Ukraina we łzach. Felieton Fryderyka Zolla (404)

Ukraina we łzach. Felieton Fryderyka Zolla (404)

Andżelinę i jej Mamę poznałem w Krakowie podczas demonstracji, które codziennie w południe i wieczór odbywają się na krakowskim Rynku. Andżelina pochodzi ze Lwowa, ma 16 lat. Swoim pięknym angielskim objaśniała przechodniom na Rynku, co dzieje się w Ukrainie. Andżelina nie tylko przemawia płynną angielszczyzną, ale też maluje. Po 24 lutego jej obrazy dramatycznie się zmieniły. Zaczęła malować płaczące dziewczyny na niebiesko-żółtym tle. Niektóre z nich osłaniają miasta i wnioski przed bombami i rakietami. Inne uciekają, tuląc domowe koty.

Płacząca kobieta na niebiesko-żółtym tle

Wojna już trwa 132 dni. 132 dni pełne cierpienia i bólu. Nad rzeką Siewierny Doniec na kompanijny punkt oporu spadało w okresie najbardziej zaciętych walk 1800 pocisków kalibru 122 lub 152 w ciągu doby. Podczas króciutkich przerw w ostrzale wynurzali się z dymu szturmujący moskalscy żołnierze. I tak w kółko, odparty krwawo atak i zaraz znowu nieprzerwany huk wielkokalibrowych pocisków.

Byłem teraz w Niemczech. Z niemieckiej perspektywy wojna jest daleko, choć na ulicach często słychać język ukraiński. Niemcy pomagają. Dzięki staraniom dr Roberta Schönberga, hamburskiego lekarza i strażaka ochotnika, lokalna gmina Toststedt przekazuje do Tarnopola samochód straży pożarnej, który wypełniony lekami pojedzie dalej na wschód. Na konto naszego stowarzyszenia w Osnabrück (Hilfe für Ukraine, Osnabrück, Krakau, Ternopil) spływają pieniądze z całych Niemiec. Pewna pani przesłała tysiąc euro, które dostała jako prezent na swoje osiemdziesiąte urodziny. Wpłacają rolnicy i profesorowie. Robert jest w rezerwie marynarki wojennej. Jako lekarz wie, co jest najbardziej potrzebne.

W Polsce też się organizujemy. Dzięki Fundacji im. Janusza Kurtyki i wsparciu bardzo wielu ludzi – w tym, za co jestem szczególnie wdzięczny, kolegów i koleżanek z mojego Wydziału Prawa UJ oraz zaprzyjaźnionego wydziału prawa z Katowic, przekazujących niewielkie i wielkie kwoty, a wszystkie bardzo ważne – udało nam się zapewnić regularną pomoc. Dzięki naszym przyjaciołom z obrony terytorialnej Tarnopola wszystko trafia tam, gdzie jest najbardziej potrzebne.

Monotematyczność moich felietonów zapewne nudzi wielu czytelników, a prośby o wsparcie niecierpliwią. Mój przyjaciel taksówkarz z Dortmundu, dobry barometr społecznych nastrojów, mówi, że ludzie są już zmęczeni: ciągle wojna i wojna, nieprzystająca do naszych czasów. Przecież w świecie komórek i sieci społecznościowych wszystkie wydarzenia z wczoraj powinny zostać zastąpione wydarzeniami z dzisiaj. Wczoraj uratowali kotka na drzewie – wzruszenie. Dziś mecz – napięcie. Jutro obniżka cen w supermarkecie – radość. A tu wojna i wojna.

Znajomi dostają SMS‑y z frontu. To most między piekłem a normalnym światem. Tyle że to piekło jest rzeczywiste: tam po drugiej stronie SMS‑ów jest śmierć. Czasem jednak śmierci udaje się uniknąć, bo kula odbiła się od dostarczonego hełmu lub od kamizelki, bo zatamowano upływ krwi dzięki dostarczonej stazie. A czasem nasza pomoc dodaje godności. Bo ciężko się walczy w dziurawych butach i podartych spodniach; ciężko tkwić w zimowym mundurze w upale. Bo strasznie jest znosić huk artylerii bez aktywnych słuchawek: 1800 wybuchów na dobę w kompanijnym punkcie oporu. Od naszej pomocy, od nas zwykłych ludzi zależy więcej, niż myślimy. Zbrodniarz na Kremlu liczy właśnie na to, że znudzimy się wojną, że z ulgą przejdziemy do innych tematów. Nie dajmy mu tej satysfakcji.

  Wesprzyj Ukrainę poprzez Fundację im. Janusza Kurtyki!


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!