O godności. Felieton Mikołaja Górnego (3)

O godności. Felieton Mikołaja Górnego (3)

Bezsprzecznie jedną z najważniejszych norm polskiej Konstytucji z 1997 roku jest artykuł 30, którego pierwsze zdanie brzmi: „Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela”. Artykuł ten jest swoistym pomostem pomiędzy prawem stanowionym a tak czy inaczej rozumianym prawem naturalnym. Wielu autorów opracowań naukowych z zakresu prawa konstytucyjnego (znakomitym przykładem jest Leszek Garlicki) uważa go za podstawę całego porządku konstytucyjnego, jego Grundnorm, a tym samym za fundament systemu polskiego prawa. Co za tym idzie, nie można rozumieć Konstytucji i bronić praworządności w oderwaniu od tej kluczowej normy. Postaram się przeanalizować tutaj jej znaczenie w kontekście podejmowanych w przestrzeni publicznej prób jej osłabiania.

Po pierwsze, należy zaznaczyć, że jakakolwiek godność może przysługiwać tylko osobie. Jedną z najtrafniejszych, moim zdaniem, definicji osoby jest ta podana przez wczesnochrześcijańskiego pisarza i filozofa Boecjusza. Według niego osoba to „indywidualna substancja o rozumnej naturze”, a więc byt wyodrębniony ze świata zewnętrznego i obdarzony racjonalnym umysłem (podarujmy sobie dyskusję, czy obdarzony przez Boga czy przez naturę). Istotą osoby jest jej podmiotowość, autonomia, potencjalna zdolność do kreowania rzeczywistości dookoła. Bycie osobą z oczywistych względów jest przymiotem każdego człowieka i każdy człowiek zasługuje na ochronę tego statusu.

Z bycia osobą wypływa zarazem godność człowieka. Uznawać czyjąś godność to po prostu przyznać, że człowiek ten jest podmiotem rozumnym i wolnym. Świetnie pisze o tym niemiecki filozof Immanuel Kant: „człowiek (…) istnieje jako cel sam w sobie, nie tylko jako środek, którego by ta lub owa wola mogła używać wedle swego upodobania”. Chodzi o to, by nigdy nie patrzeć na osobę przedmiotowo, by rozumieć, że to ktoś, kto ma swoją perspektywę o przyrodzonej wartości. Godność to elementarny szacunek, postrzeganie drugiego człowieka jako równego sobie, a także wprowadzenie do jego dalszej oceny moralnej, bo tylko podmiot, a nie przedmiot, może czynić dobrze albo źle. Dlatego godność jest niezbywalna bez względu na zachowanie człowieka – aby poddać je ocenie, trzeba wstępnie założyć, że ten, czyje zachowanie chcemy oceniać, jest osobą, podmiotem.

Nic dziwnego, że koncepcja godności zagościła na stałe w porządkach prawnych i w nauce społecznej cywilizowanego świata. W artykule 1 wyraża ją konstytucja Republiki Federalnej Niemiec, wspomina o niej, również w artykule 1, Powszechna Deklaracja Praw Człowieka. Ochrona godności powinna być czymś istotnym zwłaszcza dla osób wierzących: Bóg uczynił człowieka na swój obraz i podobieństwo, co nadaje człowiekowi szczególną rangę wśród całego stworzenia. W tym tonie wypowiadają się ojcowie soborowi w deklaracji „Dignitatis humanae”, a szczególnie podkreśla to papież Franciszek w znowelizowanym punkcie 2267 Katechizmu Kościoła Katolickiego, podzielając krytyczne stanowisko Jana Pawła II wobec kary śmierci. Ojciec Święty mówi wprost: „Dziś coraz bardziej umacnia się świadomość, że osoba nie traci swojej godności nawet po popełnieniu najcięższych przestępstw”.

Konsekwencje odmawiania jednostce godności osoby mogą być straszliwe. Oczywistym przykładem są obozy koncentracyjne, gdzie wyrządzano krzywdy niemieszczące się nawet w kategorii barbarzyństwa, wierząc, że ze względu na swoją przynależność narodową, etniczną czy wyznaniową więźniowie nie są ludźmi. Godności odmawiano Żydom, Słowianom, Romom, homoseksualistom, osobom kalekim i chorym psychicznie – wszystkim, którzy nie pasowali do skażonej eugeniką nazistowskiej wizji świata. To właśnie doświadczenia II wojny światowej sprawiły, że dziś z taką mocą podkreśla się nienaruszalność i niezbywalność godności osoby ludzkiej.

