Ruch Ośmiu Gwiazd. Felieton Marka Porzyckiego (2)

Ruch Ośmiu Gwiazd. Felieton Marka Porzyckiego (2)

Fala protestów po haniebnym „wyroku” pseudotrybunału przełamała zaklęty krąg w polskiej polityce. W sondażach nastąpiło wyraźne tąpnięcie. Od 2015 roku aż do wyborów prezydenckich w 2020 roku zauważalny był podział Polski na dwie prawie równe części: autorytarną i demokratyczną. PiS i inne partie podzielające światopogląd autorytarny (początkowo Kukiz’15, potem Konfederacja) regularnie dostawały około 50% głosów. Tyle samo zbierały po zsumowaniu ich wyników partie demokratyczne. Przy ordynacji wyborczej premiującej największą partię dawało to PiS‑owi większość w parlamencie. Od ponad tygodnia coraz wyraźniej jednak widać, że wymęczone zwycięstwo Dudy w wolnych, ale nieuczciwych wyborach w lecie 2020 może być końcówką tego układu. Sondaże z ostatnich dni października pokazują, że łączne poparcie PiS‑u i Konfederacji waha się w granicach 30–40% z tendencją spadkową, a suma poparcia dla sił demokratycznych (KO, Polska 2050, Lewica i PSL) wynosi 40-50%, przy czym obie strony remisują tylko w sondażu rządowego CBOS.
Jaki z tego wniosek? Utrzymując się w dosadnej, ale trafnej stylistyce protestów: Panie i Panowie, tylko tego nie sp******cie!
W kolejnych wyborach parlamentarnych nadal będzie obowiązywać premiująca największą partię metoda d’Hondta. To właśnie ona w 2015 roku dała PiS‑owi bezwzględną większość w Sejmie przy 38% głosów. Jeżeli PiS zdobędzie teraz poparcie w wysokości 35%, a partie opozycyjne kolejno 25%, 15% i 7%, znowu może to dać zwycięstwo PiS‑owi.
Co zatem zrobić? Propozycja może się wydawać mało realna, ale niewykluczone, że jest jedyną szansą na odzyskanie Polski z rąk zamordystów. Wszystkie siły opozycyjne powinny wystartować ze wspólnej listy. Nie może to jednak być „zjednoczona opozycja” z haseł skandowanych niemrawo na wiecach sprzed kilku lat, z listami układanymi przez tych samych co zawsze politycznych macherów. Start ze wspólnej listy nie może też oznaczać, że fundamentalne różnice między partią Razem a PSL czy prawym skrzydłem PO albo między liderkami Ogólnopolskiego Strajku Kobiet a Szymonem Hołownią, które w normalnych warunkach sytuują ich po przeciwnych stronach politycznego spektrum, nagle przestaną się liczyć. Konkurencja między tymi siłami jest czymś naturalnym i powinna mieć miejsce także w najbliższej kampanii wyborczej.
Nie można też pominąć kwestii zasadniczej: motorem protestów i sprawcami (a raczej sprawczyniami) zachodzących obecnie zmian są w znacznej większości osoby całkowicie spoza obecnego układu parlamentarnego. Te kandydatki także muszą znaleźć się na listach opozycji, i to na „biorących” miejscach!
W ramach tej doraźnej wyborczej koalicji (nazwijmy ją roboczo Ruchem Ośmiu Gwiazd, R8G) każda kandydatka i każdy kandydat powinni startować pod szyldem własnego ugrupowania. W okręgach wyborczych trzeba zagwarantować wyborcom R8G pełne spektrum możliwości oraz swobodę decyzji, czy zagłosować na kogoś z Lewicy czy z PO, czy może na lokalną liderkę Strajku Kobiet. W ten sposób żaden głos oddany na opozycję się nie zmarnuje, a podział mandatów między poszczególnymi siłami demokratycznymi będzie odzwierciedlać faktyczne preferencje wyborców.
Pozostaje jednak do rozwiązania kardynalny problem, pięta achillesowa polskiej polityki od początku lat 90. Wspólna lista R8G nie zmieni faktu, że znaczna część wyborców głosuje „inercyjnie” na kandydatów z pierwszego czy drugiego miejsca na liście, a wynik wyborów kształtują w dużej mierze takie zjawiska jak „miejsca biorące” i „lokomotywy wyborcze”. Wyjściem mogłoby być powierzenie podziału miejsc na listach nie partyjnym liderom, ale wspierającym opozycję politologom, którzy sięgną do sondaży i profesjonalnych prognoz przewidujących dynamikę procesów społecznych. Nauka ma odpowiednie instrumenty pozwalające na rzetelne przeprowadzenie takiej operacji. Podział miejsc musiałby maksymalizować szanse na zwycięstwo, a jednocześnie uwzględniać układ sił między poszczególnymi uczestnikami koalicji R8G.
Zdaję sobie sprawę, że ten pomysł brzmi utopijnie. Wymaga od wszystkich sił opozycyjnych pójścia na kompromis ze swoim przekonaniem o własnej racji oraz – co w wielu przypadkach bodaj trudniejsze – rezygnacji z prób marginalizowania konkurentów oraz gierek i manewrów przy układaniu list wyborczych. Tylko w ten sposób jednak można osiągnąć pełne przełożenie bezprecedensowej energii obecnych protestów na wynik wyborów. Jeżeli skonstruowana tak koalicja R8G zdobędzie ponad 50% głosów, to będzie mieć poważne szanse na uzyskanie w parlamencie większości konstytucyjnej, a to znacznie ułatwiłoby i przyspieszyło naprawę naszego zdewastowanego przez PiS państwa.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!