Ogłaszam koniec miesięcznic smutku. Felieton Marcina Nowaka (30)

Ogłaszam koniec miesięcznic smutku. Felieton Marcina Nowaka (30)

Kwiecień otwiera skarby ziemi, przywracając stworzeniu nadzieję. Zabiera smutek, żal po utraconej zimą kolorowej jesieni i dobrobycie poprzedniego lata. Wypełnia marzenia o powrocie do życia, a kwiaty są przyrzeczeniem obfitości przyszłych plonów, z których znowu będzie można korzystać z szacunkiem w późniejszych okresach. Kwiecień zaprasza nową nadzieją, której dziś Polki i Polacy tak bardzo potrzebują, i mówi „Żyj, bo życie na Ciebie czeka”. Nie zadawaj sobie zbyt wielu pytań, po prostu rusz w drogę, ufając życiu, które z taką siłą i determinacją powraca, zresztą jak co roku.
… a jeżeli jakiś smutny pan z Żoliborza chce siedzieć przed czarnymi schodami prowadzącymi donikąd, rozdrapując swoje rany, to niech tak będzie, ma do tego prawo.

10 kwietnia jest dniem zwyczajnym, niezwyczajnym, pomiędzy dziewiątym a jedenastym dniem tego miesiąca. W naszej gregoriańskiej rachubie czasu to setny, a w latach przestępnych sto pierwszy dzień roku. Z Wikipedii można się dowiedzieć, jak wiele osób jest z nim związanych w pewien szczególny sposób i jak wiele wydarzeń tego dnia zaistniało w strumieniu historycznej świadomości. W Polsce jest to też Dzień Służby Zdrowia, co w obecnym kontekście wymaga podkreślenia.

Nazwa miesiąca nawiązuje do kwitnących kwiatów. Łacińska nazwa Aprilis najprawdopodobniej pochodzi od słowa aperire, „otwierać”. Oznacza więc miesiąc, w którym ziemia się otwiera i zaczyna się okres wegetacji. Kwiecień, będący drugim miesiącem w kalendarzu rzymskim, poświęcony był Wenus, bogini miłości. Zanim jednak Wenus stała się urokliwą boginią niosącą miłość, była italską boginią wiosny, roślinności i ogrodów warzywnych. Głównymi jej atrybutami były owoce i kwiaty. Towarzyszyły jej gołębie.

W Polsce tymczasem ten niczym niewyróżniający się dzień pięknego wiosennego miesiąca, niosącego nadzieję na powrót życia po zimie, dusi się pod pokrywą zgromadzeń przed czarnymi schodami prowadzącymi donikąd. Ten sam scenariusz od lat. Żałobna msza pod znakiem krzyża jako symbolu bólu i cierpienia. Procesja żałobna pod wspomniane schody – schody, które przecież mogłyby prowadzić do nieba, a prowadzą do przepaści (chciałoby się rzec: do piekła) oskarżeń, oczerniania, jątrzenia i ciągłego rozdrapywania ran. Ból ma trwać, zima cierpienia i smutku ma trwać. Biczowanie siebie i innych ma trwać, bo taka wydaje się wola Jarosława Kaczyńskiego i „dobrej zmiany”. Cały naród ma w tym uczestniczyć, ponieważ to sprawa wagi państwowej. W domyśle: w Smoleńsku nie zginął zwykły brat, ale brat Jarosława – prezydent podzielonego bez reszty narodu.

