Nacjonalistyczny zawrót głowy. Felieton Anny Marii Rizzo (4)

Nacjonalistyczny zawrót głowy. Felieton Anny Marii Rizzo (4)

Wiem co nieco o historii i dlatego nacjonalizm zawsze wydawał mi się modą bardzo niebezpieczną. Pamiętam, że w wieku piętnastu lat traktowałam kolegę z klasy jak wariata, bo uważał się za nacjonalistę, a przy bierzmowaniu wybrał sobie jako patrona Józefa – bynajmniej nie z myślą o ziemskim ojcu Jezusa, ale o „wielkim” Piłsudskim. Nie potrafiłam go zrozumieć; mnie samą fascynował Nietzsche ze swoją decyzją o pozostaniu apatrydą.

Nadal nie pojmuję tej dziwnej miłości do państwa. Państwo przecież samo w sobie nie ma żadnych specjalnych cech, które nie występowałyby gdzie indziej. O Polsce mówi się, że jest gościnna, a jednak nie lubimy obcych, nie chcemy u siebie imigrantów, Niemców, Rosjan, Ukraińców – właściwie za nikim nie przepadamy. Polacy umieją się bawić? Możliwe, ale tylko przy wódeczce, bo jak to tak bez? Polacy dbają o swoich? Niełatwo w to uwierzyć, widząc reakcje skrajnych narodowców na kobiety protestujące na ulicach. Polacy ciężko pracują? Statystyki dowodzą, ilu ludzi żyje u nas na zasiłku. Niestety, na każdą pozytywną cechę Polaków można odpowiedzieć cechą negatywną. Proszę nie zrozumieć mnie źle: nie tylko Polska ma swoje ujemne strony. Byłam w wystarczająco wielu miejscach na świecie, by móc stwierdzić, że dotyczy to każdego kraju. Właśnie to pozwala mi powiedzieć, że nadgorliwa miłość do jednego narodu nie ma żadnego sensu. Na świecie znajdziemy nieśmiałego i cichego Włocha, znajdziemy Francuza, który nie gustuje w serze i nie nosi czarnego beretu, znajdziemy nawet Niemca, który nie czuje się lepszy od innych nacji. Znajdziemy też ciepłych, otwartych i pokojowo nastawionych Polaków. Wydaje się, że świat znów przeżywa wczesną młodość, bo – jak mówił Albert Einstein – „nacjonalizm jest chorobą wieku dziecięcego, ludzkość musi go przejść niczym odrę”. Byłoby cudownie, gdybyśmy wreszcie zaczęli dojrzewać, uczyć się na własnych błędach, widzieć człowieka w człowieku bez względu na rasę, religię, światopogląd. Nie tracę jednak nadziei. Mój wspomniany wyżej kolega, już nie nastolatek, żonaty i wykształcony, z nacjonalisty stał się liberałem, liczy się z cudzym zdaniem, podchodzi do innych z otwartością. Jeśli on dojrzał, może i dzisiejsi nabożni wyznawcy nacjonalizmu w Polsce są do tego zdolni?

Przestańmy opowiadać, jaka to Polska jest wielka, ile to wycierpieliśmy jako naród, jak dzielnie zbawialiśmy świat podczas licznych wojen. To jest zaklinanie rzeczywistości i historii. Nie tylko my doznaliśmy krzywd, nie tylko my jesteśmy bohaterscy. Pamiętajmy, że w połowie XX wieku nacjonalizm innego narodu doprowadził do światowej tragedii. Stawajmy się lepszymi ludźmi, ciekawymi prawdy. Nie pozwólmy, by nasz narodowy narcyzm przesłonił nam świat w jego bogactwie i rozmaitości.


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!