Strefy wolne od LGBT. Felieton Anny Marii Rizzo (6)

Strefy wolne od LGBT. Felieton Anny Marii Rizzo (6)

Co tak naprawdę oznacza „strefa wolna od LGBT”? Czy sprawdzono orientację seksualną każdego z mieszkańców? A może chodzi o zakaz ogłaszania własnej orientacji na danym terytorium? Jakie konsekwencje czekają tego, kto mimo wszystko stwierdzi, że jest LGBT (nie wspominając już o Q+)? A przede wszystkim: jaka jest podstawa prawna tej całej histerii?

Wciąż nie dają mi o sobie zapomnieć tzw. strefy wolne od LGBT. Ilekroć zajrzę na Facebooka, ktoś z moich znajomych wrzuca zdjęcie kolejnej miejscowości z żółtą tabliczką. Irytuje mnie to ogromnie, bo widzę ogrom ignorancji kryjącej się za decyzją lokalnych radnych.

Co tak naprawdę oznacza „strefa wolna od LGBT”? Czy sprawdzono orientację seksualną każdego z mieszkańców? A może chodzi o zakaz ogłaszania własnej orientacji na danym terytorium? Jakie konsekwencje czekają tego, kto mimo wszystko stwierdzi, że jest LGBT (nie wspominając już o Q+)? A przede wszystkim: jaka jest podstawa prawna tej całej histerii?

Zacznijmy od tego, że najprawdopodobniej nikt spośród podejmujących decyzję o ustanowieniu strefy wolnej od LGBT nie wie co, ów akronim oznacza. W Polsce boimy się obco brzmiących słów. Baliśmy się już gender i feminizmu, i najwyraźniej nadszedł czas, by urozmaicić nasz wachlarz strachów. Sami radni twierdzą, że nie są homofobami, ale strażnikami tradycyjnych wartości. W Internecie krążą wypowiedzi mieszkańców, którzy domagają się ochrony przed „ideologią zboczeństwa”. Przypomina mi się radiowa relacja z rozmów telefonicznych, jakie dziennikarz przeprowadził dla żartu z przypadkowymi osobami. Dziennikarz zadawał rozmówcom pytanie, czy w ich domu są osoby heteroseksualne. Pewna kobieta odpowiedziała, że nikogo takiego nie ma ani w jej domu, ani w całym jej mieście. Dziennikarz chciał się upewnić: „A może pani mąż?”. Kobieta wykrzyknęła zdenerwowana: „Ani mąż, ani ja heteroseksualni nie jesteśmy!”. Idealnie podsumowuje to naszą wiedzę i akceptację świata. Niosąc kaganek oświaty, spieszę więc z wyjaśnieniem: LGBTQ+ to skrót od słów: lesbian (lesbijka), gay (gej), bisexual (osoba biseksualna), transsexual (osoba transpłciowa) i – nowo dodane – queer oraz wszelkie inne orientacje, takie jak panseksualizm czy demiseksualizm. Nie jest to akronim tajnej organizacji mafijnej, ale po prostu oznaczenie grupy ludzi, którzy identyfikują się inaczej niż my na długiej skali seksualności. Powtarzam: skrót ten odnosi się do ludzi – takich samych jak ja czy ty, drogi czytelniku – którzy bynajmniej nie prowadzą werbunku do złowrogiego stowarzyszenia, nie składają nikogo w ofierze, nikogo nie obrażają.

Wracając do samych stref: jako prawnika nurtuje mnie wiele pytań, ale przede wszystkim to, jak planuje się egzekwować tę wolność od LGBT bez naruszania podstawowych praw człowieka. Czasy wysiedleń już dawno za nami, szantaż też raczej w grę nie wchodzi, a obrażanie, ośmieszanie i prześladowanie osób LGBTQ+ nie jest i – mam nadzieję – nigdy nie będzie regulowane przez prawo.
Przerażające przy tym jest to, jak łatwo zapominamy o ciemnych kartach historii, o prześladowaniach i strefach wolnych od…, które ustanawiano podczas II wojny światowej, o różowych trójkątach na pasiakach więźniów.

Zachętą do wycofania się z krzywdzących uchwał miała być stanowcza reakcja europejskich miast partnerskich, które podjęły decyzję o zakończeniu współpracy z miejscowościami zamykającymi się na osoby LGBT. Największe znaczenie miały jednak słowa Ine Eriksen Søreide, minister spraw zagranicznych Norwegii, która zapowiedziała, że gminy obstające przy takich uchwałach, łamiących wszelkie wartości promowane przez wspólnotę europejską, nie otrzymają środków z Funduszy norweskich. Zauważono również, że postawa tych gmin może naruszać Europejską Konwencję Praw Człowieka. Niestety, takie argumenty nie wszystkim uczestnikom tej skandalicznej akcji trafiły do przekonania. Niektóre samorządy postanowiły być wierne własnym „wartościom”, kosztem utraty środków na wspieranie lokalnych inicjatyw.

Podsumowując: strefy wolne od LGBT nie mają żadnej podstawy prawnej – wręcz przeciwnie, niejedno prawo naruszają, a co więcej, powodują rozprzestrzenianie się dezinformacji i ksenofobii.


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!