Życie przegrało z egoizmem. Felieton Marcina Nowaka (5)

Życie przegrało z egoizmem. Felieton Marcina Nowaka (5)

Tego feralnego czwartku pojawiła się na Facebooku prawicowo-katolicka nakładka na zdjęcie profilowe: „Wygrało życie 22 października 2020”. Nic bardziej mylnego! Życie przegrało z kretesem. Przegrało z egoizmem, a właściwie z najgorszą jego odmianą – świadomą i dobrowolną miłością własną wąskiej grupy ludzi, którzy odmawiają bliźniemu prawa do decydowania.

Polacy o katolickim światopoglądzie dojrzeli już do zaakceptowania różnorodności dzieci bożych. Wydaje się jednak, że o ile są w stanie objąć ją umysłem, o tyle wielu z nich nie chce podjąć konkretnych działań i przyjąć konkretnych postaw. Nie chcą wyjść poza strefę komfortu, trwając w zaklętym kółku wzajemnej adoracji.

Zrozumienie różnorodności nie jest trudne dla kogoś, kto ma otwarty umysł. Poznanie jej jest intuicyjne, bo życie jest różnorodnością. Jeżeli jakiś gatunek zdominuje Ziemię, czeka go wyginięcie. Podobnie jest na polu społecznym: jeżeli jakaś postawa zdominuje społeczność, nie przetrwa. Każda religia i każda tradycja, jeżeli nie będzie szanować różnorodności, zginie! Każdy naród, który chce zdominować wszystkie inne, unicestwia sam siebie, bo odcina się od różnorodności.

Próba narzucenia narodowo-katolickiego światopoglądu w społeczeństwie skończy się dokładnie tak samo – nie dlatego, że działają tu jakieś bliżej nieokreślone wrogie siły, ale dlatego, że pogląd ten niszczy różnorodność, niszczy to, co stanowi istotę społeczeństwa: tkankę społeczną. Kiedy wirus dostaje się do organizmu, przestawia wszystkie komórki na produkcję jego kopii, co ostatecznie prowadzi do zniszczenia różnorodności komórek w organizmie, a nawet śmierci. Właśnie to próbuje zrobić obecna władza i sprzyjające jej środowiska Konfederacji: pustoszą organizm społeczny, niszcząc różnorodność jego komórek – poszczególnych jednostek, ale też grup społecznych – przez namnażanie samych siebie. Nieuchronnie doprowadzi to do śmierci społeczeństwa.
Organizm społeczny ma na szczęście system odpornościowy, a coraz więcej ludzi nabiera odporności na narodowo-katolicką indoktrynację.

Kiedy powstaje nowe życie? Dziś uznaje się, że życie zaczyna się w momencie połączenia plemnika z komórka jajową. Czyżby? Oznaczałoby to, że zygota może istnieć samodzielnie, jako niezależny byt. Tymczasem jeżeli matka umrze tydzień po zapłodnieniu, to ten zarodek umrze razem z nią. Czy można więc mówić, że życie człowieka zaczyna się w momencie, gdy plemnik przenika do komórki jajowej ? Od kiedy człowiek jest w stanie samodzielnie żyć? Na pewno nie od zapłodnienia ani od 3 miesiąca życia. Narodziny przed 22 tygodniem ciąży uważa się za poronienie, a przed 28 tygodniem – za skrajne wcześniactwo. Dziecko urodzone po 22 tygodniu ciąży ma szansę przeżycia tylko dlatego, że jest podłączone do maszyn, które stwarzają mu warunki łonowe. Tu można by zapytać obrońców życia od poczęcia, czy używanie tego typu urządzeń nie koliduje z planami stwórcy, który być może nie chciał, aby to dziecko się urodziło.

Tzw. obrońcy życia twierdzą, że absolutnie trzeba ratować dziecko. Tymczasem wiedza medyczna mówi: „Zarodek nie rozwija się normalnie”, „Ma poważne wady genetyczne”, „Nie donosi pani ciąży do 22 tygodnia”. W takim razie czemu wrzeszczeć: „Nie wolno decydować!”? Decyzja jest zbyt trudna, a jej konsekwencje nieodwracalne, więc niech ktoś inny dokona wyboru: bóg, natura, przypadek? To zwykła dezercja. Kiedy człowiek staje się świadomy sytuacji, istnieje wręcz obowiązek podjęcia decyzji, a zasłanianie się światopoglądem jest przejawem tchórzostwa.

W zamierzchłych czasach kobieta, która poroniła, pozostawała do końca życia z pytaniami bez odpowiedzi: „Dlaczego ja?”, „Dlaczego mnie to spotkało?”, „Co zrobiłam nie tak?”. Wątpliwe też było wsparcie wierzących ludzi z otoczenia, którzy albo obwiniali ją za to „nieszczęście”, albo tłumaczyli je „wolą boga”.

Przy obecnym stanie wiedzy medycznej kobieta nie tylko wie odpowiednio wcześnie o potencjalnym poronieniu, o złej strukturze genotypu, o wadach płodu, które uniemożliwiają życie dziecka, ale przede wszystkim może zrozumieć sytuację, znaleźć odpowiedzi na swoje pytania i podjąć decyzję, co dalej. Jakikolwiek będzie jej wybór, medycyna jej pomoże. Medycyna daje narzędzia, aby dobrze przeżyć zaplanowaną czy niezaplanowaną utratę. Rodzina, społeczność powinny zrobić to samo.

Problem utraty życia dotyczy nie tylko okresu prenatalnego. W każdej chwili dzieci i dorośli są konfrontowani z możliwością jego utraty. Dziś trzeba odpowiedzialnych i odważnych osób, które będą w stanie podejmować niełatwe decyzje, będą w stanie towarzyszyć ludziom podejmującym takie decyzje. Medycyna jest po to, aby pomagać zakończyć życie, które nie rokuje, a ratować faktycznie to, które ma szansę trwać nadal. To są dzisiaj prawdziwe wyzwania. Zakończyć życie małego człowieka, który nie doczeka porodu, to jak odłączyć urządzenia podtrzymujące życie człowiekowi, który samodzielnie żyć nie może i nigdy nie będzie. W obu przypadkach decyzję podejmują bliscy, a najczęściej kobieta – matka.

Podtrzymywanie nierokującego życia za wszelką cenę, aż przypadek, bóg czy przeznaczenie rozwiąże sytuację, jest przejawem egoizmu i tchórzostwa, chęci posiadania władzy i kontrolowania rzeczywistości, a ta z natury umyka. Dawanie ludziom nadziei tam, gdzie jej nie ma, to pozbawione uczuć wyrachowanie.

Życie jest różnorodnością i wymaga unikatowego podejścia do każdej sytuacji. Życie przynosi trudne sytuacje, ale nie pozostawia człowieka samego. Daje mu do dyspozycji wszystkie niezbędne środki i wiedzę, aby podjąć najlepszą w danym momencie decyzję. Życie chce, aby człowiek podjął decyzję na miarę osobistej odpowiedzialności.

Życie nie odbiera możliwości. Życie je daje.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!