O komunie inaczej. Felieton Marcina Nowaka (60)

Felieton Marcina Nowaka

Polki i Polacy mieszkający we Francji lub Belgii bardzo często upraszczają słowo commune do słowa „komuna” właśnie (pewnie ze względu na trudno wymawialne francuskie „u”): „idę do komuny załatwić sprawy urzędowe”, „mieszkam w komunie/na terenie komuny Waterloo”.

Francuskie słowo commune oznacza gminę – najmniejszą jednostkę administracyjną podziału terytorialnego zarówno we Francji, jak i francuskojęzycznej części Belgii. Wybierając się a la commune („do gminy”, „do urzędu miasta”), członkowie lokalnej społeczności idą załatwić sprawy urzędowe. Słowo commune należy odróżnić od słowa communauté, które oznacza wspólnotę, grupę ludzi żyjących razem lub dzielących ze sobą dobra czy zainteresowania. Na terenie jednej commune może być obecnych wiele communautés, na przykład wspólnota miłośników koni, piłki nożnej, hokeja, wycieczek rowerowych, majonezu, kuchni lokalnej czy wędkarska, wspólnota chrześcijan czy muzułmanów, konkretnej narodowości, zwolenników Platformy Obywatelskiej, Polski 2050 czy Kaczyńskiego, osób LGBT+. Wspólnoty mogą przyjmować różne formy prawne, na przykład tworzyć stowarzyszenia lub fundacje.

Commune, gmina, pełni funkcję niezależnego punktu odniesienia w stosunku do wszystkich działających na jej terenie communautés, a także rodzin i nienależących nigdzie osób samotnych. Jako najmniejsza jednostka administracyjna obejmuje wiele różnych wspólnot, a przynajmniej tak być powinno. Jest czymś wysoce niepożądanym, jeżeli jedna z communautés na danym terenie administracyjnym próbuje zawładnąć częścią wspólną, narzucić wszystkim swój punkt widzenia i podporządkować sobie innych. Co by się stało, gdyby członkowie lokalnego stowarzyszenia piłki nożnej narzucili całej gminie obowiązek uczestniczenia w treningach piłki nożnej i zabronili innych aktywności sportowych w imię jakiejś swojej idei?

Historia pełna jest przykładów, gdy konkretna wspólnota nie tylko próbuje narzucić, ale też narzuca własny punkt widzenia większej całości, niszcząc różnorodność, która i tak powraca, bo jest kluczem do rozwoju. Tak było ze zwolennikami wielkich postaci religijnych: Jezusa, Mohameda, świętych: Benedykta, Franciszka, Teresy z Avila czy Faustyny Kowalskiej, postaci historycznych: Napoleona, Hitlera czy Stalina, i współczesnych polityków: Putina, Le Pen, Salviniego, Orbana, Łukaszenki, Kaczyńskiego. Dotyczy to również znanych naukowców. Jak długo broniono teorii płaskiej ziemi czy geocentrycznego modelu wszechświata?

Commune jest odniesieniem lokalnym w mikroskali. Urząd powiatowy, wojewódzki czy państwo jako całość powinny być takim właśnie niezależnym punktem odniesienia dla wszystkich swoich mieszkańców i działających na ich terenie wspólnot. Nie może być tak, że wspólnota skupiona wokół Jarosława Kaczyńskiego narzuca całemu społeczeństwu swoją wizję rzeczywistości jako jedynie słuszną, próbując podporządkować sobie pozostałych groźbą marginalizacji lub wykluczenia.

Rodzina też jest taką właśnie commune, niezależnym punktem odniesienia. Łączy nas mimo różnic charakterów, światopoglądu czy preferencji politycznych, i mimo wszystko otwieramy się na siebie, nie próbujemy się wykluczać ani siebie nawzajem modelować na swój sposób.

Dlaczego Stany Zjednoczone trwają od tak dawna, bo stały się takim właśnie niezależnym punktem odniesienia dla różnorodnych wspólnot na ziemi amerykańskiej i zamieszkujących ją osób. Nie zawsze tak było.

Unia Europejska ze swoimi instytucjami jest takim właśnie niezależnym punktem odniesienia dla wszystkich wspólnot regionalnych działających na jej terenie i dla wszystkich mieszkańców – rdzennych i napływowych.

Dzisiaj po świecie wirtualnym rozlewa się wspólnotowe narzucanie własnych wizji. Wiele tematycznie małych grup próbuje tam zawładnąć różnorodną częścią wspólną i przymusić ją do przyjęcia pod groźbą marginalizacji i wykluczenia ich sposobu postrzegania i rozumienia świata. Świat wirtualny pełen jest przemocy, którą w znacznym stopniu udało się okiełznać w świecie realnym. A przecież świat wirtualny jest równie rzeczywisty jak ten, który nas otacza. Potępianie i poniżanie pozostaje wszędzie potępianiem i poniżaniem – nieważne, czy wyrażonym twarzą w twarz, czy wykrzyczanym internetowo.

Polki i Polacy mieszkający we Francji lub Belgii bardzo często upraszczają słowo commune do słowa „komuna” właśnie (pewnie ze względu na trudno wymawialne francuskie „u”): „idę do komuny załatwić sprawy urzędowe”, „mieszkam w komunie/na terenie komuny Waterloo”.

Commune – gmina – to miejsce, gdzie mieszkamy, działamy i budujemy naszą indywidualną i zbiorową przyszłość, gdzie szanujemy się bez względu na to, jakie mamy poglądy i zainteresowania, jaki uprawiamy sport i do jakiej lokalnej wspólnoty przynależymy. Komuna pełni funkcję niezależnego punktu odniesienia. Dba o to, żeby żadna ze wspólnot nie zdominowała pozostałych, żeby interesy którejś grupy nie przeważyły nad dobrem ogółu, żeby jednostka nie szantażowała całości. Komuna gwarantuje wolność, kierując się odpowiedzialnością. Uczy współpracy i szukania kompromisów dla dobrostanu jednostki i dobra wspólnego.

Jest to miejsce spotkania i dialogu, i wzajemnego szacunku – a przynajmniej tak być powinno. To zależy od każdej i każdego z nas.

Stąd ten tytuł i taką komunę to ja popieram.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!