Media publiczne czy sprzedajne? Felieton Adama Jaśkowa (34)

Media publiczne czy sprzedajne? Felieton Adama Jaśkowa (34)

Odbudowa pozycji telewizji publicznej musi być powiązana ze zwiększeniem roli dziennikarzy i ich odpowiedzialności za kreowanie treści. Nie wystarczy zmiana prezesa, likwidacja dziwacznego tworu w postaci Rady Mediów Narodowych czy odbudowa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji jako regulatora.
Warto też dopłacić do retransmisji polskiej wersji Euronews, a nawet wrzucić ją do telewizji naziemnej. Gdyby Donald Tusk był prawdziwym Europejczykiem i nie poskąpił kiedyś na ten cel, obywatele metropolii i prowincji mogliby dziś oglądać rzeczy, których kurska telewizja nigdy nie pokaże. A gdyby ktoś chciał zamykać jakąś telewizję, to proponuję zacząć od Telewizji Trwam.

Platforma Obywatelska rozpoczęła kampanię zbierania podpisów pod projektem ustawy o likwidacji abonamentu RTV i TVP Info. Trudno powiedzieć – nie znam aktualnych badań w tej materii – czy są to kwestie najważniejsze dla obywateli naszego kraju. Nie wiem nawet, czy są to kwestie najistotniejsze dla potencjalnych wyborców PO. Owszem, w ostatnim badaniu opinii publicznej (CBOS) odnotowano po raz pierwszy przewagę krytycznych opinii o TVP (44%) nad pozytywnymi (40%). W III RP telewizja publiczna zbierała pozytywne oceny na poziomie 70–80%, a znaczący spadek zaliczyła dopiero w 2016 roku, schodząc poniżej 70%, czyli do poziomu notowanego w grudniu 1997 za prezesury Wiesława Walendziaka, ojca i matki „polskich pampersów”. Od 2016 roku pozytywne opinie topniały nieprzerwanie, by w maju 2021 osiągnąć pierwsze „dno”. Najlepsze oceny telewizja (publiczna) zbierała za prezesów Kwiatkowskiego i Dworaka. Temu drugiemu zawdzięczamy uruchomienie TVP Kultura, który to program – wyznaję – czasem w tajemnicy przed światem oglądam. Na ocenę TVP nie wpłynęła ani aktywność Bronisława Wildsteina, ani karuzela prezesów za pierwszych rządów PiS‑u, ani prezesura Juliusza Brauna. Zjazd w dół, jeszcze chyba nie zakończony, to bezsprzecznie zasługa Jacka Kurskiego, którego imię na pewno pozostanie w historii Telewizji Polskiej.

Abonament telewizyjny w różnej formie jest powszechny w Unii Europejskiej prawie tak samo jak telewizja publiczna. Nie ma go w krajach bałtyckich, w Rumunii, Bułgarii, Holandii, Hiszpanii i na Węgrzech. Publiczna telewizja działa tam wszędzie.

Hiszpanie nie płacą abonamentu, ale mają telewizję publiczną (i radio) w całości opłacaną z dotacji publicznych (budżetu państwa), w dodatku od 2011 roku wolną od reklam. RTVE obejmuje, podobnie jak TVP, dwa kanały ogólne, kanał informacyjny i kanały tematyczne, a także kanał międzynarodowy. Ten sam podmiot nadaje też publiczne kanały radiowe. Jest to ciekawy model telewizji publicznej, być może warty rozważenia w Polsce.

W Holandii media publiczne również utrzymywane są w większości z pieniędzy rządowych. Państwo przeznacza na stacje telewizyjne i rozgłośnie niemal 800 mln euro rocznie, a z emitowania reklam media holenderskie czerpią dodatkowe 200 mln. Pieniądze te jednak trudno uznać za rządowe kroplówki – stawka jest względnie stała, a fundusze pochodzą ze środków Ministerstwa Kultury i Nauki.

Bułgarska telewizja utrzymuje się z dotacji z budżetu państwa (stanowiących około 60% jej przychodów) oraz reklam. W Rumunii do 2017 roku telewizja publiczna była finansowana z reklam i obowiązkowego abonamentu, a obecnie finansuje ją rumuński rząd.

TVP w 2019 roku miała przychody w wysokości 2,56 mld złotych, a także 89 mln złotych zysku netto. Większość, bo 57% wpływów, stanowiły środki budżetowe wynoszące 1,459 mld złotych, z czego 331,4 mln to opłaty abonamentowe, a 1,127 mld to zeszłoroczna rekompensata.

Kwestia, czy likwidować abonament, czy też nie, wydaje się wtórna. Faktycznie chyba lepiej się z nim pożegnać, niż pilnować, by ludzie chcieli go płacić. Tyle że pozostaje nadal do rozwiązania problem telewizji publicznej.

Likwidacja TVP Info wydaje mi się pomysłem nieco absurdalnym. W całej Europie publiczne stacje mają swoje kanały informacyjne. Czymś zupełnie innym jest ocena bieżącego działania podmiotu w konkretnych okolicznościach prawno-politycznych, a czymś innym postulat zlikwidowania instytucji. Równie dobrze można by domagać się likwidacji rządu, Sejmu, Senatu i urzędu Prezydenta RP – choć argumentów za likwidacją tych ostatnich dwóch zebrałoby się całkiem sporo, i to nie tylko z ostatnich kadencji.

Pytanie postawione przez inicjatorów zbierania podpisów zasługuje jednak na uwagę. Nie unikniemy – mam nadzieję – dyskusji nad tym, jak powinna wyglądać telewizja publiczna, tym bardziej że jedną z przyczyn jej degrengolady jest konsekwentna marginalizacja stowarzyszeń dziennikarskich i w ogóle upadek tego zawodu. Trudno powiedzieć, że SDP sięgnęło dna; leży na nim już długo. A przecież siłą mediów publicznych w Europie jest silna pozycja dziennikarza i stowarzyszeń dziennikarskich. Rolę tych organizacji w mediach publicznych marginalizowano od dawna, tak samo zresztą jak w mediach prywatnych. To również dlatego Orlen tak szybko i bez oporu przejął dzienniki regionalne, bo już poprzedni właściciel wyczyścił je z organizacji dziennikarskich, a czasem nawet i z dziennikarzy.

Odbudowa pozycji telewizji publicznej musi być powiązana ze zwiększeniem roli dziennikarzy i ich odpowiedzialności za kreowanie treści. Nie wystarczy zmiana prezesa, likwidacja dziwacznego tworu w postaci Rady Mediów Narodowych czy odbudowa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji jako regulatora.

Warto też dopłacić do retransmisji polskiej wersji Euronews, a nawet wrzucić ją do telewizji naziemnej. Gdyby Donald Tusk był prawdziwym Europejczykiem i nie poskąpił kiedyś na ten cel, obywatele metropolii i prowincji mogliby dziś oglądać rzeczy, których kurska telewizja nigdy nie pokaże. A gdyby ktoś chciał zamykać jakąś telewizję, to proponuję zacząć od Telewizji Trwam.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!