Robakożercom dumnie mówimy nie! Felieton Joanny Hańderek (110)

Robakożercom dumnie mówimy nie! Felieton Joanny Hańderek (110)

To jest nasz kotlet, kotlet na miarę naszych polskich możliwości. Jest on mielony, a w nim wszystko, co dało się wkręcić: obłuda, głupota i demagogia. Na szczęście dziarscy panowie z ekipy rządzącej po raz kolejny chcą nas obronić przed postępem i przyszłością. Więc w moim felietonie o dziarskiej walce z robalami, a przy okazji o spalaniu świata.

Nie będzie robak pluł nam w twarz i dzieci nam ślimaczył. Polski my naród, królewski ród piastowy, dlatego robakom i robakożercom stanowczo mówimy NIE. Ustawa antyrobakowa to nasze dzieło największe, osiągnięcie na miarę naszych czasów. To nasz Miś słomiany. Jako Polacy, mamy mieć polskie mięso, polskie mleko i polski kefir, a nie jakieś tam robale, co nam zła opozycja, lewaki, unijni urzędnicy i inni obłudnicy jeść każą. Trzaskowski zamienia się w Tuska, a Tusk to wiadomo Niemiec, a Niemiec wiadomo to krzywda ziemi polskiej. A my, naród dzielny i silny, nie damy się, nie złamiemy się, Polska silna jest naszą siłą, więc robaków jeść nie będziemy i basta. Polacy nie gęsi i swoje mięso mają.

Minister rolnictwa, kolejny bez teki, bez głowy i bez myślenia, postanowił się zabrać za to, co Polsce najbardziej zagraża, a są to robaki! Co tam kryzys klimatyczny, co tam kryzys energetyczny, co tam rolnicy na ulicach, czy inflacja! Pan Robert Telus wspierany przez swojego partyjnego kolegę Janusza Kowalskiego ruszył do boju z robakami. Jest to działanie wiekopomne, a co starszym obywatelom i obywatelkom może się przypomnieć, jak to w Polsce swego czasu heroicznie walczono ze stonką. Tak, ze stonką, którą zły wróg, czyli zgniły zachód, amerykański wywiad, podrzucił na polskie pola uprawne. Więc Polacy musieli walczyć z całym światem, który pod postacią stonki chciał wykraść dobro narodowe – ziemniaki. Ale już wtedy nasz dzielny naród się nie poddał, stonkę obalił, więc ziemniaki przetrwały na naszej polskiej ziemi. A skoro przetrwały, to znaczy, że i teraz przetrwają nasze rodzime chochoły i obyczaje!

Mądrzy panowie z ekipy rządzącej pragną, by producenci pisali jasno na etykietach: „uwaga produkt zawiera białko pochodzące z robaków”, świetnie. I wszystko będzie jasne. Kto nie jest prawdziwym Polakiem, ten pewnie się złamie i rękę po takie świństwo wyciągnie. Będzie jadł na zachodnią modłę i może nawet nie zauważy różnicy w smaku, ale wiadomo jak ktoś jest zniewolony ekomodą, czy innymi takimi naukowymi bzdurami, niepolskimi wymysłami, to już nawet właściwego smaku nie czuje. Nie to, co my, prawdziwi koneserzy polskości, od razu wyczujemy ten wspaniały smak, szyneczki nafaszerowanej utrwalaczami, barwnikami, konserwantami. Cała lista Mendelejewa rozpływa nam się przyjemnie w ustach, gdy tak sobie dobre, bo polskie mięsko wcinamy. Wedle wszechmądrego Telusa czy Kowalskiego, prawdziwy Polak nie zna smaku słonecznikowego burgera, czy z przeproszeniem tofu. Polak patriota zjada polskie mięso, pije polskie mleko. Weganie i wegetarianie przeczą polskim interesom i rzecz jasna nie są Polakami. O jaroszach panowie z PiS nigdy pewnie nie słyszeli i jakoś im się chyba nigdy nie obiło o uszy, że to stara kuchnia polska. Ale cicho sza, to polskie co wyznaczone przez panów z ekipy rządzącej.

I wszystko to razem byłoby bardzo zabawne, raz jeszcze polski chocholi taniec toczy się przez nasz kraj, padają kolejne deklaracje, co jest polskie a co nie jest i kto jest prawdziwym patriotom. Jest jednak mały problem psujący całą tę zabawę: nazywa się kryzys klimatyczny. Niezależnie od świętego oburzenia i wielkich narracji polskości, fakty pozostają faktami. Przemysł mięsny zagraża światu, produkując gazy cieplarniane na masową skalę. Nawet gdybyśmy przeszli na energię odnawialną i nasze samochody, domy, praca byłyby zeroemisyjne, to istnienie hodowli połaciowych nadal ogrzewałoby i tak już rozpalony świat. Metan produkowany przez system trawienny krów jest o wiele groźniejszy niż dwutlenek węgla i dużo wolniej rozkłada się w atmosferze. Laguny, czyli zbiorniki nieczystości w których kał i uryna mieszają się z chemikaliami i antybiotykami podawanymi zwierzętom, to bomby ekologiczne zanieczyszczające ekosystemy.

Jest jeszcze jeden mały szczegół, który umyka na froncie walki z robalami. Z 1 hektara pola można rocznie otrzymać około 250 kg białka z pszenicy, i tylko 10 kg białka z wołowiny. Biorąc zatem pod uwagę fakt, że rolnictwo odpowiada za zużycie 70% wody pitnej na ziemi, a jej zasoby gwałtownie się kurczą, to produkcja żywności, która ma wyżywić coraz więcej ludzi na ziemi, w sposób logiczny powinna być roślinna. Takie fakty. Straszenie społeczeństwa robakami to nie jest tylko temat zastępczy, kolejna kampania mądrych zwolenników PiS. To tak naprawdę działanie na szkodę nas wszystkich.

Robaki jako alternatywną dietę rozważa się tak samo jak czyste mięso (hodowane w laboratorium), czy inne zamienniki diety mięsnej. Wszystko po to, by znaleźć możliwość wykarmienia coraz bardziej rozwijającej się populacji ludzi, nie mordując przy tym przyszłości nas wszystkich. Raport IPCC z ubiegłego roku nie pozostawia złudzeń: kryzys klimatyczny już trwa i jeżeli temperatura podniesie się o kolejne 1.5 stopnia, nasza przyszłość spłonie. Tu nie ma negocjacji.

Potrzebujemy odpowiedzialnych polityków i polityczki, nie czas na nasze polskie przepychanki w stylu: Polacy nie gęsi i swój rozum mają, swój węgiel, czy swoje mięso. Świat umiera na naszych oczach, więc dumny ród piastowy jest tak samo zagrożony jak wszyscy inni. Przed nami rok wyborczy, czas zatem odsunąć demagogów i ignorantów od władzy i posłuchać co mówią ekolożki i ekolodzy. Inaczej każde kolejne wybory mogą robić się coraz mniej możliwe i realne.


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!