My naród. Felieton Fryderyka Zolla (375)

My naród. Felieton Fryderyka Zolla (375)

Niektórzy pytają, jak to możliwe, że ja, KOD-er, podjąłem współpracę z Fundacją im. Janusza Kurtyki, zbierając pieniądze na pomoc Ukrainie.

Odpowiedz na to pytanie jest wielowymiarowa. Ma swój wymiar prywatny, symboliczno-polityczny, a także pragmatyczny.

Mój młodszy syn Andrzej (imię ma tu pewne znaczenie) chodził z Krzysiem Kurtyką, synem Janusza, do szkoły na Klinach przy ul. Fortecznej w Krakowie. Delikatnie mówiąc, nie pałali do siebie sympatią. Przekazywane przez szkołę informacje, że Andrzej Zoll pobił się na pięści z Kurtyką, miały obok kwestii wychowawczych pewien aspekt komiczny. A potem pojechaliśmy na rok do Niemiec i po powrocie relacja tych dwóch uczniów zmieniła się całkowicie. Przeciwnicy stali się największymi przyjaciółmi – do tego stopnia, że opuszczając gimnazjum, otrzymali medal za przyjaźń. Bez tego prywatnego wymiaru to, co się dzieje teraz, zapewne nie miałoby miejsca.

Współpracę z Pawłem Kurtyką, bratem Krzysia, prezesem fundacji imienia ich ojca, podjąłem ze względu na kompetencje Pawła. Szukałem wsparcia dla oddziału obrony terytorialnej Tarnopola – miasta, z którym jestem niezwykle mocno związany. W oddziale tym służy mój serdeczny przyjaciel dr Serhij Banach, dziekan Wydziału Prawa Zachodnioukraińskiego Uniwersytetu Ekonomii i Prawa. Dzięki temu bezpośredniemu kontaktowi wiedziałem dokładnie, jak potrzebna jest właściwie ukierunkowana i trafiająca w konkretne ręce pomoc zgodna ze szczegółowym zamówieniem. W ciągu kilku dni udało nam się zebrać ponad 70 tysięcy złotych i wielokrotność tej sumy w postaci darów rzeczowych. Zorganizowaliśmy pierwszy transport, teraz kończymy przygotowywać następny. Tylko cześć tych rzeczy zostaje w Tarnopolu. Serhij właśnie wrócił z Kijowa, skąd zaopatrywał pierwszą linię walk. Wpłacali pieniądze i przekazywali dary ludzie z Polski, Niemiec, USA, Izraela, Holandii, okazując solidarność z bohaterską Ukrainą. Pomoc jest jednak nadal potrzebna – brakuje wszystkiego, od elementów wyposażenia po pieluchy dla dzieci. Z Niemiec jedzie transport leków koniecznych w medycynie wojskowej.

Moja współpraca z fundacją ma również inny wymiar. To oczywiste, że pochodzimy z różnych obozów politycznych, które tkwią w sporze rozdzierającym polskie społeczeństwo. Wojna tego nie unieważnia. Współdziałanie na rzecz Ukrainy dowodzi jednak, że w naszym narodzie nadal istnieje poczucie wspólnoty, które w czasie zagrożenia pozwala nam przekraczać granice polityczne i opowiadać się po stronie podstawowej wartości, jaką jest Polska. Daje to nadzieję. Jeżeli mimo podziałów możemy mówić o sobie: „my naród”, to nikt nie jest w stanie nas pokonać.

Zwracam się z gorącą prośbą o wsparcie. Nawet nie wiecie, jak wiele od niego zależy.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!