Uchodźcy nieuchodźcy, czyli kryzys humanitarny po polsku. Felieton Joanny Hańderek (51)

Uchodźcy nieuchodźcy, czyli kryzys humanitarny po polsku. Felieton Joanny Hańderek (51)

Źle się dzieje, gdy rząd zaczyna klasyfikować ludzi. W naszym kraju zdarza się to regularnie: gorszy sort, totalna opozycja. Tak samo jest z uchodźcami. Na granicy umierają ludzie, a rządzący, widząc tam jedynie grę polityczną i okazję do kolejnej konsolidacji wystraszonych wyborców, próbują nas przekonać, że to gorszy sort migracji, gra Łukaszenki. W felietonie piszę o uchodźcach i o tym, że dzielenie ludzi może doprowadzić do niebezpieczeństw większych niż zamarzające dziecko na granicy.

Hipotermia, zapalenie płuc, odwodnienie, głód, zmęczenie, nadwyrężenie stawów, połamane kości rąk, nóg – tak mniej więcej wyglądają szturmujący naszą granicę uchodźcy. Bzdury wygłaszane przez rządzących przekroczyły wszelkie standardy logiki, zdrowego rozsądku, a przede wszystkim moralności. Media zawładnięte przez PiS epatują określeniami w stylu „agresywni”, „roszczeniowi”, „zboczeńcy”. Tymczasem na granicy otoczonej drutem kolczastym pojawili się ludzie – zwyczajni ludzie, których wojna, głód i prześladowania zmusiły do porzucenia domu. Ryzykując wszystkim, chcą ratować swoich najbliższych. To rozpacz przywiodła ich do granicy, gdzie rządzący, którzy deklarują wiarę w Boga i chodzą na pokaz do kościoła, postawili drut kolczasty. Prezydent, przy każdej okazji demonstrujący swoją pobożność, nie mówi i nie robi nic w obronie bliźniego swego.

W 2015 roku PiS pozyskało wiernych wyznawców, między innymi szczując na uchodźców i rozpętując kampanię antymigrancką na miarę III Rzeszy i propagandy antyżydowskiej. W tym roku jest jeszcze gorzej. Materiały „operacyjne”, rzekome zdjęcia pokazujące zoofilię i pedofilię, to nie tylko kampania nienawiści, ale tak naprawdę podżeganie do linczu. Jeszcze kilka takich akcji, a przerażeni ludzie będą podkładać ogień pod ośrodki dla uchodźców. Słowa i narracje stosowane przez rząd sieją niebezpieczne ziarno nienawiści. Bardzo łatwo stworzyć sobie wroga, ale bardzo trudno – jak uczą nas historia i psychologia – zmienić przekonania oparte na nienawiści i strachu. Dlatego to, co dzieje się obecnie, jest przerażającym świadectwem cynizmu rządzących, dla których człowiek jest tylko elementem gry politycznej.

W naszym kraju od lat panuje przekonanie, że uchodźców można posortować i skategoryzować. Ludzie migrujący z powodów ekonomicznych zostali uznani za gorszy sort, przed którym zamyka się granice. To niebezpieczny pogląd. W wielu miejscach na naszym globie już dzisiaj nie da się żyć. Zmiany klimatyczne, wywołane naszą arogancją i egoizmem, naszym całodobowym zanieczyszczaniem świata, doprowadziły do stanu, w którym susze, powodzie, huragany pustoszą świat innych ludzi. Opinia, że uchodźcy klimatyczni czy migranci zarobkowi nie powinni otrzymywać takiej samej pomocy jak osoby uciekające przed wojną, jest waloryzowaniem człowieka i jego problemów, które nieraz wywoływało tragedię.

Drugą ustaloną skalą wartościowania człowieka okazuje się jego wiek i płeć. „Dzieci i kobiety” – fraza powtarzana przez wszystkich. „Trzeba ratować dzieci i kobiety” – tak jakby życie mężczyzn nie miało znaczenia, jakby stary człowiek nie mógł już spodziewać się pomocy. Doszliśmy do kuriozalnej sytuacji: ktoś tonie, a na brzegu zebrała się komisja i zaczyna oceniać, czy ów człowiek jest właściwie ubrany, czy ma w kieszeni smartfon, jakiej jest płci, w jakim wieku. Jeżeli się okaże, że tonący to młody mężczyzna z dobrym sprzętem elektronicznym w kieszeni i z butami na nogach, komisja uzna, że nie wolno go ratować – jego sprawa, niech tonie. A jeżeli wyciągnięto go już na brzeg, to zdaniem komisji trzeba go wepchnąć do wody raz jeszcze.

Płaczemy nad losem dzieci, pytamy, gdzie się podziały maluchy wywiezione przez straż graniczną. Dorośli jednak cierpią tak samo jak dzieci; tak samo jak kobiety przerażeni, głodni i odwodnieni są mężczyźni; tak samo jak młodzi potrzebują pomocy starzy. Zaczęliśmy dzielić sobie uchodźców na lepszy i gorszy sort, na tych, których uznajemy za wzruszających, bo mają małe, słodkie buzie, i na tych, którzy budzą w nas niepokój, bo mają zarost i przeżyli już lata w innym kraju. To moralnie niedopuszczalne. Kiedy tonie człowiek, nie pytamy go o pochodzenie, wiek ani wyznanie i nie zastanawiamy się, czy aby nie wpadł do rzeki z chytrości swojej natury. Kiedy tonie człowiek, po prostu go ratujemy. Na granicy postawiliśmy zasieki i teraz w mediach debatujemy, kogo ewentualnie można by ocalić.

Zasłanianie się Łukaszenką i jego politycznymi wyczynami to kolejny haniebny argument. Nieważne, skąd pochodzą ludzie cierpiący na granicy. Nieważne, jaki przemytnik, jaki dyktator pomógł im się tu dostać. To są ludzie w potrzebie. Własnego domu nie opuszcza się ot tak, dla draki, dla leśnej przygody z drutem kolczastym w tle. Utrata domu, wojna oznaczają – tak samo jak zmiany klimatyczne przynoszące kataklizmy – utratę stabilności, zdrowia, rodziny, dorobku życia, utratę normalności, całkowite wykorzenienie. Naprawdę nie jest istotne, w jaki sposób ci ludzie dostali się na granicę Polski. Ważne, że są to ludzie doświadczający życiowego dramatu, nieszczęścia o skali, jaką trudno sobie wyobrazić, siedząc w bezpiecznym, ciepłym domu.

Znieczulica, trzymanie się fałszywych narracji, mowa nienawiści, praktyki wykluczenia coraz mocniej wpisują się w nasz pejzaż społeczny i polityczny. Zamykamy się nie tylko na granicy. Najpierw byli uchodźcy, potem gorszy sort i mordy zdradzieckie, teraz znów są uchodźcy, lewacka propaganda czy zło totalnej opozycji. To już nie symptomy, ale codzienność naszego coraz bardziej totalitarnego państwa. Otwarcie się na drugiego człowieka, tolerancja, pomoc, społeczne działanie to odpowiedź na zło dokonujące się w naszym kraju. Protesty w obronie uchodźców już się zaczęły. Musimy być solidarni z tymi, których zakwalifikowano jako gorszych – nie tylko po to, by pomóc ludziom w potrzebie, ale również by pomóc nam samym. Państwo zamknięte zawsze staje się niebezpieczne – także dla tych, którzy zostają zamurowani mentalnie, politycznie i prawnie w jego granicach. Kryzys humanitarny to tak naprawdę kryzys naszej państwowości i naszej mentalności.

Na granicy są ludzie. Na granicy umierają ludzie.


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!