Strach i solidarność. Felieton Marii Mysonianki (8)

Strach i solidarność. Felieton Marii Mysonianki (8)

Człowiek boi się różnych rzeczy. Jest to zupełnie normalne, a nawet niezbędne do życia, bo strach chroni przed niebezpieczeństwem. Bać się zatem należy, ale – jak zawsze – mądrze i z umiarem, nie eliminując racjonalnego myślenia. Starożytni stoicy, którzy uważali strach za najgorszy z afektów, zalecali opanowanie, ponieważ nieopanowany strach pęta rozum i niewoli wolę. Człowiek ogarnięty strachem przestaje myśleć, boi się i rozpaczliwie szuka schronienia. Strach opanowany pozwala mu to schronienie znaleźć, ponieważ człowiek nadal przy nim myśli.
Zagraża nam wirus, którego nie widać gołym okiem, a z efektem jego działania większość z nas nie zetknęła się bezpośrednio (i oby tak pozostało). Aby się chronić przed czymś, czego nie widać, trzeba uznać, że to coś istnieje. I tu zaczyna się problem. Nie widać chorych na ulicach (chorujemy w domach i szpitalach), a ograniczenia i zalecenia epidemiczne są męczące. Jak ma się chronić człowiek, który się boi, ale przedmiot jego strachu jest niewidoczny? Racjonalne myślenie nakazuje podporządkować się zaleceniom ekspertów. W dobie Internetu jednak ekspertów jest wielu i wygłaszają rozmaite opinie, również taką, że wirus to manipulacja. Co robić? Komu przyznać rację?
Łatwo można dostrzec, że w społeczeństwie wypracowano kilka metod. Jedni surowo przestrzegają zaleceń, drudzy wyśmiewają tych, którzy przejmują się zaleceniami, a jeszcze inni istnienie wirusa negują. Człowiek zmęczony koniecznością podporządkowania się czemuś, czego nie widać, czemuś, czego się boi, szuka dobrych strategii przetrwania. Wyparcie to jedna z nich, dająca wytchnienie. Negacja z kolei pozwala żyć, jakby nic się nie zmieniło. Drwina i kpina też są jakimś podejściem, podobnie jak uznanie siebie za kogoś wyjątkowego, na zasadzie: „ja jestem odporny, niech dobór naturalny zrobi swoje”. Mimo wszystko warto zastanowić się nad strategią przetrwania, która nie jest egoistyczna, czyli nad przestrzeganiem zaleceń, noszeniem masek, dezynfekcją rąk. Taka postawa pozwala przetrwać również tym, którzy nie mają tak wysokiej odporności jak pewne siebie, silne fizycznie jednostki. Pandemia odsłania różne nasze cechy, między innymi egoizm i zadufanie – zadufanie bezpodstawne, ponieważ wirusa nie widać, jest podstępny i bezobjawowo niszczy ludzki organizm.
Tak, wierzę w istnienie wirusa i jego bezobjawową, niszczycielską moc. Tak, chciałabym, żeby pandemia już nas opuściła. Tak, znam ludzi, którzy zachorowali i zmarli. Znam też aroganckich egoistów, którzy mimo wiedzy o własnym zakażeniu (objawowym) poszli na spotkanie towarzyskie. Nie pojmuję, jak tak można, nie wiem, co takim człowiekiem powoduje. Nie rozumiem. Tak jak nie rozumiem tych, którzy noszą maski na brodzie, łokciu, w kieszeni. Nie są przecież tutaj sami. Nie wszyscy są tak odporni. Chyba należałoby zacząć mówić o praktycznym aspekcie solidarności – solidarności, która w dobie pandemii wyraża się w przestrzeganiu zaleceń. Dla siebie i dla innych. Solidarność, jak pisał ksiądz prof. Józef Tischner, mówi: „jeden drugiego ciężary noście”. W dobie pandemii takim ciężarem bywa maska – noszona dla drugiego, jeśli ktoś uważa, że sam jej nie potrzebuje. Bądźmy solidarni.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!