczny, a nie tworzony przez ekonomistów czy nawet zwykłe gospodynie domowe, które wiedzą, że od przekładania pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej nie przybywa ich. Rację ma DGP Sergiusz Prokurat, ekonomista i prezes think tanku SCCD (artykuł w „dziennik.pl”), że „program 500+ przypomina trochę sytuację, w której mało rozsądny rodzic nieustannie obdarowuje cukierkami dziecko, które tego się oczywiście bardzo domaga. Pociecha nie rozumie, że konsekwencje takiej przyjemności w dłuższym terminie to np. próchnica i cukrzyca. A słodycze kosztują! Tymczasem rządzącym zawsze się kończą cudze pieniądze.” A praktyk, prezydent Nowej Soli, Wadim Tyszkiewicz stwierdził krótko: „To najgłupszy system pomocy, jaki tylko można było wymyślić. Równo, nie znaczy sprawiedliwie.”
Odpływ z rynku pracy kobiet, ale także mężczyzn jest już odczuwalny przez pracodawców. Z pracy rezygnują matki, które nie zdają sobie teraz sprawy, jak ciężko będzie im wrócić po długiej przerwie. Rezygnują też niektórzy mężczyźni, którzy mają zagwarantowany dopływ gotówki na dzieci, dlatego za chwilę okaże się, że firmy nie będą w stanie sprostać zamówieniom, bo nie ma pracowników. Możliwe, że hydraulicy czy budowlańcy przejdą do „szarej strefy”, ale czy o to chodziło rządowi? (…)
więcej na <klik>