Z niepokojem należy zatem patrzeć na wszelkie próby dehumanizacji ludzi czy grup społecznych, a także na przedmiotowe ich wykorzystywanie. Samo werbalne pozbawienie kogokolwiek przymiotu człowieczeństwa, podmiotowości, stanowi w pewnym sensie otwarcie drzwi, które bardzo trudno potem zamknąć. Do kogo bowiem miałaby należeć ocena, kto zasługuje na miano człowieka, a kto nie, gdy już taką ocenę dopuścimy? Podatna na manipulacje i emocjonalne uniesienia demokratyczna większość? Organ państwowy? Takie państwa nazywamy totalitarnymi. Również każdy sąd, każdy sędzia mimo prób obiektywizacji patrzy na rzeczywistość tylko ze swojej perspektywy i może popełniać błędy. Pierwotnym motywem dehumanizujących wypowiedzi jest, jak zauważyłem, dążenie do przyznania takich uprawnień samemu mówiącemu.

Zachęcam więc do reagowania, gdy w naszym środowisku ktoś odmawia drugiemu człowiekowi godności czy wręcz przymiotu człowieczeństwa. Dożyliśmy na szczęście czasów, w których poza skrajnymi przypadkami takich wypowiedzi raczej nie wywołuje czyjaś narodowość, płeć czy kolor skóry. Ale i dziś tego typu głosy odzywają się choćby w reakcji na medialne doniesienia o sprawcach najcięższych i najbardziej okrutnych przestępstw. „To bestia, nie człowiek” – słyszy się często, gdy mowa o mordercach, gwałcicielach, pedofilach. Nie warto iść tą ścieżką z kilku powodów. Po pierwsze, jak już wspomniałem, tylko uznając podmiotowość drugiej osoby, można potępić jej czyn w sposób niepozbawiony znaczenia. Po drugie, odmawianie przymiotu człowieczeństwa budzi demony, które później nie dają się tak łatwo uśpić. Otwiera drogę torturom, poniżającemu i nieludzkiemu traktowaniu, które – jak uczy historia – bardzo szybko eskaluje i samo ma destrukcyjny wpływ na życie społeczne. Po trzecie, uważam, że nikt nie jest kompetentny, by oceniać, czy drugiego człowieka można w ogóle nazwać człowiekiem. Jest to oczywiste dla osoby, która utożsamia się z naszą kulturą i z naszym prawem. Jest to oczywiste dla osoby, która utożsamia się z naszą kulturą i z naszym prawem. Jeszcze bardziej oczywiste powinno być dla osoby wierzącej: jak pisał św. Augustyn, twórca pierwszej syntezy chrześcijańskiej, „kochajcie ludzi, tępcie błędy”. Potępienie czynu nie może być równoznaczne z utratą szacunku i chęci dobra dla drugiej osoby.

Po czwarte wreszcie, należy zdać sobie sprawę, że dynamika odmawiania ludziom godności wyłącza również bezpieczniki demokratycznego państwa prawa. Nie-człowiekowi nie przysługuje obrona, w zasadzie nie trzeba mieć przeciw niemu dowodów. Gdy dochodzi do okrutnej zbrodni, ludzie szukają winnego, by na nim rozładować gniew i uśmierzyć ból. Tłum nie słucha argumentów, tłum często nie zważa na fakty, tłum potrzebuje krwi. Łatwo tę zbiorową nienawiść skierować przeciwko komuś, kogo nie całkiem rozumiemy, wobec kogo nie czujemy empatii, bo zwykle nie mamy z nim do czynienia – po prostu wobec mniejszości. Na przykład, łącząc wyssane z palca statystki „wśród homoseksualistów pedofile występują 20 razy częściej”, stawiając znak równości pomiędzy edukacją seksualną a pedofilią i twierdząc, że „pedofile to nie ludzie”, pośrednio atakujemy zupełnie niewinne osoby. Jest to nieunikniona konsekwencja zgody na odmawianie innym godności, bez względu na to, jakie za tą zgodą kryją się pobudki. Bo przy wyłączonych mechanizmach kontroli każdy powód można tak wykoślawić.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!