Barbaria. Felieton Joanny Hańderek (80)

Barbaria. Felieton Joanny Hańderek (80)

W polskich miastach dzisiaj, 10 kwietnia, zawyły syreny alarmowe dla upamiętnienia tragedii smoleńskiej. Z niekompetencji i krótkowzroczności, które doprowadziły do katastrofy lotniczej, Jarosław Kaczyński uczynił religię. W moim felietonie słów kilka o obłędzie religii smoleńskiej, o koszmarze uchodźczyń i uchodźców, którzy jeśli jeszcze nie wiedzą, to zaraz się dowiedzą, że trafili do dziwnego państwa. Bardzo dziwnego.

Każdy naród potrzebuje wielkich ludzi, symboli i metafor, poprzez które mógłby wypowiadać swoją tożsamość i jedność. Każde społeczeństwo potrzebuje istotnych gestów i rytuałów. W tym, co uznane za wielkie i ważne, wyraża się nie tylko mitologia narodu, ale i pewne narracje tłumaczące, dlaczego rzeczywistość danej społeczności wygląda tak, a nie inaczej.

W naszym biednym kraju tak się dziwnie składa, że współczesne polskie mitologie odwołują się do kultu niekompetencji, małostkowości, krótkowzroczności i dążenia do władzy za wszelką cenę. Mit smoleński, na którym PiS buduje współczesną narrację polskości, jest utkany z kłamstwa i parówek wybuchających teoriami spiskowymi i szaleństwem Macierewicza, który już wszystko wie, więc nic nie powie. Mit ten tworzony jest na zamówienie człowieka, który z rozpaczy po zmarłym bracie postanowił ugotować nas wszystkich w swojej nienawiści do inności i wiecznym, zalewającym wszystko i wszystkich poczuciem winy.

Dla Kaczyńskiego najważniejsze jest znaleźć winnego. Oczywiście to Donald Tusk, doskonały i odwieczny wróg. Oczywiście musi być spisek, i to światowy. Pełen pakiet szaleństwa, zrozumiały z perspektywy psychologii – brat traci brata – ale koszmarnie destrukcyjny i zły z perspektywy rozwoju naszego kraju.

Odkąd tylko do głosu doszedł paranoiczny mit smoleński i przerodził się w swoistą religię z kultem wodza, rytuałem miesięcznic, z biczowaniem wroga i poszukiwaniem Wielkiego Rozwiązania Kwestii Najważniejszej, Polska cofa się cywilizacyjnie. Zamiast być krajem europejskim, liczącym się w Unii, staliśmy się przedmurzem zaściankowości i wylęgarnią eurotrolli. Zamiast walki z pandemią mieliśmy walkę z maseczkami i szczepieniami, okraszoną deklaracjami prezydenta, że on nie lubi się szczepić. Zamiast walki z inflacją i kłopotami finansowymi mamy odlot pana Glapińskiego, który do niedawna uważał, że jeszcze trochę, a w Dubaju wywieszą białą flagę przed naszą potęgą finansową. Zamiast walki z kryzysem klimatycznym mamy polski węgiel prosto z Donbasu. Zamiast rządowej pomocy uchodźcom mamy opowieści naszego narodowego Pinokia i ciężką pracę wolontariuszek i wolontariuszy, którzy radzą sobie mimo rządowego nieróbstwa. Zamiast praworządności, Trybunału Konstytucyjnego i przestrzegania Konstytucji mamy nieustające łamanie prawa, odsuwanie, a nawet nękanie niezawisłych sędziów. Zamiast państwa mamy dzwony, wiece, miesięcznice i religię smoleńską.

W Polsce znalazło schronienie już około 2,5 miliona uchodźców. Są to ludzie straumatyzowani, dla których odgłos nadlatującego samolotu czy sygnał karetki pogotowia oznacza katastrofę. Ci z nas, którzy mają w swoich domach gościnie i gości z Ukrainy, dobrze wiedzą, że są dźwięki budzące w nich przerażenie. Moment grozy. Płacz dzieci. Struchlałe matki próbują udawać przed dziećmi, że to nic, że nic złego się nie dzieje. Panowie ministrowie od dopieszczania ego Jarosława Kaczyńskiego, zapatrzeni w pierwsze przykazanie religii smoleńskiej: „Bądź zawsze wierny i posłuszny przywódcy”, mają za nic, co się stanie.

Ryk syren alarmowych to gest próżności, który tylko niszczy, jak krzyk barbarzyńcy. Dla zwierząt to katastrofa. Wiosną, gdy w gniazdach zaczyna się rodzinna wrzawa, to narażanie na wymarcie kolejnych ptasich pokoleń. Dla naszych gościń i gości z Ukrainy to trauma, której nie zdołamy im wytłumaczyć prostym: „Ej, słuchajcie, tak wyje nasza pieśń narodowej dumy”.

Ukrainki nie siedzą bezczynnie. Szukają pracy, uczą się języka, pomagają nam w wielkim porządkowaniu naszych lasów. Razem z wolontariuszkami i wolontariuszami wzięły rękawice i poszły sprzątać nasze brudy. Chcą dla nas coś zrobić: my śmiecimy, wywozimy do lasu odpady, a one sprzątają i mówią „dziękuję”. W odpowiedzi dzisiaj rano dostają atak decybeli. Znów trauma, znów przerażenie dzieci. To kolejna niszczycielska głupota polskiego rządu, który liczy się tylko z kaprysami Kaczyńskiego. Szkoda, że ten pan mieszkający jedynie z kotem nie weźmie do siebie choćby jednej ukraińskiej rodziny. Może by jego zaściankowa perspektywa i potrzeba walenia w dzwony po to, by napompować własne ego, choć na krótko ustąpiła wobec europejskich standardów etycznych?


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!