Nie ma dobrego scenariusza dla Polski pod rządami PiS-u. Czy będzie taki pod rządami następców? Felieton Grzegorza Wiśniowskiego (9)

Nie ma dobrego scenariusza dla Polski pod rządami PiS-u. Czy będzie taki pod rządami następców? Felieton Grzegorza Wiśniowskiego (9)

Obecna sytuacja jest fatalna. Z jednej strony NBP rozpoczął walkę z inflacją, podnosząc stopy procentowe, co dewastuje finanse tysięcy kredytobiorców, z drugiej rząd rozdaje kolejne dziesiątki miliardów bez pokrycia w dochodach, co inflację podwyższa. Gdy do tego dodamy, że większość ugrupowań opozycyjnych zapatrzonych w sukces PiS-u bezrefleksyjnie wysuwa własne pomysły, które pogarszają perspektywę wyjścia z kryzysu, tak upragnione światełko w tunelu oddala się i przygasa.

Wygrywając wybory w 2015 roku, PiS odziedziczyło władzę w państwie mającym liczne problemy wewnętrzne, ale też parę niezaprzeczalnych atutów, w tym stabilne finanse publiczne i świetnie rozwijający się rynek finansowy oparty na jednym z nowocześniejszych w Europie systemów bankowych.

Był to początek długiego okresu międzynarodowej koniunktury gospodarczej. PiS wprowadziło w życie narzędzia prawne zaproponowane w większości przez poprzedników, umożliwiające skuteczniejszą walkę z unikaniem podatków, a zwłaszcza VAT. Swój pomysł na rządzenie ograniczyło do przekupywania wybranych grup społecznych, oczekując – zasadnie, jak się okazało – ich poparcia w sondażach i wyborach. Mimo braku potrzebnych reform gospodarczych, a nawet mimo działań władzy podkopujących szanse na sukces gospodarczy w dalszej perspektywie, koniunktura gospodarcza pozwoliła na kilkuletnie bezplanowe trwonienie zasobów. Podczas gdy większość europejskich krajów gromadziła rezerwy, kumulując owoce koniunktury, rządzące Polską ugrupowanie wydawało więcej, niż zarabialiśmy jako kraj.

Sytuacje nadzwyczajne: pandemia i wojna w Ukrainie, same w sobie były nie do przewidzenia, ale skalę tych potencjalnych zagrożeń dałoby się już – wyciągając wnioski z historii – oszacować. Rządzącym Polską populistom zabrakło jednak wyobraźni, podobnie jak kwalifikacji i zwykłej uczciwości.

Gwałtowny wzrost inflacji, który w Polsce zawdzięczamy w dużej mierze rządowi i bankowi centralnemu, wywołuje powszechną świadomość klęski. Polacy zaczęli płacić za błędy rządzących, a wielkość rachunku rośnie z każdym miesiącem. Banki podnoszą oprocentowanie kredytów, nie kwapiąc się do podwyżki oprocentowania depozytów, których mają nadmiar po rządowym dodruku pustego pieniądza przy udziale NBP.

To się jednak już dokonało. Teraz należałoby wdrożyć program, który sytuację poprawi – zapewne dolegliwy, ale konieczny. Prezes NBP Glapiński już wie, że to jedyna logiczna perspektywa. Wie to chyba także nowo wyłoniona Rada Polityki Pieniężnej, w której – jak się wydaje – zasiada więcej osób z właściwymi kwalifikacjami niż w poprzedniej kadencji. Rozpoczęty kilka miesięcy temu cykl podwyżek stóp procentowych, tak uciążliwych dla kredytobiorców, może przynieść pozytywne rezultaty i obniżyć inflację, lecz dopiero w perspektywie roku, dwóch lat. Może przynieść, ale nie musi. By to osiągnąć, niezbędna jest odpowiedzialna polityka ekonomiczna rządu, obniżanie, a nie podwyższanie deficytu finansów publicznych, zwiększanie ich transparentności, poprawa konkurencyjności gospodarki przez likwidację, a nie tworzenie monopoli, oraz prywatyzację większości firm, w których państwowy, a dzisiaj praktycznie partyjny zarząd, jest bezzasadny.

Obecna sytuacja jest fatalna. Z jednej strony NBP rozpoczął walkę z inflacją, podnosząc stopy procentowe, co dewastuje finanse tysięcy kredytobiorców, z drugiej rząd rozdaje kolejne dziesiątki miliardów bez pokrycia w dochodach, co inflację podwyższa. Gdy do tego dodamy, że większość ugrupowań opozycyjnych zapatrzonych w sukces PiS-u bezrefleksyjnie wysuwa własne pomysły, które pogarszają perspektywę wyjścia z kryzysu, tak upragnione światełko w tunelu oddala się i przygasa.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!