Na barwy narodowe i partyjne. Felieton Eweliny Pytel (5)

Na barwy narodowe i partyjne. Felieton Eweliny Pytel (5)

Nigdy specjalnie nie wierzyłam w narody. Ani nawet w swój naród. Nie znoszę etykiet, szuflad, w których sami się zatrzaskujemy – czasem boleśnie – w których się dusimy, ale nie umiemy z nich wyjść.

Wierzę w ludzi, którzy budują jakąś społeczność i jakieś społeczeństwo. Wierzę też w państwo, które nie jest jakąś emanacją narodu, ale mechanizmem organizacji życia społecznego.

Podobnie mam z partiami. Nie wierzę w partie, choć uważam, że są niezbędne do agregowania postulatów, do gromadzenia się wokół wspólnych celów – ale są tylko (i aż) mechanizmem organizacji. Bardzo żałuję, że w polskim systemie politycznym partie (mentalnie) pełnią inną funkcję, niż powinny. Służą za etykiety tożsamościowe. Służą do budowania okopów.

Polski parlament od ostatnich nie tylko sześciu (bo to już karykatura), ale kilkunastu co najmniej lat coraz bardziej przypomina schemat posiadania pola niż miejsce rzeczywistej dyskusji i przekonywania.

A więc nie wierzę w Platformę. Mam jej bardzo wiele za złe, bardzo wiele ta partia ma jeszcze do przepracowania. Ale jest cała lista jej członków i działaczy, w których intencje nie wątpię, a codzienną pracę znam, i bez wahania bym powiedziała: w nich wierzę.

Polska lewica – zarówno ta parlamentarna, jak i przede wszystkim internetowa – doprowadza mnie często do rozpaczy, pewnie dlatego, że sama mam serce po lewej stronie. Mogłabym się wyzłośliwiać godzinami. A jednocześnie jestem tak ogromnie wdzięczna licznej grupie ideowych i niezwykle pracowitych ludzi za jej budowanie i naprawianie, za to co robią, zwłaszcza poza światłem kamer. W nich wierzę.

Polska 2050? Nie wierzę w tę partię, tak jak i w inne. W logo, w autoreklamę, w tworzoną na szybko tożsamość. Ale kibicuję, bo w swoim bezpośrednim otoczeniu widzę aktywistów, ludzi budujących nową jakość, ogrom ich zaangażowania, pracy, starań o jak najlepsze rozwiązania, o inkluzywność. Wierzę w nich.

Nawet w Zielonych nie wierzę, w ich kolektywną tożsamość, i przykro mi z powodu ich małej siły przebicia. Ale w nikogo tak nie wierzę jak w Krzyśka z Zielonych, który niestrudzenie i w ciszy, po pracy, robi, co może, dla budowy siły proekologicznej.

Analogicznie jest oczywiście z Nowoczesną, która przyniosła kiedyś nadzieję na zmianę poziomu debaty publicznej, a potem tę nadzieję odebrała. I z Inicjatywą Polską, z Unią Europejskich Demokratów, z PSL-em, z PPS-em. Ale świetnym ludziom z każdego z tych ugrupowań szczerze kibicuję.

Kiedy więc widzę kolejną burzę po tym, jak ktoś zmienił szyld partyjny – a wiem, że zmienił go ze względu na przekonania i możliwość dobrych, skutecznych działań – ogrania mnie smutek, bo słyszę bicie w puste gary. Coś tu jest przeceniane, coś niedoceniane. Przeceniane szyldy, niedoceniany rozsądek.

A wszystkim tym politykom i polityczkom, którzy głosują zgodnie ze swoim sumieniem i rozumem, zgodnie z wartościami zadeklarowanymi wobec wyborców i wyborczyń, którzy umieją być nonkonformistami, kiedy trzeba, również w obrębie własnej partii, a jednocześnie (to też kluczowe) umieją współpracować – dziękuję.

Tak jak dziękuję dobrym ludziom, dla których obywatelstwo w paszporcie nie jest najważniejszą informacją o człowieku.


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!