Z cyklu: Granice. Felieton Marcina Nowaka (69)

Felieton Marcina Nowaka

Ta wojna ukazuje jak nigdy dotąd bezsensowność granic w naszej globalnej wiosce – granic terytorialnych, ale także mentalnych. Jako ludzkość wciąż tkwimy w XX wieku i z przedziwną zaciętością ponawiamy te same błędy. Społeczeństwa w całej swej różnorodności nie oczekują niczego innego, jak tylko możliwości spokojnego życia, przemieszczania się, nawiązywania kontaktów i współpracy, realizowania codziennych potrzeb, bez ciągłego więcej, dalej, wyżej, szybciej i kto pierwszy.

W rozmowach z uchodźcami najczęściej powtarzane są słowa o bezsensowności tej wojny. Dotąd Rosjanie i Rosjanki żyli obok Ukraińców i Ukrainek, komunikując się w języku ukraińskim i rosyjskim. Dzieci chodziły do tej samej szkoły, a rodzice spotykali się w pracy. Mieszkańcy Charkowa podkreślają, że Ukrainki i Ukraińcy pracowali po stronie rosyjskiej, a Rosjanki i Rosjanie po stronie ukraińskiej. Dzielili codzienne radości i smutki. Sytuacja całkowicie normalna. Społeczność wypracowała pewną dobrą równowagę, a technologia wspomaga zacieranie różnic. Łatwość komunikowania się, tłumaczenia językowego, Internet, narzędzia systemowe, programy komputerowe ułatwiają łączenie się ludzi.

Ambicje jednego człowieka i wspierającej go grupy zniszczyły tkankę społeczną w imię nie do końca wiadomo czego. Oczywiście, można próbować dokonywać analiz ekonomicznych, historycznych, politycznych, mocarstwowych, socjologicznych czy psychologicznych. Żadne wyjaśnienie nie daje jednak wystarczającej odpowiedzi. Nawet wszystkie razem nie stworzą pełnego obrazu. Putin ze swoim „carskim dworem” postanowił, i już.

Rosyjscy dyktatorzy znani są ze swojej cierpliwości i wytrwałości, a cel uświęca środki. Ta wojna pokazuje, że żadna wartość nie wystarczy, by powstrzymać realizację planów. W rosyjskiej wizji świata liczy się naród, a jednostka jest konieczna o tyle, o ile służy narodowi. Świadczy o tym brak szacunku do rosyjskich żołnierzy, okłamywanie rosyjskich obywateli, niszczenie wypracowanego w ostatnich latach dobrobytu, także tych Rosjan i Rosjanek, którzy mieszkają po stronie ukraińskiej. Eksterminacja ukraińskiej ludności dowodzi, że „naród” oznacza wyłącznie grupę ludzi uznawanych przez autorytarny reżim za swoich.

Czy więc wspólnota międzynarodowa powinna odpuścić? Z pewnością nie! Powinna minimalizować koszty społeczne, chronić wartość życia ludzkiego, ale z pewnością nie ustępować. Jeżeli po raz kolejny dla świętego spokoju odpuści, to za kilka lat, kiedy zdyskontowane zostanie tak uzyskane zwycięstwo Putinowskiej Rosji, będzie dużo trudniej powstrzymać rosnący apetyt dyktatora i jego kliki.

Chiński przywódca w jednej z rozmów miał stwierdzić, że galopujący postęp technologiczny dezintegruje demokratyczny system władzy w państwie, wobec czego przetrwać może tylko system autorytarny. Chiny mają być tego idealnym wręcz przykładem. No cóż, Chiny o długiej historii i tradycji komunistycznej nie mogły inaczej wykorzystać technologicznych nowinek, jak tylko do rozbudowania autorytarnego systemu sprawowania władzy. Noszą się teraz z zamiarem wspierania Putinowskiego reżimu, bo ten zdaje się podzielać ich program: podzielić współpracujące ze sobą społeczności, pozamykać ludzi w terytorialnych i wirtualnych enklawach, kontrolować przepływ informacji, decydując, co jest prawdą, a co nie, kto jest wrogiem, obcym, a kto naszym. Rządzić, korzystając z nieograniczonych niczym przywilejów władzy. Kuszące prawda?

To niesamowite, że zarówno Chiny, jak i Rosja próbują zniszczyć demokratyczny świat, a przecież to dzięki niemu, dzięki technologiom i kapitałowi, który do nich płynął, zbudowały swoją gospodarkę, wyprowadzając społeczeństwo z komunistycznej biedy. Chiny i Rosja rozliczają teraz demokratyczny świat, ukrywając własne przewinienia.

