Zabawy Pana K. Felieton Joanny Hańderek (92)

Zabawy Pana K. Felieton Joanny Hańderek (92)

Rozbawienie odebrało mi mowę. Dokądkolwiek się uda zwyczajny-poseł-bez-żadnego-trybu, wszędzie rozweseli, wzruszy i coś mądrego powie. Śledzę więc to wędrowanie po naszym kraju, słucham dobrego słowa i uwierzyć nie mogę: tacy jesteśmy silni i bezpieczni, a do tego niezależni! Po co nam Unia, po co sojusze? Wiedział to już stary poeta – Polacy nie gęsi, swego wodza mają, a jak ruszą za marszałkiem nowych czasów, to sami urządzą sobie i wojnę, i rozbiory. Samowystarczalność w pełnym zakresie! W moim felietonie o dowcipie Kaczyńskiego i polityce suwerenności.

Chociaż do wyborów nieco czasu nam pozostało, ciśnienie już jest wielkie. Z każdej strony ożywienie, częstsze „bywanie” tu i tam, a nawet wycieczki objazdowe. Zwyczajny-poseł-bez-żadnego-trybu po Polsce sunie. Wprawdzie już raz się wycofał, zasłaniając się wakacjami i potrzebą odpoczynku, teraz jednak wyraźnie przyparty wynikami sondaży ruszył, by czarować. Zwyczajny poseł ma swoje sposoby, przede wszystkim wdzięk, elegancję i dowcip, a także życzliwość i otwarte podejście do ludzi. Takim cnotom nikt się nie oprze, zwłaszcza że na kontrdemonstrantów czekają gaz łzawiący i paralizatory, a do sali, gdzie zwyczajnego posła osobiście można obejrzeć i posłuchać, nie każdego się dopuszcza. Ot, taka to przesiana demokracja, ustawiona wolność, dziurawy liberalizm made in pisland.

Wdzięk, elegancja i dowcip to znak rozpoznawczy naszej partii rządzącej. Przykład idzie z góry. Prezydent ma niezwykłą płynność mowy i wyczucie. Jego żarciki, na przykład ten o niezjedzonym przez „dzikich” rektorze AGH, nie tyle żenują, co porażają. Po swoim przaśnymi i rasistowskim kawale sam Andrzej Duda śmiał się głośno i radośnie. Kogoś więc rozbawił: siebie, a to już wartość pewna – myślę, że zgodzą się Państwo ze mną. Zwyczajny-poseł-bez-żadnego-trybu we wszystkim oczywiście jest pierwszy, więc i z jego żarcików śmieje się głównie on sam i przyboczna świta. Wiadomo, po śmiechu można poznać, kto do kogo należy i z kim trzyma. W Puławach po sprytnej opowiastce utrzymanej w kabaretowym tonie zaśmiało się tylko kilka osób na sali, ale jakie to były osoby, z jakim wyczuciem stylu i dowcipu najwyższego wodza! Czołowe miejsca na listach murowane. Prowadzący też się wykazał; wprawdzie nie było mu do śmiechu, gdy z ust zwyczajnego-posła-bez-żadnego-trybu padły słowa, że Europejczycy są za głupi, by jego politykę zrozumieć, za to odnalazł się doskonale, zachęcając do braw. Były oklaski, był aplauz, bo przecież nie po to PiS tak się dwoi i troi, żeby zabrakło zachwytów. Ludzie o wybujałym ego już tak mają, że potrzebują wyrazów uznania.

Ja tu gadu-gadu o dowcipach, bon motach i zachwytach, a wszak Jarosław Kaczyński wielką politykę nam planuje. Zwyczajny-poseł-bez-żadnego-trybu wizję ma i pilnie ją realizuje. Polska+ to kraj miałem i donosem cuchnący. Wielkie moczarstwo samo w sobie silne, czujne i gotowe stanąć do boju o niepodległość zewsząd zagrożoną. Żadna nam tam Unia czy inne Zachody do szczęścia nie są potrzebne, my swój rozum mamy oraz swego zwyczajnego-posła-bez-żadnego-trybu. W Myszkowie na Śląsku jak się wódz nasz wspaniały rozkręcił, to się dowiedzieliśmy, że i tarczę budujemy, i broń atomową mamy w planach. Tarczy będzie ci u nas dostatek, obronimy się przed wszelkim atakiem. Wszystko oczywiście jest już w budowie. Gdyby się Państwo zastanawiali, w jakim stanie są te inwestycje i kto nimi kieruje, proszę spać spokojnie. Już Macierewicz dowiódł skuteczności PiS-u: skoro PiS uzna, że był zamach, to każda parówka to potwierdzi. Już Morawiecki pokazał, jak nasz rząd jest nieugięty. Podmiana Kuchcińskiego na Dworczyka była przecież sensowna, planowana i po myśli Morawieckiego. Zaradność Sasina, błyskotliwość Suskiego – i już wiemy, że nic nam nie grozi.

Mam nieodparte wrażenie, że wśród tej powszechnej wesołości, błyskotliwości i radosnych żarcików płyniemy sobie w świat daleki starej, dobrej Polski sarmackiej, gdzie pan na zagrodzie równy wojewodzie – tyle że teraz panowie mają kontusze pisem skrojone. Jakby Państwu przyszło do głowy, że tamte czasy skończyły się w sumie fatalnie, bo rozbiorem Polski i latami zamętu, to tu pocieszę: a kto by nas dzisiaj chciał wrogo przejmować? Nas, moczarstwo zbrojne opowieścią Kaczyńskiego, ekonomicznie zabezpieczone przez Glapińskiego, wyćwiczone w przepychaniu ustaw na nocnych posiedzeniach Sejmu? Nie prezentujemy się raczej jak smaczny kąsek. Kiedy sami się całkiem odizolujemy, podzielimy i rozbroimy, w Brukseli może nawet odetchną, że już nie muszą słuchać warcholstwa. Okazuje się, że my Polacy swój rozum mamy, wróg zewnętrzny nie jest nam potrzebny, sami możemy się pokonać. Wystarczy iść wiernie za zdolną ekipą i zwyczajnym-posłem-bez-żadnego-trybu.


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!