Zburzyć mury. Felieton Wiktora Antolaka (8)

Zburzyć mury. Felieton Wiktora Antolaka (8)

10.08.2020

Słowa o tym, że mały człowiek podzielił Polskę jednym ruchem ręki, doprowadziły ostatnio wierchuszkę PiS‑u do furii. Były bowiem lapidarnym zdemaskowaniem banalnej w gruncie rzeczy prawdy o sposobie rządów Kaczyńskiego – o przyjętej przez niego strategii „dziel i rządź”. Metoda ta znana jest od tysiącleci, a i kryterium podziału zastosowane przez prezesa wcale nie całkiem autorskie. Stanowi je PRL-owskie przeciwstawienie ludu pracującego ciemiężycielom klasowym połączone z putinowską narracją o podziale na obrońców tradycyjnych, chrześcijańskich wartości oraz emisariuszy zgniłego Zachodu. Na podstawie tych wtłoczonych w świadomość obywatelską populistycznych łgarstw Kaczyński wzniósł w społeczeństwie mur i zadbał, by po jego stronie znalazła się większość.

Tego muru łatwo i szybko się nie zburzy. Trzeba jednak starać się czynić w nim wyłomy – trzeba trafiać ze swoim przekazem na tamtą stronę. Dla polityków opozycyjnych jest to zadanie maksymalnie profesjonalnego wykorzystywania każdej możliwości wystąpienia w TVP, a także konieczność wyjścia w teren, również ten najtrudniejszy. A dla każdego z nas oznacza to przełamywanie murów, które nienawistnik z Żoliborza zdołał przeprowadzić nawet przez nasze kręgi towarzyskie. Trzeba jednak mieć świadomość, że z uwagi na stosowaną już pięć lat propagandę i jakąś nadmierną podatność na nią części polskiego narodu – nawet wobec kryzysu i ujawniania się kolejnych patologii obozu władzy – transfer między obecnym elektoratem partii rządzącej a opozycją będzie istotnie ograniczony. Ale trafić też trzeba do tych, którzy nie wzięli udziału w ostatnich wyborach, a jest to około 1/3 społeczeństwa. Trzeba ich przekonać, że warto powiedzieć „stop” PiS‑owskiemu dziełu zniszczenia, że warto, by Polska mogła być nowoczesnym, rozwijającym się państwem-członkiem UE, a nie synonimem populistycznego obciachu. To również jest zadanie tak dla polityków, jak i dla każdego świadomego Polaka.

Kaczyński jednak nie mógłby odnieść sukcesu w 2015 roku, gdyby techniki „dziel i rządź” nie dopełnił jakże pragmatycznym „połącz listy”. Dziś opozycja też musi zrozumieć, że pozyskanie głosujących nie przełoży się na wygraną w wyborach – metoda d’Hondta jest tu nieubłagana – jeśli nie powstanie wspólna lista opozycyjnych ugrupowań demokratycznych. Opozycja, oddzielana od znacznej części społeczeństwa przez władzę, nie zwycięży z obozem (nomen omen) Zjednoczonej Prawicy, o ile nie zrezygnuje z murów biegnących wewnątrz niej. Niewątpliwie bowiem partiom opozycyjnym potrzebne są różnice, ale nie mury zamykające perspektywę wspólnej listy wyborczej. Nie chodzi tu o unifikację. Nie chodzi o to, by jakieś ugrupowanie stało się przybudówką innego. Różnorodność jest wręcz konieczna, by trafić do jakże zróżnicowanego elektoratu antyrządowego. Chodzi o stworzenie demokratycznego bloku na partnerskich, uczciwych zasadach podziału miejsc na listach. To oczywiście zadanie opozycyjnych polityków, a zadaniem obywateli jest od nich tego żądać. Bo chodzi o naszą wolność. A ona nam się po prostu należy.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!