Tak ochoczo wytykane niedoskonałości systemu demokratycznego są jednocześnie jego siłą. Z pewnością potrzebują pewnego uaktualnienia, ale to one właśnie mogą dać odpór swoistej standaryzacji obywateli i obywatelek w autokratyzującym się świecie. Autokraci nie lubią różnorodności, a ona właśnie jest istotą świata.

Demokratyczne społeczeństwa muszą dziś walczyć z próbą wciśnięcia ich na nowo w terytorialne i mentalne granice. Niedemokratyczne siły podkreślają różnice kulturowe, lingwistyczne, historyczne, kulinarne tak, by podzielić społeczności narodowe i rozbić międzynarodową współpracę albo ograniczyć ją do ekonomicznego rachunku zysku i strat.

Kiedy Mateusz Morawiecki mówi o powolnych młynach brukselskiej biurokracji, nie dostrzega, że mimo naglącej potrzeby działania należy jednak wypracować wspólne stanowisko. Tym właśnie różni się odpowiedzialna wolność w ramach wspólnoty międzynarodowej od swobody dyktatora, który decyduje, kierując się wyłącznie własnym interesem. Za uzgodnioną decyzją stają wszyscy, którzy wspólnie ją podjęli. Wychodzenie przed szereg może się skończyć porażką dla wszystkich. Wypowiedź Dudy w sprawie migów czy wyjazd polityków do Kijowa są tego dobrym przykładem.

Rosja zamknęła swych obywateli w wirtualnej, mentalnej bańce informacyjnej. Putin liczy na to, że winą za zniszczenie ukraińskich miast, cierpienia ludności cywilnej i śmierć tysięcy rosyjskich żołnierzy obarczy Ukrainki i Ukraińców. To on jednak podjął decyzję o ataku. On i jego generałowie każą niszczyć i zabijać cywilów – w imię kogo lub czego? Z braku przestrzeni życiowej? Tej chyba nie brakuje. Federacja Rosyjska zajmuje obecnie obszar 17 075 400 km2 – średnio 8,56 mieszkańca na km2. Ukraina ma powierzchnię 603 549 km2, co daje gęstość zaludnienia około 75 mieszkańców na km2. Dla porównania Belgia to niespełna 30 688 km2 i 375 osób na km2.

Demokracja w połączeniu z nowoczesnymi technologiami ma przed sobą fantastyczną przyszłość. Autokratyzm, jakkolwiek kuszący, jest sterylny. Niszczy różnorodność i współpracę, które są kluczem do rozwoju. Nowoczesne technologie mogą nam pomóc w budowaniu demokratycznego społeczeństwa, w którym wszyscy obywatele i obywatelki mogą w czasie rzeczywistym uczestniczyć w podejmowaniu decyzji dotyczących nas wszystkich, naszej wspólnej przyszłości. Wspólnie wypracowane decyzje posuną świat o wiele dalej niż jałowa rywalizacja o więcej, dalej, szybciej i wyżej. Najczęściej to nie to, co „naj”, jest dla społeczeństwa najbardziej twórcze.

Ta wojna ukazuje jak nigdy dotąd bezsensowność granic w naszej globalnej wiosce – granic terytorialnych, ale także mentalnych. Jako ludzkość wciąż tkwimy w XX wieku i z przedziwną zaciętością ponawiamy te same błędy. Społeczeństwa w całej swej różnorodności nie oczekują niczego innego, jak tylko możliwości spokojnego życia, przemieszczania się, nawiązywania kontaktów i współpracy, realizowania codziennych potrzeb, bez ciągłego więcej, dalej, wyżej, szybciej i kto pierwszy. Owszem, mówimy różnymi językami, mamy różny kolor skóry, piszemy różne historie, ale łączą nas takie same egzystencjalne potrzeby. Jesteśmy jedną ludzką rodziną. Zamieszkujemy jedną jedyną Ziemię, naszą niebieską kropkę. Wszyscy dzielimy tę przestrzeń.

Do cholery, czy to tak ważne, kto ile posiada kilometrów kwadratowych, do kogo należą złoża paliw kopalnych i kto na nich zarabia? Przecież one są naturalne, więc są własnością wszystkich stworzeń bez wyjątku. Czy życie oligarchy jest więcej warte niż życie mieszkańca slumsów w Pekinie?

Dzisiaj chyba nikt na świecie już nie wątpi, że rysują się przed nami tylko dwa scenariusze: wygramy jako ludzkość albo nie będzie nas wcale. Wciąż mamy wybór, choć z każdym dniem koszty przetrwania nieustannie rosną.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!