Szczepić się czy nie szczepić – oto jest pytanie. Felieton Marcina Nowaka (36)

Szczepić się czy nie szczepić – oto jest pytanie. Felieton Marcina Nowaka (36)

Na postawione w tytule felietonu pytanie odpowiadam: tak, oczywiście, należy się szczepić. Uważam też, że każdy, kto uczciwie szuka wiadomości na ten temat, kto nie zamyka się we własnej bańce informacyjnej i odpowiedzialnie traktuje swoje życie, ale też życie w społeczeństwie, dojdzie do tych samych wniosków.

W czwartek rano przyjąłem pierwszą dawkę szczepionki i pomyślałem sobie, że przedstawię osobiste obserwacje na temat, którym obecnie żyje cały świat. Pandemia trwa od około półtora roku. W tym czasie wiele się wydarzyło i wiele nie wydarzyło, można też było usłyszeć dosłownie wszystko, a także zaprzeczenie tego wszystkiego. Mówię to z własnej perspektywy, bo życie (ale też moje osobiste wybory) na czas pandemii przygotowało mi miejsce pracy z ludźmi, wśród ludzi i dla ludzi. Było to cudowne doświadczenie. Mogę powiedzieć, że towarzyszyliśmy sobie nawzajem w tym trudnym okresie – ja im, a oni mnie. Cenię bardzo rozmowy z ludźmi, bo każdy w niepowtarzalny sposób opowiada własną historię, unikatowe w światowej skali wydarzenia, w których uczestniczy. I nie jest dla mnie ważne, czy ktoś dzierży ministerialną tekę, jest prezesem międzynarodowej korporacji, pracownikiem biurowym, osobą zatrudnioną na umowę o pracę czy śmieciówkę, tyrającym osiem godzin spawaczem, kurierem, hydraulikiem, pracownikiem w wielkopowierzchniowym sklepie czy bezdomnym, który zbiera pieniądze na śpiwór. Łączy nas wszystkich człowieczeństwo, jesteśmy sobie równi i mamy obowiązek z szacunkiem podchodzić do siebie nawzajem. Każdy opowiada o własnych doświadczeniach i w tym momencie jest to najważniejsza rzecz na świecie.

Tak też było przez te półtora roku. Każdy patrzył na przeżywaną pandemiczną rzeczywistość ze swojego punktu widzenia. Dzień po dniu, w miarę rozwoju sytuacji, ewoluowały też nasze postawy. Co charakterystyczne, częściej nawiązywano do własnych przekonań, także politycznych, niż do stanu faktycznego. Bardzo szybko pojawiły się na prawo i lewo teorie spiskowe, pogłoski zasłyszane tu czy tam, którymi wszyscy chętnie się dzielili. Wydaje się, że w takim zamieszaniu ludzie chwytają się najbardziej stabilnych elementów swojej osobowości – tego, co pozwalało im przetrwać do tej pory – i na tej podstawie podejmują decyzje. Ci którzy wierzą w Boga, jemu zawierzają swoje życie. Jeżeli wszystko zakończy się dla nich dobrze, stwierdzą, że to jego zasługa. Inni polegają na swoim zmyśle odpowiedzialności osobistej i społecznej, stosują się do zaleceń i obostrzeń, starając się nie szkodzić sobie i innym. Ci będą mogli sobie pogratulować, że to dzięki ich własnej postawie wszystko zakończyło się dobrze. Oczywiście, pierwsze nie wyklucza drugiego. Wbrew pozorom, ludzie negujący zagrożenie też obrali strategię przetrwania i też potwierdzą swoją wersję jako najlepszą.

Wracając jednak do szczepień: kiedy pandemia nabierała rozmachu, wszyscy mówili, że szczepionka to jedyna droga, trzeba więc opracować ją jak najszybciej. Kiedy natomiast szczepionka się pojawiła, w pewnych kręgach stwierdzono, że przygotowano ją zbyt szybko. Im dalej, tym gorzej. Mój początkowy entuzjazm wobec szczepień został wystawiony na obstrzał ze wszystkich stron. Codzienne rozmowy z klientami dostarczały wciąż nowych informacji, podobnie jak Internet. Harmonogram szczepień, które rozpoczęły się na początku roku, sytuował mnie gdzieś w końcowych grupach. Był to dla mnie niewątpliwy plus, bo stwarzał mi przestrzeń na odnalezienie siebie i tego, co sam naprawdę chcę zrobić. Zacząłem się interesować szczepionkami przyjętymi w dzieciństwie i czytać na temat chorób, przed którymi w ten sposób mnie uchroniono. Zrodziła się stąd wdzięczność dla moich rodziców za to, że mieli odwagę mnie zaszczepić, oraz dla naukowców, którzy te szczepionki opracowali. Dopuszczałem do siebie wszelkie teorie spiskowe i podążałem za proponowaną w nich myślową ścieżką. Żadna z nich nie przetrwała próby. Wszystkie prowadziły do absurdów. Słuchając ludzi, zrozumiałem, że często opowiadają o swoich osobistych nadziejach, obawach i lękach, a nie o samej treści teorii spiskowej i braku zaufania do nauki.