I rzeczywiście, chcąc nie chcąc, wszyscy w tym uczestniczą, bo pokorne prorządowe media rozdrapują świeże blizny, by znowu lała się krew, by powrócił ból, a ofiary katastrofy nie mogły spoczywać w pokoju. Niedawne ekshumacje, w wyniku których stwierdzono nieprawidłowości typowe dla tego rodzaju katastrof, są tego najlepszym dowodem. Naród znowu ma przeżywać tamte straszne chwile: rozpamiętywać, biczować się i zakładać wory pokutne. Antoni śpieszy z nowymi „faktami”, aby podsycać nienawiść do „zdrajców” ojczyzny, a gawiedź klaska z radości, mając złudzenie posiadania racji: „to był zamach, wiedziałem od początku”. Duda wygłasza niskolotne komentarze, a wraku w Polsce jak nie było, tak nie ma. I tak mit będzie trwał. Polacy znowu będą skakać sobie do oczu i okładać się uszczypliwymi komentarzami. Zamiast życia będzie śmierć i pustka. Zamiast nadziei rozpacz. Zamiast obfitości letnich plonów posucha. Zamiast obfitości kwiatów ból Jarosława i karcące przypomnienie, że ten ból jest udziałem całego narodu.

I żeby jeszcze ktoś chciał tę sprawę rzetelnie wyjaśnić, ale gdzie tam! Tu chodzi o to, że trzeba skazać już i tak w prawicowych mediach skazanych i osądzonych ludzi opozycji. Tu chodzi o udowodnienie błędnej tezy, a nie o poszukiwanie prawdy. Nie da się jednak z katastrofy zrobić zamachu.

Dość, dość, dość! Będąc Polakiem, pełnoprawnym obywatelem państwa polskiego, na mocy przysługujących mi praw obywatelskich ogłaszam koniec tych smutnych uroczystości! One nie mają nic wspólnego z szacunkiem dla Polek i Polaków, którzy ponieśli śmierć w tej strasznej katastrofie, ani nawet nie wyrażają chrześcijańskiej nadziei co do zmartwychwstania. Uprzedmiotawiają bliskich ofiar katastrofy, utrzymując ich w szachu na tej samej żoliborskiej szachownicy i nie pozwalając odbudowywać życia po stracie. Panie Jarosławie, żałoba po bracie trwa sześć miesięcy, góra dwanaście, a ty nas już 132 miesiąc przynaglasz, by płakać, cierpieć i smucić się z tobą, na czarno ubierać i posępną twarz przybierać. No ileż można? Któregoś dnia trzeba zaakceptować stan rzeczy, obrócić kartę osobistej historii i pozwolić odejść tym, którzy już dawno odeszli. Trzeba niejako uwolnić ich i uwolnić siebie i zacząć żyć nowym życiem – życiem ze stratą. Polki i Polacy mają prawo powrócić do normalnego życia. Mają prawo znowu cieszyć się życiem. Przestań ich karmić śmiercią, smutkiem, cierpieniem i fałszywą nadzieją. Czas na życie, na odrodzenie się Polek i Polaków ze smutku po tej strasznej, ale przede wszystkim niezrozumiałej tragedii. Dość n-tej teorii o m-tym zamachu. Dość y-ego zamachu. Dość szukania winnych, pasujących do x-tej wersji wydarzeń. Nie da się katastrofy wytłumaczyć zamachem.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego trzeba ten kondukt żałobny pozostawić na poprzedniej karcie historii. Z całym szacunkiem dla 96 ofiar katastrofy, warto pamiętać, że 10 kwietnia 2021 roku z powodu pandemii COVID-19 zmarło 749 zwykłych Polek i Polaków.

Kwiecień otwiera skarby tej ziemi, przywracając stworzeniu nadzieję. Zabiera smutek, żal po utraconej zimą kolorowej jesieni i dobrobycie poprzedniego lata. Wypełnia marzenia o powrocie do życia, a kwiaty są przyrzeczeniem obfitości przyszłych plonów, z których znowu będzie można korzystać z szacunkiem w późniejszych okresach. Kwiecień zaprasza nową nadzieją, której dziś Polki i Polacy tak bardzo potrzebują, i mówi: „Żyj, bo życie na Ciebie czeka”. Nie zadawaj sobie zbyt wielu pytań, po prostu rusz w drogę, ufając życiu, które z taką siłą i determinacją powraca, zresztą jak co roku.
… a jeżeli jakiś smutny pan z Żoliborza chce siedzieć przed czarnymi schodami prowadzącymi donikąd i rozdrapywać swoje rany, to niech tak będzie, ma do tego prawo.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!