Na postawione w tytule felietonu pytanie odpowiadam: tak, oczywiście, należy się szczepić. Uważam też, że każdy, kto uczciwie szuka wiadomości na ten temat, kto nie zamyka się we własnej bańce informacyjnej i odpowiedzialnie traktuje swoje życie, ale też życie w społeczeństwie, dojdzie do tych samych wniosków.

Organizm ludzki nastawiony jest na przetrwanie, jeżeli więc widzi coś, do daje mu taką szansę, instynktownie chce z tego skorzystać. Zadziwiająca jest determinacja, jaką wykazuje każda istota żywa, w tym człowiek, w sytuacji bezpośredniego zagrożenia. Jesteśmy gotowi zrobić wszystko, by przeżyć i obronić przed śmiercią swoje potomstwo. Dlaczego więc wciąż maleje i tak już niewielkie zainteresowanie metodą, której skuteczność poświadcza walka z tyloma groźnymi chorobami? Sądzę, że po prostu „wiemy” za dużo, tracimy orientację w szumie informacyjnym. Tworzy się mnóstwo logicznych i prawdopodobnych związków, z których niewiele jest prawdziwych. W tej poglądowej zupie umysł próbuje znaleźć przyczynę pandemii, uzasadnienie przydatności szczepionek i obostrzeń.

Pomykając na rowerze do punktu szczepień, pomyślałem: to się dzieje naprawdę! Uczestniczę w unikatowym w skali światowej wydarzeniu, jestem częścią historii, która właśnie teraz się pisze – mojej osobistej historii, ale też historii ludzkości. Mała decyzja sprawia, że wirus nie wykorzysta mojego ciała do bezkarnego namnażania się i zarażania innych. Dzięki temu ocalę życie tym, których spotykam co dnia. Moja mała decyzja ma ogromne znaczenie.

Nie zastanawiałem się też specjalnie nad swoją reakcją na szczepienie, po prostu byłem jej ciekawy. Każdy przecież reaguje po swojemu, bo każdy organizm jest unikatowy. To, co wydarzyło się potem, nijak się miało do tego, czego dowiedziałem się z własnych rozmów i dostępnych w Internecie „danych”. Po wyjściu z punktu szczepień nastąpił przypływ pozytywnej energii. To tak, jakbym poczuł się wolny od całego balastu zasłyszanych w ciągu ostatniego roku negatywnych informacji, teorii spiskowych, domysłów… Zaszczepiłem się. Mam własne doświadczenie szczepienia i na nim mogę się teraz opierać. Oczywiście, wystąpiły symptomy fizyczne, takie jak ból ramienia i dreszcze, ale szczerze mówiąc, bywały w moim życiu sytuacje, kiedy czułem się dużo gorzej, i to nie z powodu koronawirusa czy szczepionki.

Ten tekst zrodził się z potrzeby serca. Pomyślałem sobie, że nie mogę swojego doświadczenia zatrzymać wyłącznie dla siebie. Jeżeli ktoś myśli, że staram się tu namówić go do szczepień, to zapewniam, że nie jest to moją intencją. Każdy dorosły człowiek sam podejmuje decyzje i bierze za nie odpowiedzialność. Jest natomiast jeden niepodważalny argument za szczepieniem. Nasza mała decyzja ma wpływ nie tylko na to, jak potoczą się nasze osobiste losy, ale także na los naszej lokalnej wspólnoty, a w konsekwencji całej ludzkości – i to w sensie dosłownym.

Na koniec chcę wyrazić moje podziękowania dla rzeszy naukowców, którzy od ponad roku pracowali nad wynalezieniem szczepionki. Osobom i organizacjom zaangażowanym w proces finansowania i dystrybucji szczepionek oraz tym, dzięki którym w ten czwartkowy poranek mogłem się bezpłatnie zaszczepić w swoim miejscu zamieszkania, mówię szczere i serdeczne: dziękuję!


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!